Małe Księstwo Warszawskie i wielka polityka Wiednia Utworzone w roku 1807 Księstwo Warszawskie miało, z polskiego punktu widzenia, wiele niedostatków. Cesarz Napoleon stworzył je wyłącznie z ziem drugiego i trzeciego zaboru pruskiego, państwo to obejmowało więc zaledwie drobną część przedrozbiorowej Rzeczypospolitej (104 000 km2 z 2,6 mln mieszkańców), a za sprawą protestów cara Aleksandra I nie mogło nawet nosić nazwy "zlikwidowanego na zawsze" Państwa Polskiego. Księciem warszawskim został monarcha obcy, król Saksonii Fryderyk August Wettin (wnuk Augusta III Sasa). Gospodarka księstwa obarczona była nadmiernymi ciężarami na rzecz sojuszniczej armii francuskiej, a znaczna część niewielkich sił zbrojnych skierowana została do Hiszpanii, by pełnić tam ówczesny rodzaj misji stabilizacyjnej w ogarniętym rozruchami i antyfrancuską partyzantką kraju. Wszystkie te niedostatki pozostawały jednak w cieniu faktu, że Księstwo Warszawskie było - pomimo wszystko - Państwem Polskim, przywróconym do życia wbrew woli większości mocarstw Europy. Pokonać je wszystkie jednocześnie było niemożliwością nawet dla genialnego Korsykanina. Mógł on jednak pobić naszych zaborców po kolei. I czynił to, w najlepiej pojętym interesie Francji. W roku 1806 Napoleon rozgromił Prusy, a już po kilku latach kolej przyszła na Austrię. Cesarstwo Habsburgów, mimo niedawnej dotkliwej klęski (1805) i "degradacji" poprzez formalne rozwiązanie Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego (1806), pozostawało wciąż potęgą, zarówno militarną, jak i polityczną. Wymuszone porażkami w wojnach z Francją reformy wojskowe znacznie poprawiły liczebność i jakość cesarskich sił zbrojnych, a niekorzystny dla Paryża rozwój sytuacji w Hiszpanii (wspierane przez Anglię powstanie przeciwko nowemu królowi, Józefowi Bonaparte) dawał podstawy do wiary w zwycięstwo nad Francją. W lutym 1809 rząd Najjaśniejszego Pana Franciszka I, mając obietnicę wsparcia finansowego przez Londyn, podjął decyzję o rozpoczęciu działań wojennych. W Wiedniu wiedziano doskonale, że wobec neutralności Rosji (toczącej wówczas wojny z Turcją i Szwecją) jednym z czynników decydujących o zwycięstwie będzie postawa Prus, państwa mającego wszelkie powody do szukania odwetu na Francuzach. Obawa przed ponowną, być może już ostateczną, klęską była jednak w Berlinie wciąż silna. Chwiejna postawa Fryderyka Wilhelma III wymagała podjęcia kroków nadzwyczajnych. W Wiedniu postanowiono więc zająć zbrojnie Księstwo Warszawskie, by następnie zwrócić jego terytorium Prusom i w ten sposób przypieczętować antynapoleońskie przymierze kosztem Polski. Trzeci front piątej koalicji Austriackie dowództwo poważnie podeszło do kampanii na "froncie północnym". Do walki z siłami zbrojnymi Księstwa Warszawskiego skierowano utworzony w marcu 1809 na ziemiach Galicji VII Korpus, dowodzony przez arcyksięcia Ferdynanda Karola Habsburga d'Este, mimo młodego wieku (28 lat) doświadczonego oficera, uczestnika walk pod Ulm i Austerlitz. Podlegało mu około 24 500 żołnierzy piechoty oraz 4 500 kawalerzystów i 94 działa w 14 bateriach, tworzących dywizję piechoty (6 pułków w 3 brygadach), wzmocnioną dywizję jazdy (5 pułków konnych i 2 bataliony lekkiej piechoty) oraz silną brygadę wydzieloną (3 pułki piechoty i 1 pułk konny). Warto przypomnieć, że w piechocie znaczną część żołnierzy (być może nawet aż jedną czwartą) stanowili Polacy z Galicji, objęci przymusowym poborem do armii cesarskiej. Siły obrońców były znacznie skromniejsze. Naczelny Wódz, 46-letni wówczas