Historia alternatywna - czyli teoretyczna spekulacja na temat tego, czy dzieje mogły potoczyć się w inny sposób, niż ten znany z kronik i źródeł - nie ma wcale tak długiej historii. "Odkrycie" tej metody dla współczesnej nauki nastąpiło - ujmując rzecz umownie - w połowie lat 80. zeszłego wieku, kiedy to uznany niemiecki profesor starożytności, Alexander Demandt, wygłosił szereg wykładów, zebranych później w książkę "Ungeschehene Geschichte" (wydaną w Polsce w 1999 roku, jako "Historia niebyła"). Jakie znaczenie w historii ma przypadek? Opisywał w niej i analizował szereg sytuacji, które w "naszej" historii wydarzyły się - a w rozważaniach teoretycznych pobiegły innym niż w rzeczywistości torem. Do jakich zdarzeń musiałoby dojść, aby określone fakty zmieniły swój bieg? Czy istnieją wydarzenia konieczne, które zachodzą zawsze w danej sytuacji, czy też większe znaczenie w historii ma przypadek i czynnik ludzki? Ogromna popularność rozważań Demandta wśród czytelników przekonała i innych historyków, że wartość podobnych "gier intelektualnych" nie jest jedynie komercyjna i pozwala rozłożyć historię na czynniki pierwsze, przyjrzeć się jej elementom składowym, pogłębić wiedzę naukową jeśli nie o faktach, to o procesach, które te fakty kształtują. Argumentacja przeciwników podobnych analiz opierała się na stwierdzeniu, że podobne rozważania są niemożliwe do zweryfikowania, potencjalnych alternatyw danego wydarzenia jest teoretycznie nieskończenie wiele, a tworzenie teoretycznych linii historii odbiera wagę wydarzeniom rzeczywistym. Co by było, gdyby Poncjusz Piłat ułaskawił Jezusa? Tymczasem niemiecki profesor udowodnił, że o historii można mówić nie tylko wtedy, kiedy zaistniała, a rozważania z serii "co by było gdyby?" wzbogacają wiedzę i warsztat również poważnych pracowników akademickich. Rozmyślania nad historią nie urzeczywistnioną, przekonywał, są konieczne do uzupełnienia wiedzy o tym, co się wydarzyło, pozwalają oszacować rolę przypadku w historii, naświetlają perspektywy i mechanizmy wyborów, których dokonano. Demandt jednocześnie skupił się na przykładach obrazujących jego tezy. Dzięki temu czytelnik mógł się m.in. dowiedzieć, co by było (wg autora), gdyby Grecy w 490 r. p.n.e. przegrali pod Maratonem z Persami. Gdyby Aleksander Wielki nie zmarł w 323 roku i plan budowy jego imperium się nie załamał. Gdyby Poncjusz Piłat ułaskawił Jezusa. Gdyby hiszpańska Armada przybiła w 1588 r. do brzegów Anglii (w rzeczywistości zatopiły ją wielkie sztormy). Albo z czasów bardziej nam współczesnych: co by było, gdyby... 28 VI 1914 r. w Sarajewie nie padły strzały i nie doszło do zamachu na austriackiego arcyksięcia, co stało się pretekstem do wybuchu I wojny światowej; albo gdyby Hitler zmarł w 1938 roku... Podobne rozważania i płynące z nich wnioski powoli przekonywały do analogicznych wycieczek intelektualnych naukowy "establishment". Na szczęście do owych spekulacji nie trzeba było przekonywać pisarzy, którzy ich wartość fabularną i poznawczą odkryli na długo wcześniej... Brunatne requiem Chcąc wymienić wszystkie teksty dotyczące alternatywnego przebiegu II wojny światowej, trzeba by zapewne napisać encyklopedię. Jednak da się wśród nich wyłowić "żelazną klasykę", której poznawanie powinno pasjonatom historii nie tylko dostarczyć tematów do przemyśleń - czy wersje przedstawione przez autorów są wiarygodne? czy ich rozumowanie zostało przeprowadzone logicznie? - ale też sprawić zwyczajną czytelniczą przyjemność. Przegląd tytułów zacznijmy od "Brunatnej rapsodii" Otto Basila, pisarza austriackiego, w czasie wojny członka antyfaszystowskiego podziemia. Wydana w 1966 r. książka opisuje świat, w którym zmagania militarne wygrała nazistowska Rzesza. Bombę atomową budują w niej jako pierwsi Niemcy i bez skrupułów zrzucają ją na