W roku 1934, w wyniku wyczerpywania się pokładów węgla w polu południowym oraz wskutek uszkodzenia szybu wywołanego wybieraniem węgla z jego filara ochronnego, został on, jako zbędny, otamowany i wyłączony z użytku. Stan taki trwał do roku 1944, kiedy to w nieczynnym, położonym na uboczu i otoczonym lasem obiektem zainteresowali się SS-mani. Wówczas to, pod nadzorem ściągniętej do Miechowic specjalistycznej firmy z Westfalii, rozpoczęto prace zmierzające do rekonstrukcji szybu i odbudowy jego podszybi. Działania te utrzymywano w ścisłej tajemnicy, czego potwierdzeniem może być dzisiaj fakt, iż w archiwum dawnej kopalni "Prusy" (tak nazywała się wówczas późniejsza kopalnia "Miechowice"), nie zachowały się żadne dokumenty dotyczące zakresu, przebiegu czy celu prowadzonych robót. Co w tej historii najdziwniejsze, po zakończeniu prac, na przełomie lat 1944/45, dopiero co odrestaurowany szyb został przez nazistów... wysadzony w powietrze. Co mogło być powodem tego - wydawałoby się - logicznie niewytłumaczalnego czynu? Na pewno nie była nim chęć unieruchomienia kopalni. Szyb Południowy w żaden sposób nie był konieczny dla zapewnienia normalnej pracy górniczej przedsiębiorstwa, zresztą gdyby Niemcy chcieli na długi okres czasu wyłączyć kopalnię z użytkowania, to wysadzili by nie tylko ten jeden, peryferyjny szyb, ale także wszystkie inne, z najważniejszymi na czele. Popłoch i niepokój Wyjaśnieniem zagadki są wydarzenia, jakie rozegrać miały się w okolicy Szybu Południowego tuż przed jego wysadzeniem. Wtedy to, jak na łamach "Życia Bytomskiego" pisał już w 1962 roku Jan Wyżgoł: "W ciszy nocnej nad gęstymi zaroślami za kopalnią stale rozlegał się szum i warkot motorów. W mroku docierały pod teren szybu kolumny transportowe samochodów ciężarowych. Z czym przyjeżdżały? Co wywoziły? Czas płynął w gorączkowej atmosferze. Mroźny styczeń 1945 roku spotęgował wśród hitlerowców popłoch i niepokój. Gdy ofensywa armii radzieckiej zbliżała się do granic Śląska - pod ciemnym niebem zaśnieżonego "Szybu Południowego" zawisły groza i śmierć. Pewnej nocy styczniowej głuche detonacje przeszyły ciszę i ... szyb znowu zamarł". W swoich czeluściach pogrzebał tajemniczy, złożony z wielu różnej wielkości skrzyń ładunek, jaki Niemcy ukryli w chodniku na głębokości 370 m. Nigdy nie wyjaśniono, co było ich zawartością, a temat ten z biegiem lat zaczął obrastać licznymi hipotezami, z których najpoważniejsze to te, według których w szybie ukryto nieodnalezione do dzisiaj archiwum katowickiego Gestapo, zrabowane przez Niemców dzieła sztuki lub również pochodzące z rabunku złoto i kosztowności. Nie brakowało także hipotez mówiących o ukryciu w czeluściach szybu części nowych broni, a nawet o funkcjonowaniu tam podziemnej fabryki zbrojeniowej. Zdaniem niektórych, w szybie znaleźli śmierć więźniowie polityczni i jeńcy wojenni wykorzystani do rekonstrukcji szybu i jego podziemi. W latach 1968-1980 śledztwo w sprawie możliwości popełnienia w tym miejscu zbrodni wojennej prowadziła, pod kierunkiem prokuratora Zygmunta Brzyckiego, Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Katowicach. Niestety, podjęte przez nią działania nie przyniosły pożądanych rezultatów i nie przyczyniły się w żaden sposób do rozwiązania