PAP: Co oznacza i kiedy powstało pojęcie "Żołnierze wyklęci"? Dr Andrzej Zawistowski: - Określenie "żołnierze wyklęci" pochodzi z 1993 r., kiedy to Liga Republikańska (polska organizacja działająca w latach 1993-2001 - PAP) przygotowała wystawę dotyczącą podziemia zbrojnego po 1944 r. Szukano wówczas wspólnej nazwy dla oddziałów, które po zajęciu Polski przez Armię Czerwoną sprzeciwiły się komunizmowi. Wspomniana nazwa bardzo dobrze oddaje to, co się stało z żołnierzami walczącymi z komunistami w okresie Polski ludowej. Tak naprawdę zostali oni wyklęci po wielokroć - w momencie kiedy walczyli wyklęła ich władza oraz część społeczeństwa, które przyjęło propagandę komunistyczną; później wyklęto ich z pamięci, przez lata przedstawiano ich jako czarnych bohaterów, morderców, ich oddziały nazywano "bandami"; w pierwszych latach po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1989 r. też nie przywracano im należnej chwały - często określano ich mianem "kontrowersyjnych" - trudno było pogodzić się z uznaniem dla ludzi, których opluwano publicznie przez 45 lat i jednoznacznie uznać ich za bohaterów. Jakie były główne organizacje, w których walczyli "żołnierze wyklęci"? - Walkę z komunistami podjęło bardzo dużo organizacji niepodległościowych: o charakterze ogólnopolskim, regionalnym oraz oddziały w pełni samodzielne złożone zazwyczaj z kilkunastu osób. Największe znaczenie miało podziemie poakowskie (AK rozwiązano w styczniu 1945 r. - PAP), które nawiązywało do tradycji tej największej podziemnej armii Europy. Były to przede wszystkim oddziały podporządkowane Zrzeszeniu "Wolność i Niezawisłość". Duże znaczenie miało podziemie związane z obozem narodowym, np. Narodowe Siły Zbrojne i Narodowe Zjednoczenie Wojskowe. Były także organizacje o charakterze regionalnym jak np. Konspiracyjne Wojsko Polskie i zgrupowania działające na Białostocczyźnie. Im dalej od 1945 r., zwłaszcza od 1947 r., te struktury były coraz mniej powiązane centralnie. Sława poszczególnych dowódców "żołnierzy wyklętych" wychodziła z czasów II wojny światowej jak np. mjr Zygmunt Szendzielarz "Łupaszka". Inni wsławili się tym, że walczyli bardzo długo - przykładem jest np. ppor. Stanisław Marchewka "Ryba", który - jako ostatni oficer poakowskiego podziemia - zginął w 1957 r. Ostatnim "żołnierzem wyklętym" był sierż. Józef Franczak "Lalek", który został zabity w 1963 r. Tak naprawdę bohaterów było tylu, ilu było walczących żołnierzy. Dziś czas przywrócić o nich pamięć. Czy można mówić o "czarnej legendzie" partyzantki poakowskiej? - W przypadku określenia "czarna legenda" byłbym ostrożny. Przez długi czas w Polsce od 1944-1945 r. mieliśmy do czynienia z faktyczną okupacją sowiecką. Na terenie Polski stacjonowało ponad 40 proc. wojsk NKWD zgromadzonych poza granicami ZSRS. W czasach wojny zdarzały się różne przypadki, które mogły wpływać na kształtowanie się negatywnej legendy polskiego podziemia. Dla przykładu po osadzeniu w więzieniu Stanisława Liniarskiego "Mścisława", dowódcy białostockiej AK, jego żona kontaktowała się z UB, choć nie do końca wiadomo w jakim celu. W efekcie tego wydano na nią wyrok, po czym pozbawiono ją życia. Podczas walki o niepodległości takie przypadki się oczywiście zdarzały. Każdy z nich wymaga jednak oddzielnego zbadania. Wspomnianą sytuację można porównać do 1863 r., gdy powstańcy styczniowi prowadząc wojnę partyzancką byli oskarżani o różnego rodzaju niegodziwości np. w stosunku do ludności chłopskiej. Nie przekreśla to jednak faktu, że dziś nazywamy ich bojownikami o wolną Polskę. "Żołnierze wyklęci" w sposób szczególny byli inwigilowani przez służby specjalne Polski Ludowej oraz służby sowieckie. W ten sposób zdobywano informatorów wewnątrz środowisk podziemnych. Agenci bezpieki przenikali do struktur poakowskich, tzw. V Zarząd Zrzeszenia "WiN" był złożony przede wszystkim z agentów UB, którzy tworząc konspiracyjne struktury wyłapywali ludzi zaangażowanych w walkę o niepodległość. Kto odpowiadał za zwalczanie podziemia niepodległościowego i jaka była skala represji? - W różnych okresie odpowiadały za to różne struktury. Początkowo było to głównie sowieckie NKWD, następnie dołączyły do nich inne formacje: regularne Wojsko Polskie, Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego, MBP oraz, w mniejszym stopniu, Milicja Obywatelska i Ochotnicza Rezerwa Milicji Obywatelskiej. Szacuje się, że w walkach z podziemiem niepodległościowym zginęło od 8 do 10 tys. polskich partyzantów. 