Człowiek, który złamał prawo, też jest objęty ochroną prawną - powiedział Gauck, otwierając kongres prawników w stolicy Dolnej Saksonii - Hanowerze. Jak podkreślił, sprawca, niezależnie od tego, jak bardzo naganny wydaje się jego czyn, może być skazany tylko wtedy, jeżeli jego czyn podlegał karze w świetle obowiązujących wówczas przepisów. - Państwo prawa jest silne, jeżeli przestrzega swoich reguł; szczególnie wobec tych, którzy naruszyli prawo - mówił Gauck. Zastrzegł, że nie można tolerować zemsty. Nie można też wyrównać wszystkich szans życiowych straconych przez ludzi żyjących w warunkach dyktatury, choć po jej obaleniu tego oczekuje społeczeństwo. "Wymóg 'indywidualizacji winy' był przeszkodą w ukaraniu zbrodniarzy nazistowskich" Gauck przytoczył opinię byłej wschodnioniemieckiej opozycjonistki Baerbel Bohley, która kilka lat po upadku NRD stwierdziła krytycznie: "Chcieliśmy sprawiedliwości, a dostaliśmy państwo prawa". Jak przypomniał prezydent, po upadku systemu komunistycznego i zjednoczeniu Niemiec przeciwko byłym komunistycznym funkcjonariuszom wdrożono około 100 tys. śledztw. W 1286 przypadkach doszło do rozpoczęcia procesu; 750 oskarżonych zostało skazanych, a wobec 40 sądy orzekły kary pozbawienia wolności bez zawieszenia. Za jeden z głównych powodów niewielkiej liczby skazanych Gauck uznał wymóg udowodnienia winy konkretnym osobom, a nie instytucjom. "Biuro polityczne" czy "Stasi" można potępić moralnie, ale nie można ich skazać w sensie prawnym - zastrzegł Gauck, przyznając, że wielu obywateli odbiera takie ograniczenia jako porażkę państwa prawa. Gauck zaznaczył, że wymóg "indywidualizacji winy" był też przeszkodą w ukaraniu zbrodniarzy nazistowskich. Jak podkreślił, wiele kategorii ofiar Hitlera musiało czekać "przez wiele dziesięcioleci" na uznanie ich cierpień, w tym robotnicy przymusowi i dezerterzy z niemieckiej armii. Inne grupy prześladowanych, jak chociażby 360 tys. osób, które zostały wbrew swej woli wysterylizowane, nadal czekają na zadośćuczynienie.