Według historyków, obława augustowska to największa po II wojnie światowej, niewyjaśniona zbrodnia dokonana na Polakach. Śledztwo w tej sprawie prowadzone jest od wielu lat, najpierw przez prokuraturę powszechną, obecnie przez pion śledczy IPN. Głównym punktem uroczystości w Gibach była msza św. w miejscu symbolicznej mogiły ofiar obławy, odprawiona pod przewodnictwem biskupa ełckiego Jerzego Mazura. Wzięli w niej udział m.in. przedstawiciele rodzin osób zaginionych, władz państwowych i samorządowych. W okolicznościowych wystąpieniach apelowano o upowszechnianie pamięci o obławie augustowskiej, zaś do władz państwowych, o pomoc w wyjaśnieniu okoliczności zbrodni i odnalezienia miejsc pochówku ofiar. Niewykluczone bowiem, że w archiwach rosyjskich mogą znajdować się materiały, które mogą pomóc dojść do prawdy. Jak dotąd, IPN w ramach pomocy prawnej w Rosji nie uzyskał żadnych dokumentów ani informacji, które pomogłyby wyjaśnić tajemnicę obławy augustowskiej. W homilii pomocniczy biskup diecezji ełckiej Romuald Kamiński podkreślił, że w czasie zatrzymań ludzi zabierano "z domów, pól, ze specjalnie zorganizowanych zebrań, od dzieci, matek, żon". Jak mówił, chodziło o zastraszenie społeczeństwa (w sumie zatrzymano wówczas kilka tysięcy osób, z których wyselekcjonowano ok. 600). Powiedział też, że mechanizm działania był podobny do zbrodni katyńskiej. - Teraz już nikt nie ma wątpliwości, że zaginieni zostali zamordowani, choć nie znamy ani okoliczności, ani miejsca ich spoczynku - podkreślił hierarcha. Zwrócił też uwagę, że poza lokalną społecznością, pamięć o tych wydarzeniach w świadomości społecznej praktycznie dotąd nie istniała i dlatego za bardzo ważne uznał upowszechnianie tej wiedzy. Jan Miszkiel ze wsi Posejnele miał w lipcu 1945 roku 15 lat. Jak powiedział, zabrany został przez "wojsko ruskie", gdy pracował z braćmi na łące. Zabrano go do domu, by wziął dokumenty, a stamtąd do punktu, gdzie zwożono zatrzymanych. Tam odebrano mu dokumenty i sprawdzano je z listą, prawdopodobnie osób przeznaczonych do aresztowania. - Zaczęli po kolei nas uwalniać. Z połowę z nas do wieczora już zwolnili. A my przesiedzieliśmy całą noc i kogo uznali za niewinnego, nie zapisanego, to oddali dokumenty i puścili do domu - dodał 80-letni obecnie świadek tamtych wydarzeń. Wśród osób, które zaginęły bez wieści, byli jego krewni, w tym stryj. Pytany, co wówczas ludzie mówili o zaginięciu tylu osób powiedział, że przypuszczano, iż wywożono ich gdzieś niedaleko i "może" rozstrzelano. O tym, że mogło to być niedaleko sądzono po tym, że ten sam samochód ciężarowy wywoził ludzi i po około godzinie wracał. - Nie mówili nam, za co nas zatrzymali - dodał pan Jan. Upowszechniać wiedzę o obławie stara się Instytut Pamięci Narodowej. Przed 65. rocznicą wydarzeń wydał dwie publikacje. To m.in. "Przerwane życiorysy. Obława Augustowska lipiec 1945" autorstwa Alicji Maciejowskiej, emerytowanej dziennikarki radiowej, badaczki tematu obławy, która działa w powstałym w 1987 roku Obywatelskim Komitecie Poszukiwań Mieszkańców Suwalszczyzny Zaginionych w lipcu 1945 roku. Książka jest zbiorem 490 biogramów zaginionych w obławie. Przez lata autorka i komitet w specjalnych ankietach gromadzili dane i relacje uzyskane od rodzin ofiar obławy. Jak powiedział dr Jerzy Milewski z IPN w Białymstoku, komitet zebrał kilkaset takich ankiet, a Maciejowska je uzupełniała, gdy pojawiały się nowe informacje. Według obecnych ustaleń śledztwa IPN, osób zaginionych-zamordowanych jest 593. Prokuratorzy Instytutu zastrzegają jednak, że ostateczna liczba ofiar będzie znana po zakończeniu postępowania.