generał dywizji książę Józef Poniatowski, były pułkownik armii habsburskiej i adiutant cesarza Józefa II, dysponował zaledwie niespełna 15 500 żołnierzami w 7 pułkach piechoty i 5 pułkach jazdy oraz 27 działami. Z pomocą Polakom pośpieszył król saski, wysyłając do Księstwa jednak dość symboliczne siły: 3 bataliony piechoty, dwa szwadrony kawalerii i 12 dział. Nominalnym sojusznikiem Księstwa stała się także Rosja, formalnie sprzymierzona z Francją, jednak "pomoc" rosyjska miała dla Polaków jak zwykle opłakane skutki? Wojna austriacko-francuska wybuchła 10.IV.1809 roku na dwóch frontach - niemieckim i włoskim. Wojska habsburskie przejęły inicjatywę strategiczną i uderzyły jako pierwsze, wkraczając do Bawarii, sprzymierzonej z Francją. Zaskoczeni Francuzi przeszli do odwrotu, oczekując na przybycie cesarza i objęcie przez niego dowództwa. Początkowe sukcesy zachęciły Wiedeń do ataku także i na północy. W połowie kwietnia korpus austriacki otworzył trzeci już front wojenny. Przekroczył graniczną Pilicę i wtargnął na teren Księstwa Warszawskiego, kierując się ku jego stolicy. Po kilku dniach nieprzyjaciel dotarł w pobliże Warszawy, ogarniętej paniką wobec znacznej przewagi wroga i spodziewanej klęski. Wbrew wszelkim okolicznościom książę Józef postanowił stawić opór najeźdźcy, choć nie łudził się, że możliwe będzie odparcie wroga od stolicy. To, co mogło wydawać się defetyzmem, okazało się jednak głęboko przemyślaną i prowadzącą do zwycięstwa strategią. Raszyn: remis ze wskazaniem Rankiem 19 kwietnia austriacki zwiad wykrył oddziały polskie przygotowane do obrony w pobliżu miejscowości Falenty i Raszyn, u zbiegu traktów krakowskiego i wrocławskiego, czyli spodziewanego kierunku nadejścia Austriaków. Pozycje obronne zostały wybrane trafnie. Przepływający w pobliżu potok oraz szerokie rozlewiska wraz z obszarem zalesionym, utrudniały nacierającym podjęcie walki manewrowej, zmuszając Austriaków do ataku przez wąskie, łatwe do zablokowania groble. Dzięki temu przewaga liczebna przeciwnika została skutecznie zredukowana. Po południu cesarscy piechurzy (początkowo 5, później 11 batalionów i 12 dział) zaatakowali wysuniętą placówkę polską w Falentach (3 bataliony piechoty wsparte sześciodziałową baterią artylerii). Jednoczesna próba oskrzydlenia obrońców nie powiodła się ze względu na bagnisty teren. Przeciwnik zmuszony był zatem do uporczywego, wielokrotnego ataku czołowego i poniósł poważne straty. W trakcie walk o groblę falencką wielką odwagą wykazał się polski wódz naczelny. W krytycznej chwili osobiście stanął na czele żołnierzy i z karabinem w dłoniach, nie wypuszczając z ust ulubionej fajki, poprowadził kolumnę szturmową do kontrataku, który zapobiegł przełamaniu obrony. Żołnierze zainspirowani tym iście napoleońskim aktem brawury swojego dowódcy, utrzymywali więc nadal newralgiczne pozycje, blokujące Austriakom drogę na Warszawę. Przed zmierzchem wykrwawione i wyczerpane bataliony polskie zmuszone zostały jednak do odwrotu z grobli. Austriacy zbliżyli się do Raszyna, o który rozgorzał zacięty bój. Doszła do głosu przewaga liczebna nacierających i miejscowość została opanowana przez Austriaków. Dalsze ich natarcie zastopowane zostało silnym ogniem artylerii saskiej i polskiej. Do straceńczego kontrataku ruszyli także Polacy i piechurzy sascy, którzy odbili Raszyn, a raczej jego zgliszcza. Poległ wówczas ranny już wcześniej płk Cyprian Godebski, oficer - intelektualista, znany poeta i prozaik. Przed północą walki zamarły. Wykrwawione siły Księstwa, które tego