Zanim zagłębimy się w mroczną opowieść o obozie w Łabędach, warto przypomnieć nieco historii tego miejsca, które dzisiaj funkcjonuje w cieniu pobliskich Gliwic (Łabędy leżą w granicach administracyjnych gminy Gliwice). Wręcz należy przypomnieć, bo nawet w świadomości Górnoślązaków Łabędy nie są zbytnio znaną miejscowością. To dziwne, bo historia tego miejsca jest niezwykle ciekawa, barwna i sięga głęboko w przeszłość śląskiej ziemi. Podobno pierwsze odkryte tu ślady osadnictwa wskazują na III-IV w., choć w Łabędach odkryto 80 grobów kultury łużyckiej w obrządku szkieletowo-ciałopalnym datowanych na lata 650-400 p.n.e., co wskazuje na wiele wcześniejszy rodowód tutejszego osadnictwa. Pochodząca ze schyłku starożytności osada, miała należeć do wspólnoty pogańskiej kultu starosłowiańskiego, której ośrodkiem były pobliskie Czechowice. Gdy na tych terenach pojawili się misjonarze, Cyryl i Metody, prawdopodobnie powstała tu pierwsza wspólnota chrześcijańska. O wiele starsza niż oficjalna data chrztu Polski. Pośrodku łabędzkiego parku odkryto ślady średniowiecznego grodziska datowane na XII wiek. Badacze przyjęli, że grodzisko miało, dość często stosowany w tej epoce, kształt stożka. Nieco dalej, u ujścia rzeki Kłodnicy do Jeziora Rzeczyckiego, znajdują się relikty drugiego grodziska, tym razem pochodzące z XV wieku. Wygląda więc na to, że pierwotne grodzisko zostało porzucone (być może zniszczone podczas najazdów mongolskich w XIII w.), a mieszkańcy osiedlili się w innym miejscu. To możliwe. Z moim rodzinnym Bytomiem było dokładnie tak samo. W IX w. Łabędy należały do kasztelani toszeckiej, ich pierwszym właścicielem był niejaki Christianius Labandtus. Na początku XV w. kolejnym dysponentem Łabęd był Ulbrecht Kucze von Labut. W 1429 r. Fryderyk Labud, w 1453 Sambor de Labut, a w 1456 -Jan Nasimbor von der Labanti. Jak widać, nazwa miejscowości - w zmienionej jedynie pisowni - powtarzała się w nazwiskach jej właścicieli. Prawdopodobnie pomiędzy 1383 a 1472 r. Łabędy podlegały władzy Piastów opolskich. Do 1573 r. właścicielem osady był Wacław Prokop ze Zwiastoszowic (Zwiastowic). Z 1648 r. pochodzi informacja, że Łabędy przeszły w ręce Anny Sidonii, żony hrabiego Kaspra Colonny, właściciela toszeckiego zamku, którego historię opisałem w "Odkrywcy" (nr 8/2013). W 1670 r. prawo własności zostało przekazane Gustawowi Colonny von Fels. Ten z kolei, już w 1671 r., sprzedał Łabędy hrabiemu Georgowi von Welczek z Piotrowic. W tym momencie skończyło się przekazywanie Łabęd z rąk do rąk. Ród Welczków był ich właścicielem prawie przez 300 następnych lat. Ostatnim właścicielem Łabęd był baron Hanno von Welczek, do którego należała również miejscowość Czechowice. Aż trudno uwierzyć, że ta niepozorna dzisiaj miejscowość, ma tak bogatą przeszłość1. Początkowo Łabędy były typowym obszarem rolniczym. Jednakże z czasem, gdy zaczęło rozwijać się górnośląskie wydobycie rud żelaza, a potem węgla kamiennego, osada zaczęła zmieniać swoje oblicze. I to w bardzo szybkim tempie. To typowe dla miejscowości w tym rejonie Górnego Śląska. Najważniejszym zakładem przemysłowym w Łabędach stała się huta "Hermina", założona przez rodzinę żydowskich przemysłowców M. J. Caro. Została oddana do użytku w 1848 r., gdy w Europie szalała Wiosna Ludów. Pierwotnie wyposażono ją w cztery piece pudlarskie z młotem, miała także napęd wodny. W następnych latach ulegała kolejnym modernizacjom. W 1882 r. właśnie w niej zamontowano pierwsze w Europie elektryczne oświetlenie. Pięć lat później w hucie funkcjonowały już m.in. 23 piece pudlarskie, młotownie, tor