"Akta sprawy liczą już 10 tysięcy stron, ale postępowanie przebiega opornie, ponieważ świadkowie wydarzeń niechętnie wracają do tamtych czasów" - powiedział na konferencji prasowej dyrektor podległego czeskiej policji kryminalnej UDV Pavel Bret. Całą akcję prowadzono pod kryptonimem "Kamień". Fałszywe instalacje graniczne zostały ustawione na przedpolach rzeczywistej granicy z Niemcami, między innymi w okolicach Mariańskich Łaźni, Domażlic i Vszerub. Funkcjonowały one do połowy 1951 roku. Po drugiej stronie fikcyjnej granicy na uciekinierów czekali funkcjonariusze Bezpieczeństwa Państwowego (StB) przebrani w mundury niemieckich celników. Dowozili ich następnie do rzekomego przedstawiciela CIA, który częstował uciekinierów amerykańskimi papierosami i autentyczną whisky z dodatkiem środka prowokującego do zwierzeń. Zeznający, w przekonaniu, że są już na terytorium Niemiec Zachodnich, wyczerpująco opowiadali o swej antykomunistycznej działalności i zaangażowaniu w nią innych osób. Rezultatem były dalsze aresztowania i surowe wyroki skazujące. Wykładający na uniwersytecie w Bostonie amerykański historyk czeskiego pochodzenia Igor Lukesz powiedział dziennikowi "Mlada Fronta Dnes", że spotkał się z jednym z zatrzymanych w ramach tej prowokacji. "Jest więcej takich ludzi. Nie chcą wracać do przeszłości, bo największym ciosem było dla nich nie to, że padli ofiarą oszustwa, ale to, że wydali swoich najbliższych. To był szalony, diabelski pomysł służb specjalnych" - twierdzi Lukesz. Według niego dwaj spośród inicjatorów wspomnianej prowokacji nadal żyją, w tym jeden za granicą. Obu wiedzie się bardzo dobrze. Vladimir Vaszulka, który w UDV zajmuje się sprawą fałszywych granic, zapoznał dziennikarzy z konkretnym przykładem. "Chodzi o rodzinę, która zdecydowała się uciec na Zachód. Potem ojciec został skazany na śmierć, uciekł z więzienia i przedostał się nielegalnie do Niemiec. To jeden z kluczowych świadków w tej sprawie" - powiedział. Vaszulka mówi, że mimo utajnienia akcji "Kamień" informacja o utworzeniu fałszywej granicy przedostała się do opinii publicznej. Dlatego w 1951 roku całe przedsięwzięcie zawieszono. Jego historię odtworzono dzięki ocalałym dokumentom ministerstwa spraw wewnętrznych. "Nie znamy jeszcze dokładnej liczby ludzi, których uwięziono na fałszywej granicy. Jesteśmy w fazie opracowywania danych. Postawienie winnych przed sądem byłoby jednak zadośćuczynieniem dla ofiar komunizmu" - uważa Pavel Bret. Andrzej Niewiadowski