Darges zmarł w sobotę w wieku 96 lat. Był ostatnim żyjącym członkiem najbliższego kręgu współpracowników Hitlera - brał udział we wszystkich większych konferencjach, spotkaniach towarzyskich oraz oficjalnych przemówieniach. Pozostawił po sobie rękopis książki, w której opisał lata spędzone u boku Hitlera. Teraz wspomnienia mogą wreszcie zostać opublikowane. Eksperci twierdzą, że książka ta może dać wreszcie niepodważalną odpowiedź na pytanie, czy Hitler wiedział o holokauście. Niektórzy prawicowi historycy twierdzą bowiem, że masowa eksterminacja Żydów odbywała się bez wiedzy i zgody przywódcy Rzeszy. Jej autorem miał być szef SS, Heinrich Himmler. Naukowcy uważają, że biorąc pod uwagę, jak blisko Hitlera znajdował się Darges, mało prawdopodobnym jest, by adiutant ani razu nie słyszał swojego przywódcy wydającego rozkazy w związku z operacją "Ostateczne rozwiązanie". Darges wstąpił do SS w kwietniu 1933 roku. Jego oddanie narodowemu socjalizmowi szybko zapewniło mu awans - w 1936 roku był już adiutantem Martina Bormanna. "Pierwszy raz spotkałem Hitlera w Norymberdze na zjeździe partyjnym w 1934 roku - opowiadał w jednym z wywiadów - Miał sympatyczny wygląd, był bardzo serdeczny". W 1940 roku, po odbyciu służby w dywizji pancernej Wiking we Francji i w Rosji, Darges awansował do osobistego personelu Hitlera. Otrzymał też Krzyż Rycerski Krzyża Żelaznego, najwyższe odznaczenie wojskowe okresu III Rzeszy. Większość czasu po 1942 roku Darges spędzał w "Wilczym szańcu", jednej z głównych kwater Hitlera oraz w jego domku letniskowym w Bawarii. "Panowała bardzo rodzinna atmosfera. Pewnego dnia wybraliśmy się wraz z Ewą Braun i jej siostrą do Włoch. Miałem wrażenie, że siostra Ewy się mną interesuje, ale nie byłem pewny, czy powinienem zostać szwagrem Hitlera" - opowiadał. "Jako adiutant byłem odpowiedzialny za jego program dnia. Musiałem i zresztą zawsze byłem do jego dyspozycji, na każdej konferencji, na każdym spotkaniu ze służbami wywiadowczymi, na każdej naradzie wojennej. Muszę przyznać, że był dla mnie geniuszem" - mówił Darges. Ostatecznie Hitler okazał się jednak nie tak "serdeczny", jak jego adiutant sądził. Podczas jednej z narad w 1944 roku przywódcę Rzeszy zdenerwowała mucha, która kilkakrotnie usiadła mu na ramieniu i na mapach. Hitler kazał wówczas Dargesowi pozbyć się problemu. Adiutant zasugerował jednak, że skoro mucha to "powietrzny szkodnik", to powinien się nią zająć ktoś z Luftwaffe. Wyprowadzony z równowagi Hitler krzyknął: "Jedziesz na wschodni front" i odprawił Dargesa. Pomimo jednak dramatycznego końca znajomości z Hitlerem adiutant do końca swoich dni nie pozwalał powiedzieć niczego złego o swoim "szefie".