dnia poniosły ponad 10 proc. strat w zabitych i rannych, osłabione zostały odejściem oddziałów saskich, wezwanych do zagrożonej ojczyzny. W tej sytuacji książę Poniatowski podjął trudną i niepopularną decyzję. Postanowił jeszcze pod osłoną nocy wycofać się do Warszawy. Austriacy zorientowali się o odejściu obrońców dopiero rankiem następnego dnia. Odnieśli wprawdzie taktyczne zwycięstwo, zajmując część pola walki, jednak zapłacili za to wysoką cenę, tracąc blisko 2 500 poległych i rannych. Nie zdołali ostatecznie rozbić Polaków, ani zamienić ich odwrotu w paniczną ucieczkę. Wciąż jednak VII Korpus pozostawał groźną siła bojową, zdolną do zadania w polu ciężkiego ciosu wojskom Księstwa. Mimo świadomości własnej przewagi, arcyksiążę Ferdynand obawiał się oblężenia Warszawy, gdyż brakowało mu ciężkiej artylerii i wojsk inżynieryjnych. Zgodził się więc na podjęcie negocjacji w sprawie poddania miasta. Rozmowy rozpoczęto już nazajutrz po bitwie raszyńskiej. Raczej niespodziewanie przyniosły one warunki bardzo korzystne dla Polaków. W planach dowódców przeciwnych armii doszły bowiem do głosu całkiem odmienne akcenty. Arcyksiążę Ferdynand uznał, że ważniejsze są względy polityczne, a opanowanie stolicy przeciwnika to znakomity wskaźnik tego, kto wygrywa wojnę. Natomiast generał Poniatowski sądził, że ważniejsze są motywy strategiczne, a przede wszystkim zachowanie szans na kontynuację walki aż do spodziewanego zwycięstwa Francuzów na głównych frontach. Opuszczając bez walki stolicę, książę Józef naraził się wprawdzie na krytykę i niechęć opinii publicznej, zyskiwał jednak swobodę manewru, a co najważniejsze, podarował przeciwnikowi "zatrute jabłko", gdyż samo okupowanie Warszawy wymagało zaangażowania części oddziałów, a przy tym nie mogło przynieść korzyści militarnych, gdyż w rękach polskich pozostała umocniona Praga, szachująca artylerią przeprawy przez Wisłę. Już w tydzień po batalii raszyńskiej (26 kwietnia) Polacy rozproszyli pod Grochowem oddziały nieprzyjacielskie, uczestniczące w oblężeniu Pragi, a do kraju dotarły krzepiące wieści z głównego frontu wojny, gdzie pod Eckmühl armia napoleońska pokonała Austriaków. W kolejnych dniach oddziały VII Korpusu bez skutku usiłowały przebić się do granicy Prus, by pozyskać tak niezbędnego sojusznika. W maju Austriacy usiłowali wydzielonymi siłami zająć Płock i Toruń (tymczasową siedzibę cywilnych władz Księstwa), a próba przeprawy przez Wisłę pod Żeraniem została udaremniona przez Polaków. Główne siły Księstwa Warszawskiego były wtedy już zupełnie gdzie indziej? Galicyjska wiosna wolności Podczas gdy arcyksiążę d'Este postanowił wyruszyć w dół biegu Wisły, polski wódz naczelny wybrał kierunek odwrotny. W nocy z 7 na 8 maja książę Józef przekroczył granicę trzeciego zaboru austriackiego, kierując się ku Lublinowi. Miasto opanowane zostało już 10 maja, a następnego dnia wyzwolono Dęblin. Kluczowe znaczenie miało zajęcie Sandomierza i Zamościa, z jednej strony zrywające Austriakom połączenie VII Korpusu z "tyłami", z drugiej, otwierające Polakom drogę do Galicji Wschodniej. Sandomierz skapitulował 18 maja, a walki o silnie ufortyfikowany Zamość potrwały do 20 maja. Pierwszy, krwawo odparty atak żołnierzy Księstwa wykazał, że potrzebne jest dokładne rozpoznanie pozycji nieprzyjacielskich. Dokonał tego kapitan Strzelecki, absolwent austriackiej akademii wojsk inżynieryjnych, który w przebraniu chłopskim, z motyką na ramieniu, bez przeszkód obszedł i obejrzał nieprzyjacielskie fortyfikacje. Uzyskane informacje