Przeciwko sędziemu Garzonowi, jak podkreśla niemiecki "Die Welt", donosząc o czwartkowym wyroku Sądu Najwyższego Hiszpanii, toczy się jednocześnie proces, w którym zarzuca mu się przekroczenie kompetencji z powodu wszczętego z jego inicjatywy w 2008 roku dochodzenia w sprawie zbrodni reżimu frankistowskiego. Według komentatorów, w istocie to ta inicjatywa, a nie zarzut bezprawnego zarządzenia podsłuchu rozmów oskarżonych w głośnej aferze korupcyjnej firmy Guertel, spowodowała, że pozbawiono sędziego prawa wykonywania zawodu. Agencja AP, przedstawiając uzasadnienie wyroku na 56-letniego sędziego, "jednego z najwybitniejszych Hiszpanów", inicjatora licznych dochodzeń w sprawie łamania praw człowieka, pisze: "Wyrok był uzasadniony decyzją Garzona z 2009 roku, kiedy zarządził podsłuchiwanie rozmów prowadzonych w więzieniu między adwokatami a osobami oskarżonymi (związanymi z firmą Guertel - PAP) o opłacanie polityków rządzącej obecnie konserwatywnej Partii Ludowej w zamian za uzyskiwanie lukratywnych kontraktów rządowych w regionie madryckim w walenckim". Nakazanie prowadzenia podsłuchu członkowie Sądu Najwyższego określili jako praktykę "właściwą reżimom totalitarnym". Garzon tłumaczył się, że prawo hiszpańskie nie definiuje dokładnie, w jakich przypadkach sędzia może zarządzić podsłuch, on zaś podejrzewał, że oskarżeni kierują z więzienia praniem brudnych pieniędzy i dalszym przekazywaniem łapówek dla polityków. "El Pais" i inne dzienniki hiszpańskie zwróciły uwagę, że sędzia śledczy, który przejął po Garzonie sprawę "afery korupcyjnej Guertel" również zarządził podsłuch telefoniczny wobec adwokatów. EFE i niektóre inne europejskie agencje prasowe podkreślają w depeszach z Madrytu, że hiszpański minister sprawiedliwości Alberto Ruiz-Gallardon i jego poprzednik Francisco Caamano wyrazili "maksimum uznania" dla wyroku Sądu Najwyższego. "Świadczy on o normalnym funkcjonowaniu naszych instytucji, przestrzeganiu zasad, jakimi kieruje się państwo prawa" - oświadczył minister. Podkreślił jednocześnie, że za wyrokiem nie kryje się "żadna ocena polityczna" działalności skazanego sędziego. Garzon, jak przypominają AP i AFP, chciał wyjaśnić losy ponad 100 000 przeciwników gen Francisko Franco wymordowanych pod koniec wojny domowej (1936-1939) i w początkowym okresie dyktatury. Podobnie, doprowadzając w 1998 roku do zatrzymania w Londynie b. dyktatora Chile Augusto Pinocheta, chciał postawić go przed sądem za zabójstwa polityczne dokonane na obywatelach Hiszpanii w czasie dyktatury wojskowej (1973-1990). Sędziemu Garzonowi zarzuca się w związku z wszczętym przez niego dochodzeniem w sprawie zbrodni frankizmu, że podejmując to śledztwo, świadomie przekroczył kompetencje sędziego Sądu Krajowego i naruszył ustawę o amnestii z 1977 roku. Dlatego w 2009 r. został odsunięty od sądzenia. Amnestia ogłoszona w dwa lata po śmierci Franco, w początkowym okresie transformacji ustrojowej w Hiszpanii, uznała zbrodnie popełnione przez władze frankistowskie wobec osób uznanych za zwolenników obalonej Republiki za niekaralne. Uzasadnienie ustawy brzmiało: sprawcy działali "zgodnie z obowiązującym wówczas prawem". Niemiecki dziennik "Stern", nawiązując do aresztowania z inicjatywy Garzona b. dyktatora Chile podczas pobytu Pinocheta w W. Brytanii, zamieszcza depeszę z Madrytu pod nagłówkiem: "Kontrowersyjny proces - zakaz wykonywania zawodu dla łowcy tyranów". Lewicowy paryski "Le Monde" kwituje sprawę Garzona podpisem pod zdjęciem sędziego: "Był niewygodny". "Sued-Deutsche Zeitung", informując o wyroku, który praktycznie eliminuje Garzona z zawodu, napisała: "Znany sędzia śledczy Baltasar Garzon chciał zbadać straszne czyny dyktatury Franco - teraz musi odpowiadać za naginanie prawa". Sędzia hiszpańskiego Sądy Krajowego w Madrycie, Baltasar Garzon, zyskał międzynarodową sławę nie tylko dzięki spowodowaniu aresztowania Pinocheta, lecz także ścigając sprawców masakry w Ruandzie, oskarżając winnych łamania praw człowieka w Tybecie, zbrodni dyktatury wojskowej w Argentynie oraz podejmując w 2003 roku, po ataku terrorystycznym przeciwko USA, inicjatywę ścigania Osamy bin Ladena - przypomina agencja AP.