"Pierwsze wspomnienie jakie mam: Jestem niechciana. Coś jest ze mną nie tak" - pisze Ute Baur-Timmerbrink w książce "Wir Besatzungskinder" ("My, dzieci okupacji"). "Zawsze porównywałam się z innymi dziećmi. Zauważyłam, że o wiele więcej znaczą dla swoich rodziców" - dodaje 70-letnia dziś kobieta. O tym, że jej ojcem był amerykański żołnierz dowiedziała się w 1998 roku. Wcześniej rodzina nie chciała mówić, kim był jej tata. Uważano, że to haniebny sekret, który nie powinien wyjść na jaw. Kiedy dowiedziała się prawdy, jej mama i mężczyzna, którego uważała za biologicznego ojca, już nie żyli. Zabrali sekret do grobu Baur-Timmerbrink poznała prawdę od córki przyjaciółki jej matki. Potwierdziła to, co kobieta w głębi serca czuła. "Każdy zabrał ten sekret do grobu, ale ja tego nie mogłam zrobić" - usłyszała i rozpoczęła poszukiwania ojca. Kiedy ustaliła jego tożsamość, okazało się, że już nie żył. Zmarł w 2001 roku. Podobnych historii jest wiele, ale nie przykuwają one zbyt wielkiej uwagi ze względu na skalę tragedii, spowodowanej przez niemiecką agresję wojenną. Warto jednak zwrócić uwagę na liczby. Szacuje się, że w Niemczech żyje około 250 000, a w Austrii 20 000 dzieci żołnierzy z USA, Wielkiej Brytanii, Francji i Rosji. Niektóre dzieci są wynikiem romansów z żołnierzami, chociaż ci mieli wyraźne rozkazy, że nie wolno im "bratać się" z niemieckimi kobietami. Wiele kobiet zostało wdowami, albo oddzielono ich od wziętych do niewoli mężów. Bieda i tragiczna codzienność wojenna pchnęła je w ramiona żołnierzy przeciwnego obozu. Większość dzieci nie poznała swoich ojców lub - jak Baur-Timmerbrink - nie miała nawet pojęcia o ich istnieniu. Dzieci i ich matki były w Niemczech piętnowane, dyskryminowane i spychane na margines społeczny. Niektóre z nich, co ujawniły badania przeprowadzone przez naukowców z Lipska i Greifswaldu, do dziś borykają się z traumą. "Moją mamę nazywali dziwką, a mnie małpą" - relacjonował jeden z uczestników badania. Paczka papierosów i zapałki W wielu przypadkach żołnierze nie byli świadomi, że zostali ojcami. Tak było chociażby w przypadku Margot Jung, urodzonej w Koblencji, gdzie stacjonowały wojska francuskie. Kiedy miała siedem lat, usłyszała rozmowę matki z babcią. Wspominały o jakimś "Francuzie". Słowo to zaintrygowało Margot, ale ojca zaczęła szukać dopiero w 2002 roku. Skontaktowała się z Czerwonym Krzyżem, ale nie natrafiła na żaden trop. Któregoś dnia zabrała matkę na wycieczkę w okolice, w której mieszkały, kiedy przyszła na świat. To tam powiedziała jej, że szuka swojego francuskiego ojca. Matka na początku nie zareagowała, ale następnego dnia dała córce kartkę z adresem kochanka sprzed lat. Margot nie poznała ojca. Jean zmarł w 2001 roku. Poznała natomiast swoją przyrodnią siostrę. "Nie czuję wstydu. Mogę otwarcie mówić o moim ojcu" - podkreśla po latach. Jej matka również poczuła ulgę. Ucieszyła się, że dzięki wyjawieniu prawdy, dowiedziała się więcej na temat swojego ukochanego. Pokazała nawet córce pamiątkę po tacie: paczkę papierosów i pudełko zapałek, które przechowywała jak cenną relikwię od ich ostatniego spotkania. Baur-Timmerbrink pracuje obecnie w organizacji GItrace. Pomaga dzieciom i ich ojcom, byłym amerykańskim żołnierzom, odnaleźć się po latach. Dotąd połączyła ok. 200 rodzin. Działalność, choć patrząc z boku chwyta za serce, często kończy się bez powodzenia. W wielu przypadkach ojcowie lub ich rodziny nie chcą grzebać w duchach przeszłości i ignorują prośby o kontakt.