transportowy kutych lup żelaza zgrzewanego i walcarki o napędzie parowym, co świadczy o jej znaczeniu i ogromie. W tym czasie huta "Hermina" specjalizowała się w wytwarzaniu żelaza walcowanego, a także stali sprężynowej i dźwigarów. W kolejnych latach stale ulegała dalszej rozbudowie. W 1889 r. przybyła szósta walcownia, a w 1890 cegielnia. W latach 1887-1895 pracowało już 25 pieców pudlarskich, każdy z kotłem odzyskowym, i 15 pieców grzewczych na walcowniach z 12 kotłami odzyskowymi typu BURRA oraz 8 kotłami zapasowymi. W 1906 r. w "Herminie" uruchomiono stalownię martenowską, która produkowała elementy armat i łodzi podwodnych. W latach 70. XIX w. obok huty powstała walcownia metali kolorowych, która dała początek obecnej Walcowni Metali Nieżelaznych "Łabędy". Był to jeden z najważniejszych zakładów na Śląsku o wielkim znaczeniu dla niemieckiego przemysłu zbrojeniowego. Z historią huty nierozerwalnie związana jest osoba Wilhelma Hegenscheidta, najpoważniejszego konkurenta rodziny Caro. W 1852 r. w Sobiszowicach koło Gliwic uruchomił on niewielką fabrykę drutu, łańcuchów i gwoździ, która dzięki wyjątkowemu zapotrzebowaniu na te wyroby oraz dogodnemu położeniu - bliskość szlaków komunikacyjnych: linii kolejowej i Kanału Kłodnickiego - błyskawicznie się rozwijała, pomnażając majątek jego właściciela. W 1887 r. doszło do połączenia sił i środków dwóch potentatów. Hegenscheidt wspólnie z rodziną Caro założyli spółkę akcyjną "Górnośląski Przemysł Żelazny SA dla Górnictwa i Hutnictwa" (niem. "Oberschlesische Eisen-Industrie für Bergbau und Eisenhüttenbetrieb - Obereisen") z siedzibą w Gliwicach, która stała się jednym z najpotężniejszych koncernów hutniczych na Górnym Śląsku. Wkrótce spółka wchłonęła m.in. hutę "Hermina", sięgając swoimi wpływami terenów Rosji, Węgier, Niemiec i Rumunii. Tak było do momentu, gdy spółka stała się ofiarą Wielkiego Kryzysu. 1 X 1925 r. powstał koncern o nazwie "Zjednoczone Górnośląskie Zakłady Hutnicze" (niem. Vereinigte Oberschlesiche Hüttenwerke-V.O.H.) nazywany w skrócie "Oberhütten- VOH"2 z siedzibą w Gliwicach. Koncern dość szybko stał się jednym z górnośląskich potentatów. W latach 1926-1939 dokonano ogromnej modernizacji zakładów wchodzących w jego skład, m.in. huty "Hermina", która w owym czasie nastawiła się na produkcję galanterii hutniczej. Zainteresował się nią sam Hermann Göring włączając ją do swojego konsorcjum "Hermann Göring Werke". Najwyraźniej jednak pracujący w nim specjaliści doszli do wniosku, że modernizacja urządzeń starej huty jest nieekonomiczna, bowiem postanowili uruchomić, obok sędziwej "Herminy", nowe zakłady pod nazwą "Prasownia Łabędy SA" (niem. "Presswerk Laband GmbH"). Zakłady wybudowano w latach 1938-1943 i ulokowano w nich nowoczesne piece martenowskie, z których uzyskiwano stalowe półfabrykaty wykorzystywane do produkcji zbrojeniowej. W ten sposób powstał jeden z najnowocześniejszych zakładów zbrojeniowych w Europie o nazwie "Hermann Göring". Składał się ze stalowni martenowsko-elektrycznej o zdolności produkcyjnej rzędu 200 tys. ton rocznie. Posiadał również prasownię z kuźnią, wydział obróbki cieplno-chemicznej, obróbki wiórowej oraz duży wydział konstrukcyjny. Był finansowany przez Ministerstwo Lotnictwa Rzeszy. W marcu 1943 r. koncern "VOH" przejął prowadzenie tego zakładu płacąc czynsz dzierżawny. Zakłady koncernu "VOH" produkowały sporo rodzajów amunicji dla Wehrmachtu. Łabędy stanowiły istotny element w strukturze niemieckich zakładów zbrojeniowych, budząc zrozumiałe zainteresowanie śląskiej siatki wywiadowczej AK. Aby zapobiec przeciekom informacji, Niemcy stworzyli specjalny system agentów Abwehry, których zadaniem było zapobieganie sabotażom, dywersji i działaniom wrogiego wywiadu. W spółce "VOH" funkcję taką pełnił por. rez. Reinhold. Natomiast w hucie "Hermina" - inż. Schneider, po nim inż. Ede (?) Dahna (Döhner?), a w "Presswerk Laband" por. Reinhard. 