Anna Kondek-Dyoniziak, PAP: Co pan sądzi o projekcie nowelizacji?Łukasz Kamiński: - Można go oceniać na kilku poziomach. Na pewno są zapisy, które należy uznać za dobre. Przykładem może być możliwość reprezentowania przez naszych prokuratorów państwa w procesach związanych z unieważnieniami wyroków. Do tej pory była to domena prokuratury powszechnej, której przedstawiciele nie zawsze dysponowali odpowiednią wiedzą. Są przepisy, które moim zdaniem idą w dobrym kierunku, ale wymagają doprecyzowania, np. kwestia likwidacji zbioru zastrzeżonego. Ten postulat Instytut zgłaszał już od dłuższego czasu. - Ale są też zmiany, które budzą zaniepokojenie. Nastąpi bardzo znaczące osłabienie niezależności IPN i pozycji prezesa. I to zarówno w stosunku do świata polityki, jak i wewnętrznie, bo przyszłe Kolegium będzie miało uprawnienia, jakich obecnie nie ma Rada IPN. Jesteśmy też rozczarowani, że w projekcie nie znalazły się kwestie, o które Instytut zabiega od wielu lat, związane m.in. z ułatwieniem dostępu do archiwów, większym powiązaniem pionu śledczego z Instytutem czy zmianą organizacji terytorialnej, tak by sieć naszych oddziałów odpowiadała województwom. Według projektu prezesa IPN miałby powoływać Sejm za zgodą Senatu po zasięgnięciu opinii Kolegium Instytutu. - To przykład osłabienia nie tylko pozycji prezesa, ale też ograniczenia niezależności Instytutu. W dotychczasowym stanie prawnym, w zasadzie od początku istnienia IPN, pozycja prezesa była silna także dzięki temu, że był wybierany w publicznym konkursie. Mógł przedstawić swój program, który podlegał ocenie, również publicznej. Parlament nie mógł bezpośrednio odwoływać prezesa, co w myśl noweli będzie mógł zrobić stosunkowo łatwo. Można się spodziewać, że każdorazowa większość będzie powoływała własnego prezesa IPN, czyli Instytut będzie uzależniony od zmian w bieżącej polityce. - Można odwołać się do konkretnego przykładu - nasz czeski odpowiednik kilkakrotnie w związku ze zmianami większości parlamentarnej przechodził gigantyczne zawirowania i jego pozycja społeczna jest nieporównywalnie słabsza niż IPN. Autorzy noweli mówią, że projekt zwiększy kompetencje działania prezesa IPN. - To nieprawda i nie chodzi tylko o rezygnację z konkursu. Proszę zwrócić uwagę na to, że jednocześnie zgłoszono propozycję zmiany regulaminu Sejmu. Osłabienie pozycji prezesa idzie bardzo daleko. Zgodnie z propozycją ma być teraz wybierany zwykłą większością głosów. Będzie jedynym urzędnikiem państwowym tej rangi, który nie będzie wybierany większością bezwzględną. To jest degradacja pozycji ustrojowej IPN i jego prezesa. Przykładem osłabienia pozycji prezesa w samym instytucie jest konieczność konsultowania z Kolegium obsady ponad stu stanowisk kierowniczych. Projekt dość znacząco poszerza zakres zadań IPN, m.in. o kompetencje Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa (ROPWiM). - To daleko idąca zmiana struktury. Zamiast czterech pionów ma być siedem, więc pytanie czy Instytut nie przekształci się w moloch biurokratyczny, trudny do zarządzania. Dużo poważniejsza kwestia jest związana z tym, że ustawa nie przewiduje dodatkowych środków na realizację zadań, a koszt tych zmian bardzo wstępnie oceniamy na 30 mln zł. Nie jest możliwe wygospodarowanie takiej kwoty z obecnego budżetu IPN. Brak tych pieniędzy będzie oznaczać paraliż dotychczasowej pracy - edukacyjnej, naukowej, śledczej, lustracyjnej. Warto zauważyć, że środki, które miała w dyspozycji ROPWiM to rocznie ponad 20 mln zł. Jak pan ocenia samą koncepcję przejęcia zadań Rady? - Jest pytanie czy w tak gigantycznej strukturze, jaką będzie nowy IPN, te zadania nie zostaną jakoś ograniczone, chociażby właśnie ze względu na brak środków. - Okres, którym mielibyśmy się zajmować wydłużono i to w dwóch aspektach. Jeżeli chodzi o ekshumacje i gromadzenie dokumentów - od 1917 roku. A w aspekcie ochrony miejsc pamięci, cmentarzy to okres w zasadzie od konfederacji barskiej. Podobnie