Stanisława Osiczko-Śledziejowska wspomina, że wyjście z obozu nie dla wszystkich oznaczało wolność. Była więźniarka, która doświadczyła eksperymentów pseudo-medycznych wspomina, że żołnierze Armii Czerwonej dopuszczali się gwałtów na kobietach z obozu, a jedna z jej przyjaciółek została prze nich zamordowana.Wanda Rosiewicz wspomina, że trudno mówić o wyzwoleniu przez czerwonoarmistów, ponieważ "w dzień zachowywali się w miarę, ale w nocy trzeba było uciekać przed nimi, gdzie pieprz rośnie". - Wiele kobiet, zanim obóz został wyzwolony, zostało wypędzonych na tak zwane marsze śmierci - wspomina Krystyna Zając. Jak mówi, przez kilka dni szły w kolumnie bez jedzenia i picia, z krótkimi przerwami, a z głodu jadły nawet trawę. Po drodze widziały zamordowanych więźniów, leżących na poboczu, którzy wycieńczeni padali i byli dobijani przez Niemców. "Byłam tak wyczerpana, że prosiłam Boga o śmierć" - Wyzwolone, wycieńczone kobiety często nawet nie miały siły cieszyć się z wolności - wspomina Krystyna Kosmahl. Była więźniarka mówi, że po kilku dniach szła wręcz "na czworaka", a kiedy dowiedziała się, że jest wolna, było jej wszystko jedno, bo z wyczerpania "prosiła Boga o śmierć". Wiele kobiet było ewakuowanych z fabryk, gdzie pracowały przymusowo i były kierowane z obozu Ravensbrück. To szczęście miała Maria Bogusz. Z fabryki przywieziono ją do Ravensbrück, tam zabrano jej numer i wraz z innymi więźniarkami wsadzono do pociągu, który dojechał do Dani. Później promem trafiła do Malmoe, gdzie pomyślała, że jest wolna i "narodziła się ponownie". Przez niemiecki obóz Ravensbrück przeszło ponad 130 tysięcy kobiet, w tym ponad 40 tysięcy Polek. Większość została tam zamordowana.