5 IV 1943 r. w Łabędach odbyła się konferencja śląskich przemysłowców, mająca na celu usprawnienie produkcji zbrojeniowej, głównie w dziedzinie artylerii lufowej (niem. "Flak-Programm"). W "Presswerk Laband" realizowano "program produkcji luf" (niem. "Rohrprogramm"). Armatnie lufy były głównym produktem tego zakładu, który zatrudniał 4 600 pracowników, z czego aż 75% stanowili jeńcy wojenni różnych narodowości3. Podobnie jak w hucie "Hermina". W 1944 r. w hucie pracowało ok. 1700 jeńców, natomiast w "Presswerk Laband" - około 5615 jeńców. No właśnie. Jeńcy wojenni. Gdy zabrakło mężczyzn, których "porwała" wojna, "Hermina" i "Presswerk Laband", chcąc realizować zamówienia wojenne, stanęły przed problemem braku rąk do pracy. Ponieważ Wehrmacht posiadał ogromne zaplecze w postaci sieci obozów jenieckich, o tanią siłę roboczą nie było trudno.... Jeńcy mieli pracować, a nie siedzieć bezczynnie w obozach. Swoją pracą mieli przysłużyć się ostatecznemu zwycięstwu III Rzeszy. Dlatego też podczas II wojny światowej na terenie Łabęd powstały jenieckie oddziały robocze. 22 VI 1940 r. stworzono duży oddział roboczy brytyjskich jeńców "E1-Laband I". Pracowali oni w zakładach "Siemens-Bau-Union", a później w tłoczni huty "Hermina". Umieszczono ich w obozie "Lager I", w pobliżu dworca kolejowego w Łabędach. Początkowo było tam około 500 jeńców, a w styczniu 1945 r., w chwili jego likwidacji, 221 jeńców. Drugi, mniejszy oddział brytyjskich jeńców w Łabędach, pod nazwą "E 708", powstał w 1941 roku. W samych Gliwicach było 5 lub 6 takich oddziałów roboczych. Brytyjczycy jako pierwsi pracowali w hucie "Hermina". Kierowani byli także do budowy pobliskiego dużego osiedla mieszkaniowego, o którym będzie jeszcze mowa. Po wybuchu wojny z ZSRR, wszystko uległo zmianie. Przy hucie powstały sowieckie oddziały robocze "R-21" i "R-24", liczące w sumie ok. 15 tys. więźniów. To właśnie w "Herminie" pracowało najwięcej jeńców, którzy znaleźli się na terenie powiatu gliwickiego. Przy hucie istniał także jeden z największych w rejonie Górnego Śląska obozów pracy zagranicznych robotników. W Łabędach funkcjonował również obóz podległy niemieckiemu, ciężkiemu więzieniu (niem. Zuchthaus) w Strzelcach Opolskich (niem. Gross Strehlitz). Był to obóz karny, w którym po 1943 r. znaleźli się członkowie ruchu oporu z Europy Zachodniej (gł. Francji, Belgii i Holandii), aresztowani w ramach akcji "Nacht und Nebel" ("Noc i Mgła"). Pod koniec wojny większość jeńców i więźniów ewakuowano. W styczniu 1945 r. część osadzonych w łabędzkim obozie karnym rozstrzelano, innych ewakuowano do KL Buchenwald. Podobno 22 I 1945 r. 446 więźniów znajdujących się w Łabędach pognano przez Racibórz do Nysy. 29 stycznia owa kolumna liczyła już tylko 22 osoby. Część zmarła z wycieńczenia, część rozstrzelano. Ocaleli dotarli do obozu KL Gross-Rosen. Gdy w styczniu 1945 r. Rosjanie zajęli Gliwice, zaczął się mroczny okres w historii Łabęd. Zdobywcy przejęli nie tylko zakłady przemysłowe, ale również dawne oddziały obozów jenieckich. Z fabryk wywożono wszelkie cenne urządzenia. Szybko, aby zdążyć przed oddaniem tych ziem w ręce polskiej administracji. Obóz natomiast przejęło NKWD. Jego komendantem został lejt. Kolczuryn4. Swoją "nową" działalność obóz rozpoczął w lutym 1945 roku. Na ten cel zaadaptowano domy jednorodzinne, które ogrodzono drutem kolczastym, a wokół ustawiono wieżyczki strażnicze. Podzielono go na trzy podobozy. Nie ma jednak całkowitej pewności, czy funkcjonowały one tylko w Łabędach, czy były rozrzucone na terenie Gliwic. Domki jednorodzinne stoją do dzisiaj. Do pierwszego utworzonego w Łabędach podobozu kierowano Rosjan kolaborujących podczas wojny z Niemcami, tzw. "własowców" (nazwa ogólna), a także Ukrainki wywiezione na prace przymusowe do Niemiec. W drugim podobozie przebywali Niemcy, członkowie nazistowskich organizacji, m.in. NSDAP, SS. Trzeci przeznaczony był dla internowanych przez Sowietów cywilnych mieszkańców Śląska (Górnego i Dolnego), w tym także ludności polskiej. Los więźniów i więźniarek dwóch pierwszych podobozów był właściwie przesądzony - nie było dla nich litości. Nas interesuje trzeci podobóz, w którym znaleźli się Ślązacy z Górnego i Dolnego Śląska, a także osoby pochodzące z głębi Niemiec. Część łabędzkiego obozu NKWD znajdowała się na terenie huty "Hermina" - o tym jednak wiadomo najmniej. Więźniowie, którzy byli tam przetrzymywani, pracowali przy demontażu urządzeń huty "Hermina" wywożonych następnie do ZSRR. Praca była wykonywana bez żadnych zabezpieczeń, często więc dochodziło do śmiertelnych wypadków. Sporo więźniów zmarło z powodu chorób, gdyż w obozie nie było żadnego lekarza. Warunki przebywania w łabędzkim obozie były niezmiernie ciężkie. We wspomnieniach więźniów pojawiały się informacje, że przebywały tam również matki z małymi dziećmi. W Łabędach stworzono również duży obóz przejściowy, w którym dokonywano selekcji uwięzionych (internowanych), pod kątem ich przydatności do pracy w ZSRR. Gromadzono ich tam do momentu wywózki. Znalazła się w nim duża grupa ludzi pochodzących z Chorzowa, czyli miasta, które przed wojną należało do Polski. Wszyscy skierowani do tego obozu szli pieszo z miast, w których zostali zatrzymani (głównie Bytom, Gliwice, Zabrze). Przez łabędzki obóz przewinęło się wiele tysięcy osób, niektóre szacunki mówią nawet o liczbie około 50 tysięcy. Większość internowanych była wywożona w głąb ZSRR transportami kolejowymi po ok. 1000 osób jednorazowo. Pociągi odchodziły ze stacji w Łabędach i w Pyskowicach, do których tory kolejowe przebudowano na szerszy rozstaw, stosowany powszechnie w ZSRR. Przebudowy linii kolejowych dokonali sami więźniowie. Jeden z byłych więźniów łabędzkiego obozu wspominał: "(...) Były to ogrodzone drutem kolczastym domy mieszkalne, jednorodzinne, które zajęliśmy. Teren był pilnowany przez Armię Radziecką. Z tego, co pamiętam, to w tym obozie było ponad 5000 ludzi. W obozie dokonywano segregacji ludzi ze względu na wykształcenie i posiadany zawód. Byłem w nim około 7 dni. W obozie nie pracowaliśmy. Po upływie tych 7 dni w dwóch kolumnach udaliśmy się do Pyskowic na dworzec kolejowy, gdzie załadowano nas po 40 do jednego wagonu towarowego". Dlaczego Ślązacy podlegali decyzji o wywózce w głąb ZSRR? Otóż podstawą prawną tzw. deportacji, była decyzja szefa NKWD Ławrientija Berii z dnia 11 I 1945 r., o powołaniu specjalnych oddziałów NKWD przy poszczególnych frontach, przeznaczonych do "oczyszczania tyłów" sowieckiej armii. Gromadzenie w obozach ludności śląskiej (w czasie trwania działań wojennych) podciągnięto pod tę akcję. Sowieci uważali również, że formą reparacji wojennych jest wykorzystanie ludności niemieckiej jako darmowej siły roboczej. 