w wymiarze działalności naukowej i edukacyjnej. To bardzo szeroki zakres. To więc kwestia do przedyskutowania, zaprojektowania zmian, zatrudnienia nowych specjalistów, przeznaczenia środków na nowe zadania. Ciężko sobie wyobrazić, by takie kwestie można było przygotować w ciągu zaledwie 14 dni, czyli okresu, w którym nowela ma wejść w życie. Nowela zakłada też nowy mechanizm poszukiwań szczątków ofiar totalitaryzmu w oparciu o przepisy Kodeksu postępowania karnego. - W mojej ocenie proponowane rozwiązania skomplikują i wydłużą procedury związane z przenoszeniem późniejszych pochówków, czyli w takich sytuacjach z jakimi mamy do czynienia na "Łączce". Zamiast zmiany mechanizmu lepiej byłoby uzupełnić dotychczasowe przepisy nadając decyzjom wojewodów rygor natychmiastowej wykonalności. Warto pamiętać, że procedury związane z przeniesieniem grobów z "Łączki" są już bardzo zaawansowane. Ma także zostać stworzona Baza Materiału Genetycznego. - Trzeba stwierdzić, że taka baza już istnieje. To Polska Baza Genetyczna Ofiar Totalitaryzmów prowadzona przez Pomorski Uniwersytet Medyczny w Szczecinie we współpracy z IPN. Praca tej Bazy przynosi rezultaty, więc nie widzę potrzeby jakiegoś dublowania czy też zastępowania jej działalności. Jak pan skomentuje krytyczne uwagi posłów PiS na temat działalności IPN w ostatnich latach? - Zacząć należy od stwierdzenia, że padły słowa o konieczności odbudowania "szacunku do IPN" i jego "autorytetu", które są całkowicie nieprawdziwe. Nie ma potrzeby odbudowywania czegoś, co jest na niezwykle wysokim poziomie - od 2010 r. poziom zaufania wzrósł o 11 pkt procentowych z 51 do 62 proc. w styczniu br. Równocześnie brak zaufania do Instytutu deklaruje obecnie jedynie 15 proc. respondentów, niemal dwukrotnie mniej niż 6 lat temu. - Odnośnie zarzutu o brak dystrybucji wydawnictw muszę powiedzieć, że kiedy obejmowałem stanowisko sieć dystrybucji praktycznie nie istniała i została dopiero odbudowana. W 2015 r. sprzedaliśmy blisko 90 tys. publikacji, ponad 20 tys. więcej niż w 2009 r. Tysiące osób pobierają nasze publikacje z biblioteki cyfrowej utworzonej w ostatnich latach. Mówienie o braku dystrybucji świadczy o braku wiedzy. - Jeżeli chodzi o zarzut "infantylizacji pracy Instytutu", to zestawiając to z inną wypowiedzią marszałka Ryszarda Terleckiego rozumiem, że ma na myśli np. gry i komiksy. Po pierwsze warto zauważyć, że ukazywały się one również za kadencji prezesa Janusza Kurtyki, z którą jesteśmy konfrontowani i przedstawiani jako rzekome przeciwieństwo. Po drugie to dobry sposób dotarcia do młodego pokolenia z wiedzą o naszej historii, każde z tych wydawnictw posiada bowiem opracowanie historyczne. - Poza tym sprowadzanie naszej działalności edukacyjnej do komiksów i gier jest nieporozumieniem i prawdopodobnie świadczy o braku wiedzy o takich działaniach jak "Opowiem Ci o wolnej Polsce", "O tym nie można zapomnieć - spotkania z kobietami, które przeszły piekło obozów i łagrów", wyjazdach edukacyjnych na cmentarze katyńskie, rajdach szlakami oddziałów partyzanckich, inicjatywach rocznicowych i dziesiątkach innych projektów. Jeśli cały pomysł nowelizacji oparty jest na tego typu nieporozumieniach i braku wiedzy, to jest bardzo niepokojące. Czy IPN planuje jakieś działania związane z projektem noweli? - Liczę na rzetelną dyskusję nad tym projektem w parlamencie. Na to, że będziemy mieli możliwość przedstawienia naszej opinii o poszczególnych zapisach. I mam nadzieję, że w toku prac parlamentarnych przepisy, które budzą największe wątpliwości będą mogły zostać zmienione bądź doprecyzowane. Liczę także, że posłowie pochylą się nad wspominanymi przeze mnie kwestiami, które z punktu widzenia działalności IPN są szczególnie ważne. Niestety podczas przygotowywania noweli nikt z posłów nie skontaktował się z Instytutem. A szkoda, bo część zapisów już w projekcie mogła wyglądać zupełnie inaczej, gdyby zechcieli poznać realia funkcjonowania IPN.