To zdjęcie wykonano późną wiosną lub wczesnym latem 1940 roku w Thorn, czyli w okupowanym Toruniu, który wówczas był miastem leżącym w rejencji bydgoskiej Okręgu Rzeszy Gdańsk-Prusy Zachodnie. Dzień musiał być ciepły, a być może nawet upalny. Na pierwszym planie widać bowiem kąpiących się w Wiśle mężczyzn (żołnierzy Wehrmachtu?), ale to, co najbardziej nas na zdjęciu interesuje, zobaczymy na drugim planie. To znana z tysięcy fotografii panorama starej części Torunia z masywną bryłą kościoła świętych Janów (obecnej katedry diecezji toruńskiej), wieżami innych świątyń i Ratusza staromiejskiego. Obok tych zabytkowych budowli widać też fragment mostu drogowego, który krótko przed I wojną światową Niemcy zbudowali jako kolejowy na kilkunastokilometrowej linii kolejowej w okolicach Marienwerder (Kwidzyna). Na mocy traktatu wersalskiego Kwidzyn pozostał w Niemczech, a niedalekie Smętowo, do którego prowadziła owa linia kolejowa, znalazło się w odrodzonej Polsce. Niemal nowiutki most, który w całości leżał na terytorium Rzeczypospolitej, pod koniec lat 20. XX wieku rozebrano i przewieziono do Torunia, gdzie składając go, jednocześnie przystosowano do ruchu drogowego. Ta nowoczesna na tamte czasy przeprawa, która doprowadziła do Dworca Głównego PKP linię tramwajową, podczas uroczystego otwarcia w 1934 roku otrzymała imię Józefa Piłsudskiego. Marszałek nie był w endeckim Toruniu lubiany, ale władze państwowe uznały, że skoro w większości sfinansowały tę inwestycję, to mają prawo nadać mostu imię. I tak też się stało. Most im. Józefa Piłsudskiego runął do Wisły 6 września 1939 roku, wysadzony w powietrze przez wycofujące się z miasta oddziały Wojska Polskiego. Wkrótce potem niemieckie władze Thorn rozpoczęły rozbiórkę zniszczonych przęseł mostu. W ruch poszły - co widać na zdjęciach niemieckiej kroniki filmowej - ładunki wybuchowe, palniki acetylenowe, dźwigi i kilofy. Gdy jakiś fotograf-amator w połowie 1940 roku w rejonie ruin Zamku Dybowskiego utrwalał na kliszy kąpiących się w Wiśle mężczyzn, na jej prawym brzegu pozostał tylko początkowy, niezniszczony fragment mostu. Tym samym jednak otwarła się perspektywa na Wisłę od Zamku Dybowskiego aż do kościoła świętych Janów. Te budowle pod dnem Wisły miał w średniowieczu połączyć tunel, którego szukano w 1995 roku. Za dużo cegieł... Na akcję poszukiwawczą w okolicach ruin Zamku Dybowskiego, zaplanowaną na pierwszą sobotę lipca 1995 roku, zaprosił mnie Włodzimierz Antkowiak, toruński literat i eksplorator, z którym wówczas współpracowałem. Autor "Nieodkrytych skarbów" i przewodniczący Międzynarodowej Agencji Poszukiwawczej był w środowisku poszukiwaczy postacią znaną, chociaż kontrowersyjną. Z prowadzonych w Toruniu poszukiwań tunelu szczęśliwie pozostały mi - oprócz wspomnień - notatki, zdjęcia na celuloidowym filmie i napisany "na gorąco" artykuł, który "Głos Wielkopolski" zamieścił 17 lipca 1995 roku. Pamiętam, że zaraz po przyjeździe do Torunia uciąłem sobie z Antkowiakiem krótką rozmowę. Przewodniczący MAP twierdził, że gdy w pierwszej połowie XV wieku rozpoczęto rozbudowę postawionego 100 lat wcześniej kościoła świętych Janów, zamówiono znacznie więcej cegieł niż potrzeba było na wybudowanie 40-metrowej wieży, a następnie podwyższenie o ponad 27 metrów korpusu głównego świątyni oraz dobudowanie dwóch krucht: północnej i południowej. "Na co wykorzystano cegły, które nie były potrzebne do rozbudowy kościoła świętych Janów, jeśli padające w starych dokumentach liczby są prawdziwe?" - zastanawiał się Antkowiak. "Legenda twierdzi, że na budowę tunelu, który pod dnem Wisły połączył kościół z budowanym w tym samym czasie Zamkiem Dybowskim. Osobiście nie wierzę