3 II 1945 r. została wydana decyzja Państwowego Komitetu Obrony ZSRR, która pozwalała na internowanie ludności niemieckiej i jej wywózkę do Związku Radzieckiego. Co prawda mieli być internowani tylko mężczyźni w wieku od 17 do 50 roku życia, ale ten przepis nie do końca był przestrzegany. Nie miało też znaczenia, które miasta górnośląskiej aglomeracji przemysłowej należały przed wojną do Niemiec, a które nie. Fakt, iż podczas powstań śląskich Łabędy miały w nich mocny udział5 nie odgrywał żadnej roli, jak również specyfika narodowościowa Górnego Śląska. Dolnoślązaków od razu traktowano jako Niemców. Zdarzało się, że aresztowano i zesłano do ZSRR także kobiety i dzieci6. Owe tragiczne wydarzenie dość błędnie nazywa się "deportacją górników", choć pracownicy kopalni stanowili tylko część wywiezionych osób. W niektórych kopalniach Sowieci zatrzymywali siłą całe zmiany, które wyjeżdżały z pracy pod ziemią. Tak stało się 10 II 1945 r. na pobliskiej kopalni "Sośnica"7. Obóz w Łabędach był jednym z trzech, obok Mysłowic i Oświęcimia, skąd wywożono Ślązaków na Wschód. Pierwsze transporty zaczęły odchodzić w marcu 1945 roku. W tym samym czasie do szyn kolejowych prowadzących do stacji Łabędy dostawiono trzeci (szeroki) tor, co umożliwiło wywózkę więźniów z terenu samego obozu. Transporty internowanych Ślązaków odchodziły z Łabęd i pobliskich Pyskowic jeszcze pod koniec marca 1945 r., kiedy Sowieci przekazali już władzę w śląskich miastach Polakom. Wywożono ich bydlęcymi wagonami nazywanymi popularnie "krowiokami". Wysyłano ich na Ukrainę do Donbasu, do Zagłębia Kemerowskiego w Zachodniej Syberii, a także do Kazachstanu. Droga do Donbasu zajmowała 20 dni i nocy, a na Kaukaz 6 tygodni. Wiele osób nie przeżyło podróży. Rodzina jednej z internowanych osób wspominała: "Ojciec i syn zostali 12 lutego 1945 r. wywiezieni do obozu pracy w Łabędach, zabierając ze sobą zgodnie z poleceniem ówczesnych władz zmianę bielizny, koc i prowiant na kilka dni. W Łabędach przebywali kilka lub kilkanaście dni, a następnie zostali odtransportowani do Mokiejewki k/Doniecka, gdzie zatrudniono ich przy budowie koksowni". Po przybyciu do miejsc przeznaczenia, kierowano zesłańców do pracy w tamtejszych kopalniach. Niestety, cała praca wykonywana była ręcznie, gdyż sowieckie kopalnie, szczególnie na niedostępnym wschodzie, były ogromnie zacofane w stosunku do tego, co znali robotnicy ze śląskich kopalń. Pracowali tam wszyscy - górnicy, hutnicy, śląska inteligencja i członkowie polskich organizacji podziemnych. Często razem z niemieckimi jeńcami. Warunki życia w obozach były nieludzkie. Więźniów kwaterowano w drewnianych barakach, przepełnionych i ciasnych, pozbawionych dostępu do wody i energii elektrycznej. Skrajnie złe warunki sanitarno-higieniczne były przyczyną wielu epidemii chorób zakaźnych zbierających śmiertelne żniwo. W efekcie, po wielu latach, wrócili tylko nieliczni z wywiezionych. Zabroniono im mówić o tym, co przeżyli, często więc nawet ich własne rodziny nie do końca wiedziały, gdzie byli ich bliscy. Zdarzały się próby ucieczek Ślązaków z obozów pracy w ZSRR8. Z powodu wywózki tak dużej liczby osób ze Śląska (najczęściej mężczyzn i wykwalifikowanych pracowników) pojawił się spory problem. W zakładach przemysłowych nie miał kto pracować. Zaczęto więc masowo zatrudniać kobiety (w pierwszej połowie 1945 r. w Gliwicach na 100 mężczyzn przypadało 220 kobiet), umiejętnie nadając temu propagandowy wymiar pełnego, socjalistycznego równouprawnienia. Do pracy "na Śląsk" kierowano również karne jednostki Wojska Polskiego, czyli młodych mężczyzn "podejrzanych politycznie", głównie z rodzin AK-wców i żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Próbowano werbować pracowników w centralnej Polsce. Na wiosnę 1945 r. utworzono punkty werbunkowe w Warszawie, Łodzi, Starachowicach i w Ostrowcu. Innym źródłem napływu siły roboczej byli polscy repatrianci przybywający z Kresów Wschodnich. Ci, którzy wracali z wywózki, nie nadawali się już do niczego... Pracownik Zarządu Miejskiego w Gliwicach wspominał takie powroty, które miały miejsce w 1947 r.: "(...) w miesiącu czerwcu powróciło do Gliwic drogą kolejową 18 internowanych, z których część zmarła po drodze, zaś do Gliwic przyjechało 12 osób (...). Dotychczas w ani jednym wypadku nie stwierdzono, by osoby wracające z internowania w Rosji były zdrowe i zdolne do pracy". Pierwszym przystankiem na drodze ku ludzkiej tragedii był łabędzki obóz NKWD, do którego polskie władze nie miały dostępu. Dość często osadzano tam Polaków. 13 VIII 1945 r. dzięki osobistej interwencji starosty ze Strzelec Opolskich, Zygmunta Nowaka, z obozu zwolniono około 1200 Ślązaków, ratując ich w ten sposób przed wywiezieniem. Część osób zwolniono jeszcze wcześniej - 1 VI 1945 roku. Fakt zwolnienia więźniów 13 sierpnia był o tyle istotny, iż obóz w tym czasie znajdował się w likwidacji, a osadzeni w nim mieli być po 13 XI 1945 r. wywiezieni do ZSRR. Na zwolnienie więźniów musiał wydać zgodę rezydujący w Bytomiu płk Kowalczukow - komendant wszystkich obozów pracy na terenie województwa śląskiego. Rozkaz Kowalczukowa, oznaczony nr. 01451 z 5 VIII 1945 r. skierowany był do wszystkich sowieckich komendantów obozów pracy, i nakazywał zwolnienie wszystkich Polaków znajdujących się w obozach. Obóz w Łabędach był w dniach 31 VII-2 VIII 1945 r. wizytowany przez wojewodę śląsko-dąbrowskiego gen. Aleksandra Zawadzkiego, Pełnomocnika Rady Wojennej Północnej Grupy Armii Czerwonej gen. lejt. Ozimina i zastępcę marszałka Konstantego Rokossowskiego gen. płk. Trubnikowa. Polska komisja (w składzie: Mirkowski, Kuczmik i Polak) działająca w obozie (z polecenia wojewody śląsko-dąbrowskiego) w sierpniu 1945 r. doprowadziła do zwolnienia 214 osób uznanych za Polaków. Obóz został oficjalnie zlikwidowany w listopadzie 1945 r., ale tak naprawdę, dopiero gdzieś w połowie 1946 roku. Na terenie obozu i samej huty "Hermina" znajduje się zbiorowa mogiła około 1700 osób zmarłych lub zamordowanych w obozie. Niestety, wszelkie dane są jedynie szacunkowe, gdyż nie ocalała żadna dokumentacja dotycząca funkcjonowania obozu. Szacunki liczbowe oparte są na zeznaniach internowanych w obozie i relacjach innych bezpośrednich świadków. Jednym z więźniów obozu w Łabędach był Piotr Wieczorek, ojciec biskupa ordynariusza Jana Wieczorka, który przewodniczył mszy św. w intencji internowanych, odprawionej w marcu 2003 r. w parafii św. Jerzego w Gliwicach. Wtedy można już było o tym wszystkim mówić. Ojcu biskupa Wieczorka udało się powrócić z wywózki do ZSRR. Na pamiątkę tych, którzy pozostali tam na zawsze, obok kościoła w Łabędach postawiono pomnik upamiętniający tragedię Ślązaków. W łabędzkim obozie przebywał również Wiktor Kusz, ojciec biskupa Gerarda Kusza, któremu również udało się powrócić do rodzinnych Dziergowic. Ksiądz Gerold Schneider, jedna z ofiar łabędzkiego obozu NKWD, opisał swoje wspomnienia w książce "Vergangenheit, die nicht vergehen will" ("Przeszłość, która nie chce ulec zapomnieniu"), wydanej przez Katolicki Benno-Verlag w 1998 roku. Książka, jak dotąd, nie została wydana w Polsce. W 1954 r. Łabędy uzyskały status miasta, a w 1964 r. włączono je do Gliwic. Dzisiaj po łabędzkiej stacji kolejowej, na której tak