5 tys. ludzi skazano na karę śmierci, z czego ponad połowa została wykonana. Około 21 tys. zmarło w więzieniach, na skutek brutalnych przesłuchań, chorób i fatalnych warunków bytowania. Nie zapominajmy jednak, że kilkaset tysięcy osób z przeszłością niepodległościową (wraz z rodzinami) to ludzie, którzy doświadczali represji praktycznie do 1989 r. Nawet ci, którzy się ujawnili w latach 1945-1947. SB podczas inwigilacji różnych instytucji zaznaczała, który z pracowników był zaangażowany w podziemie. Zdarzały się przypadki, że kiedy robiono pierwsze listy do internowania w czasie "karnawału Solidarności" w dużej mierze powpisywano na nich byłych żołnierzy podziemia niepodległościowego. Jak kształtowała się świadomość społeczna na temat "żołnierzy wyklętych"? - Na sposób postrzegania polskiego podziemia po 1944-1945 r. miało wpływ 45 lat propagandy komunistycznej. Co ciekawe, po 1956 r. "dopuszczono do chwały" powstańców warszawskich, choć nie samo Powstanie Warszawskie (w Warszawie wzniesiono pomnik Powstańców Warszawy, a nie Powstania Warszawskiego). Stopniowo rehabilitowano tych, którzy walczyli na Zachodzie, np. w Armii Andersa. "Żołnierzy wyklęci" nie mogli na to liczyć, gdyż sprzeciwiali się z bronią w ręku władzy komunistycznej negując to, że w 1945 r. doszło do wyzwolenia ziem polskich. Legendą założycielską UB i MO była właśnie walka z podziemiem niepodległościowym. W latach 70 i 80. to wzmożony okres ukazywania UB, SB, MO i KBW jako bohaterów walki z partyzantami. Służyły temu m.in. filmy, seriale telewizyjne, publikacje książkowe, a nawet komiksy. Występował w nich podział na "złych" - członków podziemia kolaborujących z kapitalistycznym Zachodem i "dobrych" - komunistów broniących ojczyzny. Partyzantów nazywano "zbrodniarzami", a za ich kontynuatorów uważano nawet członków Solidarności. Był to jeden z mitów komunistycznych, który najdłużej funkcjonował w Polsce. Gdy przyszedł rok 1989 bardzo trudno było z nim walczyć. W latach 90. stopniowo zaczęto organizować wystawy, wydawać publikacje. Po powstaniu Instytutu Pamięci Narodowej rozpoczęto szczegółowe badania nad historią "żołnierzy wyklętych", czego ukoronowaniem było wydanie "Atlasu polskiego podziemia niepodległościowego 1944-1956". Czy "żołnierze wyklęci" mieli swoich odpowiedników w innych krajach komunistycznych? - Oczywiście opór w Polsce nie był jedynym sprzeciwem wobec komunistów w państwach bloku sowieckiego. Silne podziemia działały np. na ziemiach ukraińskich, choć najdłużej walczyło ono w krajach bałtyckich - najlepszym przykładem jest Estonia. Członków podziemia nazywano tam "leśnymi braćmi". Ostatni leśny brat, ścigany przez KGB, został zabity w 1978 r. Dlaczego Narodowy Dzień Pamięci "Żołnierzy Wyklętych" obchodzimy 1 marca? - Jest to data symboliczna, to właśnie 1 marca 1951 r. wykonano wyroki śmierci na członkach IV Zarządu Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość". Od 2011 r. jest to symboliczny dzień pamięci o wszystkich "żołnierzach wyklętych". IPN starał się wyjść naprzeciw zapotrzebowaniom związanym z tym świętem, gdyż pozostaje ono wciąż nieznane. Trzeba pamiętać, że nie ma nic bardziej bezcennego niż pamięć. W związku z tym tegoroczne propozycje IPN będą oscylowały wokół przypomnienia losów "żołnierzy wyklętych". Przygotowaliśmy ponad 100 różnego rodzaju inicjatyw w ponad 30 miastach, m.in. wystawy, promocje książek, koncerty, sesje naukowe i wykłady. 1 marca o godz. 12 w TVP Historia zostanie wyemitowany spektakl "Tajny współpracownik". Cały dzień na tym kanale będzie poświęcony tym, którzy walczyli o wolną Polskę.