Mający tysiącletnią tradycję festiwal Soma Nomaoi, czyli pogoń za dzikim koniem, rok temu został odwołany z powodu groźby promieniowania i zarządzenia o ewakuacji. Teraz, zaledwie rok od katastrofy, udało się zorganizować imprezę. W wyniku tsunami w mieście zginęło wówczas 400 osób, a 1100 uznano za zaginione. 69-letni Ishin Takahashi, ubrany w tradycyjną zbroję samuraja z okresu X wieku naszej ery, wierzy, że pomoże to podnieść ducha społeczności dotkniętej katastrofą. - To symboliczny, pierwszy krok w kierunku powrotu do normalności - mówi. - Niektóre rejony pozostają zniszczone. Ale jestem pewien, że uda się nam je odbudować - dodaje. Minamisoma jest praktycznie opuszczonym miastem po tym, jak wielu jej mieszkańców uciekło w głąb Japonii z lęku przed życiem w cieniu zniszczonych reaktorów Fukushimy. W sobotę jednak jej ulice ożyły. Uczestnicy festiwalu galopowali na koniach wokół specjalnie wybudowanego na te okazję hipodromu. Ubrani w bogato udekorowane hełmy, nosząc ostre, tradycyjne miecze, jeźdźcy z dumą przejechali ulicami Minamisomy w tradycyjnej procesji. Echa rogów wykonanych z muszli rozchodziły się po całym mieście. Imprezę, w której uczestniczyło 400 koni, obserwowały dziesiątki tysięcy widzów. Rekonstrukcja historyczna ma na celu odtworzyć średniowieczne pole bitewne i wywodzi się z tajnych ćwiczeń militarnych organizowanych przez samurajów z klanu Soma. - Nomaoi to moja motywacja do życia - mówi 20-letni Kohei Inamoto, były pracownik elektrowni i obywatel Minamisomy, który obecnie mieszka z rodziną w Chiba na południe od Tokio. - Gdyby nie to wydarzenie, nigdy bym tu nie wrócił. - Cieszę się, że festiwal powrócił. Ale my już jesteśmy za starzy, by go kultywować. Niepokoi mnie, że wielu młodych uciekło z miasta po katastrofie. Mam jednak nadzieję, iż ci, którzy zostali, przejmą od nas pałeczkę i przekażą ją dalej - mówi 60-letni Shigeru Ouchi. - Nadal wiele brakuje nam do tego, żeby Nomaoi wyglądał tak, jak przed wypadkiem w Fukushimie i wątpię, że dożyję dnia, kiedy powróci do swojej świetności - dodaje 77-letni Kosaku Motobayashi. 23-letni rolnik Hideki Noda twierdzi, że chciałby kultywować tradycję, ale nie wie, czy i kiedy wróci do swojego miasta. Zorganizowanie tegorocznego festiwalu było prawdziwym wyzwaniem. Odkażenie toru wyścigowego i widowni zajęło ponad rok czasu, a konie trzeba było ściągać z innych regionów kraju. Około 100 lokalnych koni zginęło w tsunami lub umarło z głodu po tym, jak ewakuowano ludność i wokół elektrowni utworzono strefę zakazaną. - Wierzymy, że festiwal Nomaoi pomoże ożywić na nowo naszą społeczność - mówi Koichi Fujita, organizator festiwalu. Tłum. ML