wielu ludzi musiało się rozstać ze swoją ojczystą ziemią, nie ma już śladu. Po budynku pozostały tylko relikty w postaci podziemnego schronu. Dlaczego budynek stacji zniknął, tego nie wiem. Być może wymagał rozbiórki, choć to mało prawdopodobne. Być może po prostu zacierano wszelkie ślady niechlubnej przeszłości. Niedaleko, w łabędzkim lesie, znajduje się zapomniany cmentarz choleryczny, założony przez hrabiego von Welczka dla ofiar epidemii cholery z lat 1832 i 1870 - stanął w miejscu starego cmentarza cholerycznego z XVII wieku. W tym samym lesie znajduje się poligon wojskowy, w którym testuje się pojazdy produkowane w Zakładach Mechanicznych "Bumar-Łabędy"9. Huta "Hermina" to obecna huta "Łabędy", której dziełami są maszt wieży radiowej w Raszynie oraz wrocławska iglica. Obok rozpościera się port Gliwice-Łabędy i śluza Łabędy, tu swój bieg zaczyna Kanał Gliwicki, o którym już Wam opowiadałem ("Odkrywca" nr 1/2013). Domki jednorodzinne, w których trzymano internowanych, a także duże osiedle mieszkaniowe (budowane przez cały okres wojny, także przez brytyjskich jeńców) nazywane przez Niemców "Grossiedlung Laband", również wykorzystane jako obóz, istnieją do dzisiaj. Niemcy nigdy nie dokończyli budowy osiedla. Na ul. Zamkowej pozostały zrujnowane budynki gospodarcze, kiedyś należące do majątku von Welczków, o których postaram się Wam opowiedzieć w następnym artykule. Tyle pozostało z dawnych Łabęd. Poza niezatartym śladem ludzkich tragedii. Dariusz Pietrucha PS. Słyszeliście o referendum ludowym z czerwca 1946 roku, w którym m.in. pytano Polaków, czy chcą przyłączenia Ziem Odzyskanych? Jego sfałszowane wyniki na zawsze pozostaną symbolem politycznego zakłamania. W Łabędach przy ul. Strzelców Bytomskich znajduje się stary budynek kolejowy, piękny, choć mocno zaniedbany. Jeśli mu się dokładnie przyjrzycie, zauważycie wiele starych, poniemieckich strzałek wskazujących miejsce ukrycia przeciwlotniczego. Ale ciekawsze są pokrywające go dość gęsto napisy, pochodzące z czasów czerwcowego referendum, będące efektem ówczesnej komunistycznej propagandy. Napisy brzmią "PKP znak 3×Tak". Zalecano, aby godzić się na przyłączenie Ziem Odzyskanych. W tym samym czasie, niedaleko, likwidowano resztki obozu, który stał się synonimem tragedii autochtonicznej ludności z tych samych Ziem Odzyskanych. Ale o tym nie wolno było mówić... Przypisy: 1 23 I 1945 r. do Czechowic od strony Pyskowic wkroczyła Armia Czerwona. 12 II ok. 50 miejscowych mężczyzn zostało osadzonych w obozie w Łabędach; 5 III wywieziono ich do pracy przymusowej na terenie ZSRR, głównie do Donbasu. Około połowa internowanych zmarła w różnych obozach i podczas drogi powrotnej do domu. 2 Początkowo rodzina Caro należała do głównych udziałowców tego koncernu; po czasie większość akcji nabył hr. von Bellestrem, mający swój pałac w pobliskich Pławniowicach; w 1944 r. koncernowi "VOH" podlegała także spora część katowickich hut. Koncern "VOH" produkował podwozia i nadwozia do transporterów lekkich Sd.Kfz 250 oraz średnich Sd.Kfz 251; posiadał także swoją placówkę doświadczalną na lotnisku Udetfeld (obecnie Pyrzowice), która mogła być związana z produkcją pocisków V-1 i rakiet V-2 3 Zakłady "Presswerk Laband" produkowały pociski kal. 8,8 cm Sprgr., a także pociski kal. 10 cm Pzgr., od 1943 r. bomby lotnicze typu SC 250 (160 sztuk dziennie); w ramach "Rohrprogramme" produkowano lufy w sześciu różnych kalibrach do ośmiu rodzajów armat; planowano również produkcję przednich i tylnych rur rdzeniowych dla armat kal. 12,8 cm Flak 40; prasownia uczestniczyła w produkcji podzespołów układu lufowego do ciężkiej haubicy polowej kal. 15 cm s.F.H. 18; od 1943 r. wytwarzano zbiorniki sprężonego powietrza dla Kriegsmarine. Produkowano także torpedy Gt 12, a od 1943 r. prawdopodobnie pierwsze torpedy powietrzne typu Henschel HS 293 C. 4 Podawane jest również nazwisko kpt. Koziulina, natomiast stopień Kolczuryna określany jest jako kapitan. 