tajemnicy szybu. W 1980 roku, oficjalnie w związku z brakiem możliwości spenetrowania podziemi, śledztwo zostało umorzone, a jego dokumentacja trafiła na długie lata do archiwum, gdzie spoczęła obok wielu innych niewyjaśnionych do dzisiaj spraw. Czy doszło do ludobójstwa? Gdy wydawało się, iż wszystkie szanse na wyjaśnienie tajemnicy zostały już - nomen omen - pogrzebane, umorzone 30 lat wcześniej śledztwo, wobec zaistnienia nowych możliwości, podjął na nowo w październiku 2010 roku katowicki Instytut Pamięci Narodowej. Prowadzone przez prokuratora Dariusza Psiuka dochodzenie zmierza do uzyskania odpowiedzi na pytanie: czy w Szybie Południowym doszło do ludobójstwa? Pracownicy Instytutu szukają wszystkiego, co pomogłoby zweryfikować hipotezę o zamordowaniu w tym miejscu jeńców lub pracowników przymusowych przez żołnierzy niemieckich. Impulsem do wznowienia umorzonego w 1980 roku śledztwa, było rozpoczęcie przez, sąsiadujący niemal z opisywanym miejscem, Zakład Górniczy "Siltech" starań zmierzających do uzyskania koncesji na wydobycie węgla, prowadzone w kierunku dawnych wyrobisk kopalni "Miechowice" - w tym przede wszystkim do Szybu Południowego. Jak się okazało z archiwalnych planów górniczych, w tzw. filarze ochronnym szybu jest jeszcze węgiel, którego wydobycie i sprzedaż okazać się może solidnym zastrzykiem finansowym dla prowadzącego tzw. eksploatację resztkową przedsiębiorstwa. Prawdziwa bomba wybuchła, gdy właściciel tej prywatnej kopalni Jan Chojnacki zapowiedział przebicie się do chodnika na poziomie 370 m, a więc dokładnie do tego, w którym Niemcy mieli ukryć tajemnicze skrzynie. Zakład może do niego dotrzeć z poziomu 330 metrów. Chojnacki powiedział wówczas jednemu z lokalnych dzienników: "Zastanawiający jest fakt, że wycofujący się Niemcy zlikwidowali wieżę szybową i całą infrastrukturę na powierzchni. Wygląda to na dobrze przemyślaną robotę, zacieranie śladów i uniemożliwienie dotarcia do podziemi kopalni. Jeśli hitlerowcy rzeczywiście ukryli w tym rejonie cokolwiek, to z całą pewnością do tego dotrzemy.Po uzyskaniu wszystkich koniecznych zezwoleń, "Siltech" - pod nadzorem katowickiego IPN - rozpocząć miał operację "Szyb Południowy". Pierwszym terminem dotarcia do podziemi Szybu Południowego i ostatecznego rozwiązania jego zagadki, o czym ogłoszono publicznie, był październik 2011 roku. Niestety, z wielu względów, przede wszystkim formalnych, data ta nie została dotrzymana. Jak wyjaśniał J. Chojnacki, przeciągnięciu uległ termin wydania przez Ministerstwo Środowiska zezwolenia na wejście wyrobiskami "Siltechu" w teren nie objęty koncesją, a bez tego nie można było rozpocząć koniecznych prac rozpoznawczych. Także ówczesne władze Bytomia zwlekały z wydaniem stosownej opinii, a w związku z tym, iż wydobycie miało odbywać się na terenie naszego miasta, jej uzyskanie było nieodzowną częścią dokumentacji pozwalającej rozpocząć Zakładowi pracę. Przeciwności udało się jednak pokonać i w marcu 2012 roku prace górnicze ruszyły pełną parą. W ich trakcie nie obyło się bez sensacji. Już w maju środowisko badaczy tajemnicy zostało zelektryzowane informacją, jakoby już w tym miesiącu, dokładnie 4 maja udało się wydobyć na powierzchnię cztery pochodzące z czasów II wojny