w istnienie tego tunelu, ale wielu Torunian jest święcie przekonanych, że on nadal tkwi w ziemi. Nic nie przemawia za tunelem oprócz warunków geologicznych, które rzeczywiście pozwalały na jego budowę. Jednak koszt takiego przedsięwzięcia byłby niewspółmiernie wysoki w stosunku do ewentualnych korzyści. A w średniowieczu umiano już liczyć..." W starych notatkach znalazłem też wypowiedź Ryszarda Grzywińskiego z 1995 roku, który wraz z Jerzym Kalinowskim zainicjował wówczas poszukiwania podziemnego tunelu:- "Uważam, że warto szukać. W przypadku potwierdzenia tej hipotezy, byłaby to sensacja naukowa na skalę światową. Zamek Dybowski wybudowano na lewym brzegu Wisły w szczytowym okresie rozbudowy kościoła świętych Janów, a więc w pierwszej połowie XV stulecia. O niczym to jeszcze nie świadczy, podobnie zresztą, jak informacja pochodząca z okresu bezpośrednio poprzedzającego montaż toruńskiego mostu drogowego, czyli z początku lat 30. XX wieku. W trakcie budowy jednego z filarów przyszłego mostu skruszono ponoć fragment muru gotyckiego, znajdującego się pod dnem Wisły. To jest dowód! - twierdzą zwolennicy istnienia podziemnego połączenia tej ogromnej świątyni z zamkiem. Tunel ów musiałby rzeczywiście przechodzić w miejscu jednego z kilku filarów mostu, ale co skruszyli robotnicy? Wtedy tej sprawy nikt nie wyjaśnił. Goniły terminy. Zdaniem entuzjastów teorii o istnieniu tunelu, dowodem są również tajemnicze haki zawieszone na sklepieniu kościoła świętych Janów, tuż obok kościelnej wieży. Haki te miały posłużyć do opróżniania budowanego tunelu z ziemi oraz do opuszczania materiałów budowlanych. Georadar w akcji Licznie zebrani dziennikarze i fotoreporterzy oraz ekipa telewizji publicznej z uwagą obserwowali dwóch mężczyzn w średnim wieku (jak się później dowiedziałem, działacza nauczycielskich związków zawodowych i radnego Torunia), ciągnących na sznurku coś w rodzaju... sanek. Co chwilę przerywali pracę, przestawiając "sanki" w inne miejsce. Raz między zachowane mury zamku a brukowaną drogę, a potem z drugiej strony drogi w kierunku pobliskiej Wisły. Opis tego, co w tamtą pierwszą sobotę lipca 1995 roku działo się w pobliżu Zamku Dybowskiego, brzmi dzisiaj nieco naiwnie, ale wówczas, prawie 18 lat temu, niemal wszyscy obserwujący poszukiwania podziemnego tunelu po raz pierwszy widzieli georadar w akcji.Tym dość prymitywnym z dzisiejszego punktu widzenia radarem interferencyjnym SIR-3 dysponował (ponoć jako jedyny w kraju) toruński Instytut Geografii Polskiej Akademii Nauk. Zanim przywieziono go nad Wisłę, Ryszard Grzywiński i Jerzy Kalinowski dokonali czternastu próbnych odwiertów w miejscu hipotetycznego przebiegu tunelu. Prawie za każdym razem świder zatrzymały cegły znajdujące się na tym samym poziomie. "To na pewno nie były pojedyncze cegły, tylko jakaś konstrukcja. Może stara ceglana droga? Może fragmenty zasypanych murów zamku? A może sklepienie tunelu?" - mówił jeden z poszukiwaczy, którego wypowiedź opublikowałem we wspomnianym artykule w "Głosie Wielkopolskim". Tam też zamieściłem wypowiedź ówczesnego miejskiego konserwatora zabytków w Toruniu, Zbigniewa Nawrockiego: "Oczywiście, nie wykluczam, że przejście pod Wisłą może istnieć i dlatego warto szukać. Osobiście jednak uważam, że mamy tu do czynienia nie z konstrukcją średniowieczną, lecz późniejszą, która od Zamku Dybowskiego wiedzie tylko do Wisły". W starych notatkach znalazłem jeszcze krótkie zapiski z odczytywania wskazań radaru przez jego operatora, Piotra Lamparskiego: "Nie jest to naturalna struktura gruntu. Tu widzę jakąś szczytową część. Wygląda to na uskok. W każdym razie coś istnieje pod ziemią. Chyba sklepiona warstwa cegieł. Może