przyczyniły się do zdobycia miasta wraz ze znacznymi zapasami wojennymi i niebagatelną sumą miliona florenów, znalezioną w kasie dowództwa twierdzy. Zapewne oblężenie trwałoby dłużej, gdyby nie postawa galicyjskich rekrutów w cesarskiej służbie, którzy bez entuzjazmu podchodzili do bratobójczej walki. Wieści o sukcesach w Galicji z pewnością złagodziły niepomyślne nowiny spod Wiednia, gdzie arcyksiążę Karol zdołał w krwawej batalii pod Aspern i Essling (16-17 maja) pokonać Francuzów pod wodzą samego Napoleona. Kawaleria polska wyruszyła zagonami w głąb Galicji, witana entuzjastycznie przez rodaków, od 1772 roku oczekujących na wyzwolenie spod ciężkiej ręki Habsburgów. Należy bowiem pamiętać, że to właśnie pod zaborem austriackim panował wówczas najbardziej surowy reżim, łączący represje polityczne i forsowną germanizację kraju z bezwzględnym drenażem podatkowym i poborem rekruta do służby na odległych rubieżach Imperium. Już 25 maja wyzwolono Jarosław, a dwa dni później podjazd porucznika Starzeńskiego triumfalnie wkroczył do Lwowa, stolicy Galicji. Książę Poniatowski znalazł się w niezręcznej politycznie sytuacji. Z jednej strony nie mógł - i zapewne nie chciał - zrażać patriotycznie usposobionych rodaków, z drugiej - musiał liczyć się z decydującym zdaniem Paryża. Pragnąc przychylnie usposobić Francuzów pisał więc do marszałka Berthiera: "Galicja robi wrażenie prowincji francuskiej. Wiadomość o każdym sukcesie Wielkiej Armii czy wojsk polskich wywołuje tu niezwykły entuzjazm. (?) Mieszkańcy Galicji gotowi są zaciągnąć się w szeregi armii i ponieść ofiary w imię zwycięstwa nad Austrią. Ludność prowincji oczekuje jednak wyjawienia intencji Cesarza względem Galicji". Wobec poważnych kłopotów Wielkiej Armii zbierającej z trudem siły do rozstrzygającej batalii, nie nadesłano żadnych jednoznacznych instrukcji. Naczelny Wódz postanowił więc zastosować metodę faktów dokonanych i polecił generałowi Rożnieckiemu utworzenie cywilnej administracji, a de facto rządu tymczasowego wyzwolonych ziem galicyjskich. Zorganizowano także intendenturę wojskową, zaopatrującą nie tylko pułki Księstwa Warszawskiego, lecz także nowo powstające formacje ochotnicze. Wstępowali do nich licznie także Polacy z Wołynia i Podola, pozostających pod zaborem rosyjskim. Tego było za wiele dla "sprzymierzeńców" ze Wschodu? Fałszywy sojusznik - prawdziwy wróg Rosja, dwukrotnie w ciągu kilku lat walcząca z Francją (1805, 1806-7), przy tym zaangażowana w wojny na północy oraz południu nie mogła pozwolić sobie na otwarty konflikt z Napoleonem. Pozostawała więc formalnie jego sojusznikiem, tym samym stając się - wbrew woli - sprzymierzeńcem Księstwa Warszawskiego, państwa uważanego za groźny wyłom w "ostatecznym rozwiązaniu sprawy polskiej", obowiązującym od 1795 roku. Próbą wartości tego sojuszu było wkroczenie wojsk austriackich do Księstwa Warszawskiego. Jeszcze przed bitwą raszyńską z Warszawy wysłano do ambasadorów Francji i Saksonii w Petersburgu pisma z prośbą o uzyskanie od Rosjan pomocy wojskowej przeciw agresorom. Car Aleksander osobiście zapewnił dyplomatów, że jego wojsko wkroczy do Galicji, a Rosja zerwie stosunki dyplomatyczne z Austrią. W rzeczywistości - w myśl tajnego układu z Wiedniem - zachował daleko idącą powściągliwość, nakazując kniaziowi Golicynowi, dowódcy 70-tysięcznego korpusu stacjonującego przy zachodniej granicy imperium, by nie podejmował kroków wojennych zbyt pośpiesznie. Jednak spontaniczne działania Polaków w zaborze austriackim, przybierające wręcz formy