światowej skrzynie, zawierające niezidentyfikowany, acz zapewne cenny ładunek. O zdarzeniu takim jednak nie posiada żadnej wiedzy katowicki IPN, sam J. Chojnacki zaś stanowczo temu zaprzeczył. Niemniej jednak niektórzy pracownicy "Siltechu" - anonimowo - komentując tę informację twierdzą, iż skrzynie faktycznie wydobyto w tym dniu, podając nawet czas - godzinę 14:00. To jednak nie miały być skrzynie, ale - pozostałości drewnianych kufrów. Nie można tego było nazwać skrzyniami ani nie było tam żadnych swastyk. Ciekawe odkrycie W trakcie prac przygotowawczych do właściwego drążenia, na innym poziomie dokonano także kolejnego, ciekawego odkrycia. Nie było ono co prawda związane z tajemniczymi wydarzeniami przełomu 1944/1945 roku, niemniej jednak o tyle interesujące, iż wskazujące na potencjalną możliwość dobrego stanu zachowania ukrytych w podziemiach dokumentów. Otóż, jak poinformował w grudniu 2012 roku "Głos Zabrza i Rudy Śląskiej": "Górnicy prywatnej kopalni 'Siltech' penetrujący stare, kopalniane chodniki wydobywcze pod ziemią, odnaleźli wetkniętą w ocios pierwszą stronę gazety codziennej z 1968 roku! Zachowana niemal w idealnym stanie trafiła od razu w ręce właściciela kopalni Jana Chojnackiego, który teraz owego białego kruka przechowuje w swoim gabinecie. I zapowiada, że najprawdziwszy skarb jest dopiero do odkrycia. Pierwsza strona 'Trybuny Robotniczej' z 29 lutego 1968 roku została odnaleziona na pokładzie nr 507 znajdującym się 240 metrów pod ziemią w wyrobisku eksploatowanym w międzywojniu. Wiadomo jednak, że w 1968 roku gazetę wetknął w ocios jakiś górnik ówczesnej KWK Pstrowski. - To jest zaskakujące, w jak doskonałym stanie ta 43-letnia strona śląskiej prasy zachowała się tam głęboko pod ziemią. Widocznie tak dobre, suche powietrze się tam znajdowało - mówi Chojnacki, zapowiadając jednocześnie po raz kolejny, iż liczy na to, że na jednym z pokładów w tzw. szybie południowym może znajdować się prawdziwy poniemiecki skarb. Wiodący do niego szyb został zasypany dosłownie w ostatnich dniach wojny, a pracujący tam więźniowie nigdy już na powierzchnię nie wyjechali. Podkreśla, iż daje do myślenia, dlaczego właśnie ten szyb zamknięto, chociaż inne, podobne taki los nie spotkał. (...) Nie było przekonujących powodów do jego likwidacji, a więc może w legendach jest ziarnko prawdy. Bo dlaczego niby nagle zamyka się trudno dostępny, ukryty w lesie szyb, który mógł jeszcze działać?". Podobnie twierdzi kierownik robót górniczych ZG "Siltech", a jednocześnie osoba odpowiedzialna za przebicie się do chodnika prowadzącego do Szybu Południowego, Kazimierz Kasperek. W rozmowie z autorami telewizyjnego programu "Nie do wiary", którego jeden z odcinków poświęcony został właśnie tajemnicy Szybu Południowego Kasperek mówi: "Są różne wersje na temat tego szybu, byli świadkowie, których nawet znałem, bo tu się urodziłem na tej kopalni. Coś było lokowane, to jest pewne. Co jest w środku, tego nikt nie wie. Dotrzemy, będziemy wiedzieć". Jednocześnie podejmowano kolejne próby spenetrowania szybu z góry. W jednym z zimowych miesięcy 2012 roku przeprowadzono eksplorację obiektu, zakończoną ponownym dotarciem do poziomu 210 m. W miejscu tym znajduje się pierwszy chodnik (szyb ma takich