Londyn. Świat musi ulec przed brunatną potęgą. Już wkrótce Imperium Germańskie sięga od Irlandii po Ural, w Stanach Zależnych Ameryki Północnej rządzi kierowany z Berlina marionetkowy rząd Ku-Klux-Klanu (w "naszej" rzeczywistości Roosevelt w latach 30. wyrażał się pozytywnie o polityce Hitlera), a Cesarstwo Japonii panuje nad całą Azją. Plan eksterminacji Żydów został zakończony, resztki Słowian żyją w obozach, prawo do życia mają tylko posiadacze certyfikatu przynależności do rasy aryjskiej. Stany Zjednoczone i ZSRR zostały podbite, a papież i dalajlama są przetrzymywani w zamknięciu na "leczeniu ze schizofrenii". W tak zarysowanej scenografii niespodziewanie umiera Hitler i rozpoczyna się wojna o jego sukcesję. Skłócona wewnętrznie III Rzesza, pełna walk frakcyjnych wojska i tajnej policji, zaczyna się rozpadać, a jej osłabienie próbują wykorzystać Japończycy, którzy wywołują III wojnę światową. Obie strony dysponują bombami atomowymi, tak więc konflikt szybko przemienia się w powszechny światowy armagedon... III Rzesza od Alzacji po Ural i Kaukaz Nieco podobny scenariusz, choć nie tak pesymistyczny, kreśli Robert Harris w swoim "Vaterlandzie" z 1992 roku. W jego powieści mamy lata 60. alternatywnego XX wieku, kiedy to prezydent USA, Joseph Kennedy, odwiedza Adolfa Hitlera w ramach zakończenia "zimnej wojny" z III Rzeszą. Nazistowskie Niemcy i tu są bowiem potęgą, a różnice w historii, które doprowadziły do takiego stanu rzeczy, rozpoczęły się od uwieńczonej sukcesem ofensywy niemieckiej na Kaukazie. Odcięty od dostaw ropy Związek Radziecki poddał się w 1943 r., z kolei na froncie zachodnim, wiedząc o złamaniu przez aliantów tajemnicy Enigmy, Niemcy wysyłają fałszywe komunikaty i dzięki temu wkrótce niszczą flotę brytyjską. Zwycięstwo przypieczętowuje odkrycie - przed aliantami - bomby atomowej, która zostaje skierowana nad Nowy Jork... Przerażone USA podpisują traktat pokojowy. W Europie państwa satelickie Rzeszy tworzą handlową Wspólnotę Europejską, a na Uralu trwa niekończąca się wojna partyzancka z pozostałościami Radzieckiej Rosji. Sama Rzesza rozciąga się od Alzacji po Ural i Kaukaz. Tymczasem na jaw wychodzi intryga dotycząca "ostatecznego rozwiązania", której tajemnicę będą musieli rozwiązać amerykańska dziennikarka i niemiecki funkcjonariusz policji kryminalnej. Amerykanie pod japońską okupacją Podobny trop - Stany Zjednoczone pokonane przez państwa Osi - podejmuje Philip K. Dick w "Człowieku z Wysokiego Zamku" (1962 r.). Przegrane USA po II wojnie światowej zostają podzielone na strefy wpływów między Japonię i Niemcy (jak w rzeczywistości stało się z RFN i NRD). Sytuacja w części japońskiej jest nieciekawa - Amerykanie traktowani są jak podludzie, a pamięć o ich tradycji i historii powoli ginie. Jednak prawdziwy koszmar ma miejsce w częściach świata podporządkowanych nazistom: Afrykę zamieniono w jeden wielki obóz koncentracyjny, a w Europie władzę sprawują fanatycy i wszechmocna tajna policja. Tymczasem w Stanach w podziemiu napisana zostaje książka, w której Niemcy i Japonia wojnę przegrywają... Z podobnym tematem borykał się też zdobywca Pulitzera Philip Roth. W jego "Spisku przeciwko Ameryce" (2004) w 1940 r. w wyborach prezydenckich w USA Roosevelta pokonuje słynny pilot Charles Lindbergh. Był on izolacjonistą, antysemitą i sympatykiem nazizmu - pod jego przewodnictwem Stany szybko podpisują pakty o nieagresji z Niemcami i Japonią, a Ameryka zaczyna się faszyzować. Rozpoczyna się ograniczanie swobód obywatelskich i prześladowanie ludzi "nieczystych rasowo", w szczególności Żydów. Wątki biograficzne rozgrywa z kolei "The Iron Dream" Normana Spinrada (1972 r.; nie wydana po polsku), w której Hitler w 1919 r. emigruje do Stanów po przegranej przez Niemcy wojnie. Sfrustrowany, mając inklinacje artystyczne, znane