insurekcyjne, bardzo zaniepokoiły kręgi rosyjskiej elity władzy. Obawiano się, i nie bezzasadnie, że Księstwo połączone z Galicją będzie w przyszłości dążyć do odzyskania ziem wschodnich dawnej Rzeczypospolitej. Konieczne zatem okazało się wystąpienie zbrojne, oficjalnie przeciw Austrii, w rzeczywistości przeciw Polakom. Rosjanie znakomicie zdawali sobie sprawę z trudnego położenia strategicznego Francji, wciąż dalekiej wówczas od triumfu w wojnie i praktycznie pozbawionej możliwości wsparcia Polaków siłą zbrojną. Poniatowski, słusznie obawiając się złych intencji fałszywego sprzymierzeńca, zdecydował się na kolejny krok zmierzający ku faktycznej integracji ziem galicyjskich z Księstwem Warszawskim. Dnia 2 czerwca 1809 r. powołał do życia - rzekomo z polecenia Napoleona - Rząd Centralny Obojga Galicji z siedzibą we Lwowie, występujący wobec wojsk rosyjskich z pozycji gospodarza kraju. Jednocześnie zainicjował korespondencję z ks. Golicynem, którego usiłował skłonić do rozpoczęcia akcji zbrojnej przeciw korpusowi arcyksięcia Ferdynanda, wciąż pozostającemu w Księstwie. Rosjanie następnego dnia wyruszyli na zachód, jednak nie ku Warszawie, a w kierunku Lwowa. Austriacy natomiast opuścili stolicę Księstwa i przeszli do ofensywy, pokonując w kolejnych starciach słabe oddziały polskie i odbijając 18 czerwca Sandomierz, a 21 czerwca Lwów. Tydzień później do stolicy Galicji wkroczyło wojsko rosyjskie, witane przyjaźnie przez władze austriackie. Generał Müller-Zakomelski ogłosił wkrótce polskim sojusznikom, że mianowano go właśnie "gubernatorem wojskowym Lwowa i kraju przez wojska rosyjskie zajętego", a "osoby do rządu przez wojsko polskie wybrane więcej urzędować nie mogą". Protesty gen. Poniatowskiego pozostały bez echa. Wojsko Księstwa, zasilone licznymi ochotnikami galicyjskimi, rozpoczęło więc 5 lipca ofensywę przeciw Austriakom, nacierając z okolic Radomia w kierunku południowym, by uprzedzić Rosjan w zajmowaniu reszty Galicji. W dniu następnym cesarz Napoleon w morderczej batalii pod Wagram złamał opór Austrii i rozejmem podpisanym w tydzień później w Znojmie zakończył zwycięsko swoją najtrudniejszą jak dotąd kampanię. Książę Józef, pokrzepiony dobrymi wieściami spod Wiednia, ruszył na Kraków. U jego bram został zatrzymany przez Rosjan, którym Austriacy pośpiesznie przekazali miasto, lecz z typową dla siebie brawurą roztrącił huzarski patrol, nie żałując pięści. Rosjanie, przyzwyczajeni, że jeśli ktoś bije, to widać ma prawo, ustąpili z drogi? W połowie października Francja i Austria zawarły w Schönbrunn pokój, mocą którego Księstwo Warszawskie nagrodzone zostało za sojuszniczą wierność Cesarzowi. Kraj powiększony został o ziemie Galicji Nowej (trzeciego rozbioru) oraz część Galicji Starej, razem o 52 000 km2 i 1700 mln mieszkańców. Znacząco wzrosły też polskie siły zbrojne, gdyż tzw. formacje galicyjsko-francuskie, powstałe podczas kampanii 1809 r., zintegrowano ze "starym wojskiem", wzmocnionym teraz o 3 pułki piechoty i 6 pułków jazdy. Był to ogromny krok ku odbudowie Rzeczypospolitej, nawet mimo pozostawienia pod zaborem austriackim Lwowa, a także oddania Rosji ziemi tarnopolskiej, najwyraźniej jako nagrody za sojuszniczą niewierność. Ale czas "drugiej wojny polskiej", czyli rozprawy z imperium carów, w napoleońskim planie stworzenia zjednoczonej Europy miał dopiero nadejść? Piotr Galik Literatura: 1. Romański R. "Raszyn 1809", Warszawa 1997 2. Krzos K. "Z księciem Józefem w Galicji w 1809 roku", Warszawa 1967 3. Leśniewski S. "Wagram 1809", Warszawa 2003