trzy, na poziomach: 210, 370 i 520 metrów), który po raz pierwszy zdobyty został w lutym 2011 roku przez trzech, pochodzących z różnych miejsc w kraju, eksploratorów. Tym razem zejścia dokonali mieszkańcy naszego województwa, potwierdzając ustalenia poczynione przez swoich poprzedników. Jak mówi jeden z nich: "To wyprawa naprawdę ekstremalna. Poniżej pewnego poziomu woda leje się niemal wszędzie, a nad głowami znajdują się elementy obudowy i gruzu, które przy jakimś nieostrożnym ruchu w każdej chwili można strącić". W wyniku oględzin wnętrza szybu i chodnika stwierdzono także, iż dotarcie z góry do poziomu 370 m a więc tego, gdzie najprawdopodobniej został ukryty tajemniczy ładunek, jest niemożliwe ze względów bezpieczeństwa. Rozwiązanie tajemnicy Tymczasem ze strony "Siltechu" pada kolejna data. Po terminie wiosenno-letnim 2012 roku okazuje się, iż możliwość rozwiązania tajemnicy może mieć miejsce najwcześniej latem 2013 roku. Rodzą się także wciąż nowe niejasności, i co w tej sytuacji naturalne - plotki. W styczniu 2013 r. okazuje się, iż pracownicy "Siltechu" przejechali przez stare zroby i przedostali się do pokładu 504, znajdującego się w rejonie Szybu Południowego. Jak powiedział wówczas J. Chojnacki jednemu z lokalnych tygodników branżowych: "To jest głębokość 330 metrów, zaś domniemany skarb może się kryć na poziomie 370 metrów. Ten poziom wykonany jest w wyrobisku kamiennym. Teraz, po wykonaniu wyrobiska w pokładzie 504, spróbujemy wykonać odwiert do przekopu na poziomie 370 metrów i specjalistyczną kamerą spenetrować to wyrobisko". Wśród mieszkańców Zabrza niemal natychmiast zaczyna krążyć informacja, przekazana rzekomo przez jednego z młodych górników zatrudnionych w "Siltechu", jakoby odwiert został już wykonany, a szyb spenetrowany za pomocą kamery dostarczonej przez IPN. Co w tej sprawie najciekawsze, taką informację otrzymałem około 2 tygodnie przed przywoływanym powyżej artykułem, w którym Chojnacki zapowiedział przeprowadzenie takich prac, przy czym mój "informator" twierdził, iż w wyniku przeprowadzenia tej swoistej wizji lokalnej, po obejrzeniu widoku jaki zarejestrowała kamera, prokuratorzy Instytutu Pamięci Narodowej zdecydowali o przerwaniu prac i zamurowaniu powstałego w wyniku wiercenia otworu. Czy tak było naprawdę? Nie wiem. Indagowany przeze mnie w tej sprawie prokurator D. Psiuk zaprzeczył, jakoby takie prace zostały wykonane, a tym bardziej, aby katowicki IPN podjął decyzję o zaprzestaniu prac dążących do wyjaśnienia zagadki. "Śledztwo w chwili obecnej jest zawieszone i cały czas czekamy na zakończenie prac "Siltechu". Dyrektor Chojnacki ma powiadomić IPN, gdy tylko pojawi się możliwość bezpiecznego wejścia do interesującego nas chodnika" - powiedział Psiuk. Alarmująca informacja pojawiła się również niedawno. W lipcu okazało się, iż w wyniku niewiadomych działań diametralnie zmieniła się wentylacja w szybie. - Albo zaciąga, albo wieje tak, iż roślinki wokół dziury niemal kładą się na ziemię - mówi M., który kilkakrotnie uczestniczył w eksploracjach w głąb szybu i sprawy związane z jego wentylacją zna, jak mało kto. Według niego najbardziej prawdopodobnym powodem takiej zmiany jest nic innego, jak tylko przebicie się na dole do interesującego nas