z naszego świata, bierze się nie za malowanie, ale pisanie tanich powieści kieszonkowych, w których nazistom udaje się zapanować nad światem. Z podobnej perspektywy przyglądał się niedawno biografii Hitlera również autor bestsellerów Eric-Emmanuel Schmidt. W "Przypadku Adolfa H." (2001) kreśli on podwójny portret Hitlera: w jednej alternatywie malarza, w drugiej dyktatora. Obaj bohaterowie mają takie samo dzieciństwo, jednak punktem zwrotnym staje się moment rekrutacji do Akademii Sztuk Pięknych. Prawdziwy Hitler nie dostał się do szkoły - fikcyjny otrzymuje taką szansę, co ostatecznie - przekonuje autor - uczyniłoby go mniej krwiożerczym i ocaliło Europę. Z innej perspektywy na temat alternatywnych skutków II wojny światowej spojrzał kolejny zdobywca Pulitzera, Michael Chabon. "Związek Żydowskich Policjantów" (2007) to rasowy kryminał, który rozgrywa się na Alasce. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że w powieściowym świecie tu właśnie - a nie w Izraelu, który przegrał wojny z sąsiadami - znaleźli schronienie Żydzi ocaleni z Holocaustu. Plan jednego z kongresmenów, mający pobudzić gospodarczo Alaskę za pomocą osadnictwa europejskich Żydów, znalazł się faktycznie w Kongresie jako projekt ustawy, jednak upadł z uwagi na nikłe poparcie i sprzeciw wpływowego reprezentanta Alaski. Od czego jednak literatura, jak nie od tego, aby naprawić takie niedociągnięcia rzeczywistości...? Burza w historii Spojrzenie na półki z krajowymi powieściami pokazuje, że Polacy nie gęsi i swój alternatywny język mają. Dużą popularność zdobył militarystyczny cykl książek Marcina Ciszewskiego: "www.1939.com.pl" i "www.1944.waw.com.pl". Założenie obu części polega na tym, że w czasy II wojny światowej - najpierw Kampanii Wrześniowej, potem Powstania Warszawskiego - zostaje przeniesiony doborowy oddział współczesnej polskiej armii. Czy nowoczesny sprzęt miałby szansę przechylić szalę zwycięstwa w trakcie ówczesnych zmagań? Autor odpowiada, że niekoniecznie - ale zanim padnie ta teza, oddziały Wehrmachtu będą miały nielichą przeprawę z polskimi komandosami... Podobny zabieg "podróży w czasie" wykorzystuje również Sebastian Uznański w "Herrenvolku" (2011), tyle tylko, że u niego przenosi się nie cały oddział, a pojedynczy człowiek żyjący w czasach nam współczesnych. Jednak o ile cały oddział Ciszewskiego nie jest w stanie ostatecznie zmienić losów wojny, a znana historia po krótkotrwałym zamęcie wraca w swoje koleiny, o tyle przybycie w czasy II wojny światowej bohatera Uznańskiego odmienia losy nie tylko zmagań militarnych, ale i - dzięki odkryciu przez nazistów DNA czy nowoczesnej broni chemicznej i atomowej - całej Europy, zamienionej w nazistowskie piekło. Tekst ten niewiele ma wspólnego z chłodną, naukową analizą, opartą na logice i prawdopodobieństwie zdarzeń, ale broni się wizją i rozmachem. Podobnie jest z "Wilczą zamiecią" Jarosława Grzędowicza, nowelą z antologii "Deszcze niespokojne" (2005), zbiorem w całości poświęconym historiom z czasów II wojny światowej, tylko wzbogaconych o elementy fantastyczne. U Grzędowicza losy wojny zmieniają się, ponieważ walczącym zaczynają pomagać... nordyccy bogowie. Trudno tu mówić o prawdopodobieństwie zdarzeń, ale miłośnicy oryginalnego spojrzenia na II wojnę światową powinni zostać usatysfakcjonowani. Gdyby nie doszło do Powstania Warszawskiego... Nieco podobną perspektywę proponuje w swoich "Widmach" Łukasz Orbitowski (2012). Autor opisuje w nich odnogę historii, w której nie doszło do Powstania Warszawskiego. Bohaterem tekstu jest Krzysztof Kamil Baczyński, który wojnę przeżył, ale jego perypetiom daleko do hollywoodzkiego optymizmu. Przeżywający kryzys twórczy poeta próbuje swoich sił, pisząc socrealistyczne powieści, a ocalone miasto zaczyna się tymczasem rozpadać w tajemniczym