Tak uważa ukraiński polityk i historyk Dmytro Tabacznyk, a swoją opinię przedstawia w środę na łamach rosyjskiego dziennika "Izwiestija", w całokolumnowym artykule "Od Ribbentropa do Majdanu". "17 września nie był aktem agresji" Autor, który był szefem prezydenckiej kancelarii za prezydentury Leonida Kuczmy i wicepremierem Ukrainy w prorosyjskich rządach Wiktora Janukowycza, protestuje przeciwko zrównywaniu odpowiedzialności ZSRR i III Rzeszy za rozpętanie II wojny światowej, broni paktu Ribbentrop-Mołotow i zaprzecza, by wkroczenie Armii Czerwonej do Polski 17 września 1939 roku było aktem agresji. Jednocześnie Tabacznyk krytykuje niektóre decyzje podjęte wtedy przez Józefa Stalina. Mianem "miny z opóźnionym zapłonem, która eksplodowała po rozpadzie ZSRR" określa "włączenie wschodniopolskich, zachodnioukraińskich ziem do Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej". "Galicjanie praktycznie nie mają nic wspólnego z narodem Wielkiej Ukrainy" "Jak pokazała Wielka Wojna Ojczyźniana, a następnie rozwój poradzieckiej Ukrainy, Galicjanie praktycznie nie mają nic wspólnego z narodem Wielkiej Ukrainy - ani w sensie mentalnym, ani wyznaniowym, ani językowym, ani politycznym" - zauważa autor. "Mamy różnych wrogów i różnych sojuszników. Co więcej, nasi sojusznicy, a nawet bracia - to ich wrogowie, zaś ich "bohaterowie" (Stepan Bandera i Roman Szuchewycz) - to dla nas mordercy, zdrajcy i poplecznicy hitlerowskich katów" - dodaje. "Galicjanie byli siłą napędową majdańskiego puczu" Tabacznyk podkreśla, że "Galicjanie dostarczyli większość kadr dla hitlerowskiej pomocniczej policji, formacji Abwehry i SS". "Byli też siłą napędową majdańskiego puczu (pomarańczowej rewolucji z 2004 roku), który tylko cudem, dzięki opanowaniu ówczesnych władz, nie przekształcił się w wojnę domową" - zaznacza. "Dzisiejsza antyukraińska, antyrosyjska, antyeuropejska i antyhumanitarna postawa ukraińskich władz w dużej mierze jest wynikiem galicyjskiej przemocy w polityce Ukrainy" - konstatuje Tabacznyk. "Galicja powinna być włączona do ZSRR jako samodzielny podmiot" Jego zdaniem, "dużej części dzisiejszych problemów można było uniknąć, gdyby Galicja w 1939 roku została włączona do ZSRR na prawach samodzielnego podmiotu". "Nie wspominając już o tym, że w 1945 roku można ją było bez bólu zwrócić Polsce" - wskazuje autor. Według niego, "jedyny pakt prawdopodobnie mogący zapobiec wojnie - sojusz zbiorowego bezpieczeństwa ze Związkiem Radzieckim - został faktycznie zablokowany przez obłaskawiacza (Neville'a) Chamberlaina i autorytarny rząd Polski, który odmówił wpuszczenia radzieckich wojsk na swoje ziemie". "Polska podpisała własny pakt o nieagresji" "Polska podpisała własny pakt o nieagresji z nazistowskimi Niemcami i zaanektowała czeskie terytorium, co pozwala obiektywnie ocenić oświadczenie polskiego prezydenta Lecha Kaczyńskiego, iż Związek Radziecki zadał cios w plecy" - pisze Tabacznyk. W jego ocenie, "jeśli Moskwa hipotetycznie wyjdzie naprzeciw życzeniom swoich krytyków i oficjalnie wypowie radziecko-niemiecki pakt o nieagresji oraz towarzyszące mu tajne protokoły", to "Rosja nie poniesie praktycznie żadnych strat terytorialnych". "Ukraina będzie musiała zrezygnować z zachodnich ziem" "Za to państwo ukraińskie (jeśli oczywiście będziemy konsekwentni) będzie musiało zrezygnować ze wszystkich ziem za Zbruczem (które powinny wrócić do Polski), z Północnej Bukowiny i Południowej Besarabii (należy zwrócić Rumunii) i Zakarpacia (do 1939 roku wchodziło w skład Czechosłowacji, a w latach 1939-45 należało do Węgier)" - wskazuje autor. Według niego, "ukraińscy nacjonaliści - to dziwni ludzie". "Nazywają okupacją ponowne zjednoczenie Ukrainy i Rosji zgodnie z decyzją Rady Perejasławskiej w 1654 roku, ale za nic w świecie nie chcą zwrócić Krymu, podarowanego im z okazji 300-lecia tej "okupacji". Piętnują jako haniebną politykę narodowościową Stalina, ale chcą żyć w ukraińskim państwie, którego granice zostały określone w czasach ZSRR" - zauważa Tabacznyk.