chodnika. Następnego dnia, wespół z eksploratorami z Bytomia, jedziemy sprawdzić te niepokojące informacje. Faktycznie, "cug" w szybie jest taki, jakby na dole ktoś włączył potężny odkurzacz. Aby zobrazować siłę ciągu postanawiamy rozpalić przy otworze, nazwijmy go umownie "wejściowym" do szybu, małe ognisko. Niemal natychmiast po rozpaleniu ogień ogarnia ułożony stosik drewna, a jego języki znikają w szybowym otworze. Po kilku chwilach zgromadzone drewno spala się na bielutki popiół. Pod betonową płytą czopującą szyb, w okolicy drabinki prowadzącej w czeluść, wieje już tak, jakby tam na dole ktoś uparł się, by w ekspresowym tempie zobaczyć nas na dole. Czyżby więc faktycznie udało się przebić do szybu od dołu? Postanawiam sprawdzić to u źródła, czyli u dyrektora "Siltechu" J. Chojnackiego. - Cały czas dążymy do celu - mówi Chojnacki. - W chwili obecnej przejechaliśmy w okolicy Szybu Południowego, ale nie na tej głębokości. Jesteśmy na pokładzie 504 na poziomie 330 metrów, aby dostać się do interesującego wszystkich chodnika, który z kolei znajduje się na poziomie 370 m, musimy wykonać wyrobisko, drążąc w kamieniu. To bardzo kosztowna inwestycja, której koszt szacuję nawet na pół miliona złotych. Pojawiające się informacje o zakończeniu robót i przebiciu się do Szybu to plotki, na pewno dotrzemy tam w tym roku, ale kiedy dokładnie, nie wiadomo. Wszystko zależy od tego jak pójdą nam roboty, jak pójdzie praca przy tym kamiennym wyrobisku, które jak wiadomo nie przynosi żadnego zysku, pochłania za to ogromne pieniądze. Jak jest naprawdę? Poproszona o komentarz osoba od wielu lat związana zawodowo z górnictwem, po wysłuchaniu relacji z przebiegu wizyty przy szybie, mówi: - Możliwości są dwie. Pierwsza to ta, że na dole rzeczywiście przebito się do nieczynnego chodnika, udrożniając w ten sposób wentylację w szybie. Pamiętać trzeba, że Szyb Południowy jest praktycznie wyrobiskiem pustym. Przy likwidacji nie zasypano go podsadzką piaskową lub kamienną, ani żadnym innym materiałem wypełniającym, a jedynie zniszczono częściowo obudowę w strefie przypowierzchniowej i zaczopowano prowizorycznie wlot do szybu betonową płytą. Ale możliwe także, iż ciąg powietrza spowodowany został w zdecydowanie mniej tajemniczy sposób. Może to być efektem np. tego, iż prace "Siltechu" odbywają się w niewielkiej odległości od szybu. To wystarczy, aby aktywnie zaczął "pracować" układ spękań i szczelin, jakich w tego typu obiektach jest nadzwyczaj wiele. Depresja wentylatora głównego, przy nieszczelnym zamknięciu szybu, może spowodować dokładnie takie zjawisko, o jakim mówimy, gdyż w starych, kilkupoziomowych, naruszonych wielopokładową eksploatacją kopalniach - szczelny górotwór faktycznie nie istnieje. Indagowany na tą okoliczność prokurator IPN Dariusz Psiuk także nie potwierdza, jakoby miał posiadać informacje dotyczące przebicia się "Siltechu" do tajemniczego chodnika. Jak więc jest naprawdę? Aby to sprawdzić i empirycznie przekonać się o postępie prac, już wkrótce, w ramach prowadzonego we współpracy z miastem projektu "Tajemniczy Bytom" udamy się pod ziemię, na rekonesans w wyrobiskach kopalni "Siltech". O efektach tej wyprawy przeczytacie w jednym z następnych numerów "Odkrywcy". Maciej Bartków