5 Od 1918 r. działała tu polska Rada Ludowa. 23 VIII 1919 r. w I powstaniu śląskim Łabędy opanowali mieszkańcy należący do POW Górnego Śląska; podczas plebiscytu w marcu 1921 r. na 3023 oddane w Łabędach głosy, 1683 padło za Polską, 1332 za Niemcami, a 8 było nieważnych; pomimo tego Łabędy pozostały po stronie niemieckiej. 4 V 1921 r. w czasie III powstania śląskiego w Łabędach miały miejsce zacięte walki pułku gliwickiego Stanisława Mastalerza z niemieckimi bojówkami i policjantami; w ich wyniku wzięto do niewoli ok. 100 Niemców; Łabędy znajdowały się w rękach polskich aż do zakończenia III powstania. 6 Według przybliżonych danych z obszaru Bytomia do ZSRR wywieziono ok. 3 tys. osób (podawana jest również liczba 7-8 tys. osób wywiezionych z czego ok. 2 tys. miały stanowić kobiety); z Chorzowa oficjalnie wywieziono ok. 130 osób, z Miechowic ok. 1 tys., z Radzionkowa ok. 300, ze Stolarzowic ok. 400, z Szombierek ok. 500, a z Gliwic ok. 3 tys. osób; nie ma żadnych danych dotyczących mieszkańców Zabrza, choć wiadomo, że w obozie w Łabędach znalazło się 1400 osób mieszkających w tym mieście. Do dzisiaj nie są znane pełne dane dotyczące ilości mężczyzn, którzy byli deportowani ze Śląska do ZSRR; szacuje się, że mogło to być nawet 30-90 tys. osób; w 1991 r. OKBZpNP w Katowicach rozpoczęła śledztwo w sprawie deportacji, które z powodu rozwiązania komisji zostało zawieszone w 1999 r.; podjęto je w 2000 r. z inicjatywy pionu śledczego IPN w Katowicach, lecz zostało umorzone w 2006 r.; deportacje zostały uznane za zbrodnię komunistyczną i zbrodnię przeciwko ludzkości. 7 Problem dotyczył pracowników 19 śląskich kopalń, których pracownicy zostali wywiezieni do ZSRR. 8 Ksiądz Franz Schauder z Żyrowej wraz ze swoim znajomym z Gliwic we wrześniu 1947 r. zbiegł z transportu kolejowego w miejscowości Vodolaga; maszerowali dniami i nocami przez 2 miesiące; pod koniec listopada 1947 r. dotarli na Śląsk, do swoich domów. Z Krzywego Rogu uciekł mieszkaniec Zabrza Paul Motzny; trasę blisko 2 tys. kilometrów pokonał inny uciekinier, Karol Bednarek. 9 Zakład powstał w 1951 r.; od początku produkowano w nim ciężkie pojazdy gąsienicowe; w latach 1953-56 zakład nosił nazwę Zakładów Mechanicznych im. Stalina; produkowano tu czołgi: T-34/85, T-54, T-55A, a także wozy zabezpieczenia WZT-1 i WZT-2 i most szturmowy BLG-67; w 1974 r. zmieniono nazwę na "Bumar-Łabędy"; obecnie produkuje się sprzęt pancerny (czołgi T-72 M1 oraz PT-91), wozy zabezpieczenia technicznego WZT-3 i WZT-4 i mosty towarzyszące PMC-90; produkty eksportowano do Malezji i Indii; zakład produkuje także maszyny budowlane, jest zaliczany do grupy przedsiębiorstw kluczowych dla polskiej gospodarki i należy do grupy Polski Holding Obronny; jego lokacja bez wątpienia była związana z istnieniem w pobliżu huty "Łabędy" (dawnej huty "Hermina"). Literatura: 1. "Deportacje Górnoślązaków do ZSRR w 1945 roku", praca zbiorowa pod red. A. Dziuroka i M. Niedurnego, IPN Katowice 2004 2. "Die tragödie Schlesiens 1945/1946, Herausgegeben von Johannes Kaps", München 1962. 3. M. Sikora, "Kuźnia broni III Rzeszy. Niemiecki przemysł zbrojeniowy na Górnym Śląsku podczas II wojny światowej", Katowice-Kraków 2007