to być tunel!". Nie był. Graniczna rzeka Było to ulubione miejsce toruńskich zakochanych, którzy w cieniu średniowiecznych murów utwierdzali swe uczucia. Wpadali tu też pijaczkowie, by w spokoju "obalić" pół litra lub butelkę najtańszego wina. Potem okazało się, że grube mury tej budowli znakomicie nadają się do nauki wspinaczki. W Zamku Dybowskim szukano również skarbów, a w końcu tunelu, czego byłem świadkiem wczesnym latem 1995 roku. Ponad trzy lata później, w listopadzie 1998 roku, na kilka dni przyjechałem do Torunia, znajdując wtedy czas na długie rozmowy z Włodzimierzem Antkowiakiem, a nawet na wspólny wyjazd na lewy brzeg Wisły i pobyt w ruinach zamku. Rozmawialiśmy i o tunelu. Na jego ślad - usłyszałem - nie natrafiono ani w 1995 roku, ani później. I Włodek wyjaśnił mi, dlaczego. "Gdy przyjrzymy się historii Zamku Dybowskiego" - mówił - "znajdziemy odpowiedź, dlaczego nie mógł go łączyć tunel z kościołem świętych Janów. Bo kościół do 1454 roku leżał na terenie krzyżackiego Torunia, a Zamek Dybowski wybudowano na ziemi, którą w 1422 roku Krzyżacy zmuszeni byli oddać Polsce. Polacy na odzyskanym terenie rozpoczęli budowę zamku - rezydencji królewskiego burgrabiego. Obok zamku powstała osada kupiecka, zwana Nieszawą lub Nową Nieszawą, która okazała się groźną konkurentką dla handlu toruńskiego. Na tyle groźną, że w 1433 roku doszło do napadu mieszczan toruńskich na Nową Nieszawę, którą obrabowali i spalili, a zamek obsadziła załoga krzyżacka. Na krótko zresztą, bo dwa lata później sytuacja wróciła do stanu sprzed roku 1433. Wisła znów stała się tu rzeką graniczną". Tyle Antkowiak. Można się jednak zastanawiać, czy w tym krótkim, bo zaledwie dwuletnim okresie Krzyżacy połączyli - pod dnem Wisły - swą część miasta z zajętą Nową Nieszawą, budując ponad kilometrowej długości tunel. A może rozpoczęto tę ogromną, jak na owe czasy, inwestycję? Może ją tylko zamierzano wykonać? Wszystko wskazuje, że na te kwestie można odpowiedzieć jednym słowem - nie. Nie da się też jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, kiedy zrodziła się legenda o tunelu? Niektórzy twierdzą, że podczas wojen szwedzkich w połowie XVII wieku, gdy Zamek Dybowski został zniszczony. I w stanie ruiny przetrwał do dzisiaj. Opis współczesnych poszukiwań tunelu rozpocząłem od wojennej historii toruńskiego mostu drogowego, który w chwili wejścia Niemców do miasta stał w sporej części zniszczony. Dla hitlerowskich władz Thorn i Wehrmachtu priorytetem była odbudowa również wysadzonego w powietrze przez Polaków mostu kolejowego, a w drugiej połowie 1940 roku przyszła kolej na most drogowy. Jeśli przyjmiemy, że opisana na wstępie fotografia wykonana została w czerwcu 1940 roku, to odbudowa ta przebiegała w iście ekspresowym tempie, bo już na początku października tegoż roku namiestnik Rzeszy w okręgu Gdańsk-Prusy Zachodnie Albert Forster oraz generalny inspektor rozbudowy Berlina i innych miast niemieckich, architekt Albert Speer brali udział w otwarciu drogowej przeprawy przez Wisłę. Odbudowany most otrzymał imię Adolfa Hitlera. Wprawdzie niektórzy świadkowie twierdzą, że była to konstrukcja dość prymitywna, częściowo drewniana, to jednak na wykonanym w Thorn podczas wojny zdjęciu, przedstawiającym młodą kobietę w stroju kąpielowym na brzegu Wisły, na dalszym planie widać fragment odbudowanego mostu. Z tej perspektywy prezentuje się on dość okazale. Nie trzeba chyba dodawać, że podczas wojennej odbudowy mostu drogowego, podobnie zresztą jak podczas powojennej (most Adolfa Hitlera wysadzili w powietrze uciekający z Thorn Niemcy w końcu stycznia 1945 roku), nie natrafiono na jakiekolwiek ślady tunelu. Leszek Adamczewski