"A przecież Polska w latach przełomu przyczyniła się do naszego szczęścia"- pisze Marko Martin, komentator "Die Welt". Analizując politykę zagraniczną Niemiec wobec Polski stwierdza on, że pomimo spotkań dyplomatów Niemiec, Polski i Francji w ramach Trójkąta Weimarskiego; mimo planowanych manewrów NATO w Polsce, Niemcy w obliczu kryzysu na Ukrainie zapewniając Polskę - bezpośrednio dotkniętą niestabilnością w regionie - o swym wsparciu w ramach Sojuszu, czynią tylko konieczne minimum. "Przychodzi to jednak Niemcom z wyjątkowym trudem i bez śladu empatii, co - jak twierdzi autor artykułu - demaskuje się w aktualnych wystąpieniach telewizyjnych ekspertów czy podczas dyskusji w kręgach gospodarczych. "Naturalnie, że z powagą traktuje się obawy Polski, łaskawie i protekcjonalnie zapewniają potomkowie polityków, którzy przez stulecia akurat tego nie czynili, negocjując chętniej bezpośrednio, między niemieckim i rosyjskim mocarstwem" - komentuje Marko Martin. "Zjednoczenie Niemiec zawdzięczamy Polakom" "Głęboko odrażające" jest jego zdaniem nadużywane przy tym sformułowanie 'nasz stosunek do Moskwy', bez zachowania jakiejkolwiek historycznej refleksji dotyczącej traumy wielokrotnie dzielonego rozbiorami narodu. "Nie ulega przy tym wątpliwości - i szczególnie teraz, 25 lat po upadku muru powinno się to przypominać - że zjednoczenie Niemiec zawdzięczamy Polakom, którzy w latach 80. strajkami od Stoczni Gdańskiej po Nową Hutę bez wahania stawili czoła nie tylko sowieckiej dominacji, ale też walcząc 'za naszą i waszą wolność'. Już wówczas aktywiści "Solidarności" nie mogli liczyć na solidarność z niemieckiej strony, stwierdza komentator "Die Welt" . Tak rozumiejący dzisiaj Putina Helmut Schmidt pucz generała Jaruzelskiego uznał za "konieczny", Graf Lambsdorff z dezaprobatą mówił w imieniu niemieckiej gospodarki o polskiej gotowości do strajków, a Egon Bahr, akurat na stronach emancypacyjnego robotniczego pisma "Naprzód" mówił, że 'Pokój jest ważniejszy od Polski' (...)". Akt odwagi Zdaniem autora tego obszernego artykułu fakt, że polscy robotnicy i intelektualiści nie oglądając się na Moskwę czy Bonn doprowadzili do załamania systemu, wymagał wielkiej odwagi, z której skorzystały także Niemcy, ale za co do dziś nie podziękowały. "Niczym innym niż brakiem pamięci nie można wytłumaczyć, dlaczego egzystencjalne obawy Polski albo nie odgrywają żadnej roli w obecnej debacie, albo ochoczo deklasowane są jako rosyjskofobiczne resentymenty kamikadze-romantyków na skraju Europy". Marko Martin piętnuje, że nie uhonorowano w Niemczech także faktu, iż natychmiast po załamaniu się w 1989 r. bloku wschodniego Polska, Litwa i Ukraina zawarły porozumienie o nienaruszalności granic, co stało się też gwarancją bezpieczeństwa dla Zachodu. Komentator "Die Welt" przypomina w tym kontekście postać "polsko-litewskiego dżentelmena" Jerzego Giedroycia, wydawcy paryskiej "Kultury", który jego zdaniem już w latach 80. "kształtował przyszłe elity krajów, które z sukcesem zrezygnowały z wzajemnych resentymentów". Konsekwentni zwolennicy Europy "Obecny, liberalny premier Donald Tusk wraz z poliglotą-ministrem spraw zagranicznych Radkiem Sikorskim zatem ani nie przesadzają, ani nie igrają z ogniem, domagając się dla Polski ale też dla Krajów Bałtyckich silnej obecności NATO. Jeśli bowiem Zachód dalej pozwalałby na to, by siepacze Putina naruszali suwerenność Ukrainy, dawna samowola i tradycja zemsty szybko by wróciła pod własne drzwi", pisze Marko Martin. Artykuł kończy stwierdzeniem, że "najbardziej konsekwentnych i zarazem racjonalnych zwolenników Europy można znaleźć obecnie w Warszawie. Właśnie oni zasługują na naszą (Niemców) solidarność". Alexandra Jarecka red. odp.: Elżbieta Stasik, Redakcja Polska Deutsche Welle