procesie, jakby historia w końcu Warszawę dogoniła. Kto szukałby mniej metafizycznych, a bardziej historiozoficznych spekulacji, znajdzie je w "Burzy" Macieja Parowskiego (2010). Tematem ponadpięciusetstronicowej powieści są rozważania na temat kształtu Polski, gdyby nie dotknęły jej zniszczenia wojenne. Pancerne zagony niemieckie we wrześniu 1939 r. grzęzną oto w błocie, które powstało w wyniku potężnych burz, jakie nad Polskę przyniósł skandynawski niż (w rzeczywistości wrzesień owego roku był nad wyraz suchy i słoneczny), Blitzkrieg zostaje zastopowany, a mobilne oddziały polskiej kawalerii są w stanie przyjąć na siebie uderzenie wroga. Z pomocą przychodzi im dywersja francuska na tyły wojsk niemieckich, po której losy niedoszłej wojny są przypieczętowane. Niemcy kapitulują, Hitler po procesie zostaje wywieziony na Wyspę św. Heleny, pozbawione sojusznika ZSRR pozostaje za swoimi granicami, a po ulicach niezniszczonej Warszawy przechadzają się... Witkacy, Gombrowicz i inni intelektualiści, których nie pochłonęły działania wojenne lub emigracja. Temat odmiennych losów Kampanii Wrześniowej zdaje się zresztą na tyle frapujący, że za jego analizę wzięli się nie tylko twórcy literackiej fikcji. Tekstem, który bez taryfy ulgowej bierze się za Wrzesień '39, z pozycji czysto naukowych, jest artykuł Włodzimierza Duchnowskiego "Czy możliwe było powstrzymanie agresji niemieckiej we wrześniu 1939 roku", zamieszczony w "Przeglądzie Historyczno-Wojskowym" nr 4 (224) z 2008 r. Autor, pułkownik rezerwy, zastanawia się w nim, w jakich okolicznościach - i czy w ogóle - możliwy był inny wynik niemiecko-polskiego starcia. Lektura artykułu jest cenna także o tyle, że jednocześnie bardzo przejrzyście pokazuje metodologię, jakiej powinien trzymać się naukowiec, kiedy wchodzi na teren rozważań nad historią alternatywną. Duchnowski zaczyna od bardzo szczegółowego i dokładnego przedstawienia realnej sytuacji politycznej obu przeciwników, z uwzględnieniem ich potencjału militarnego, a także mocnych oraz słabych stron zarówno ofensywnych planów niemieckich, jak i defensywnych założeń strony polskiej. Wyliczenie błędnych lub trafnych posunięć i założeń sztabowych obu armii opiera się w całości na wiedzy źródłowej i historycznej z "naszego" świata - do tego momentu wraz z autorem wciąż pozostajemy na gruncie "normalnej" historii i poznajemy przebieg Kampanii Wrześniowej w takim kształcie, w jakim miała ona rzeczywiście miejsce. Dopiero tu pojawia się miejsce na spekulację, czy możliwy był inny ciąg tych walk. Ale i to w ramach ściśle wytyczonych i prawdopodobnych z punktu widzenia logiki założeń. Oddajmy głos autorowi: "Alternatywny plan operacyjnego rozwinięcia polskich sił zbrojnych zakłada taki sam stopień mobilizacyjnego rozwinięcia i gotowości bojowej wojsk, jak to miało miejsce 1 września 1939 r. Plan zakłada jednak inną koncepcję użycia sił lądowych, a tym samym różni się w sposobie ugrupowania wojsk w rejonach wyjściowych w strefie przygranicznej i w głębi [kraju]. U podstaw alternatywnego planu operacyjnego (...) legła zmodyfikowana myśl kampanii obronnej dotycząca w swej istocie podejmowania działań ofensywnych z przeważającymi siłami przeciwnika na jednym z dwóch głównych kierunków uderzeń". Po czym następuje racjonalne rozwinięcie powyższych założeń i opis alternatywnego - acz prawdopodobnego - przebiegu walk. Kampania Wrześniowa w artykule Duchnowskiego nie musi skończyć się klęską, a II wojny światowej - wobec bierności ZSRR, pozbawionej wsparcia nazistów - udaje się uniknąć... Czy podobne rozważania są prawdopodobne? Na pewno nie wszystkie i nie w tym samym stopniu. Wobec tego czy są potrzebne - wszak historia potoczyła się tak, a nie inaczej i nic nie może już tego zmienić. Jak jednak bez nich można by wyciągnąć naukę z wydarzeń przeszłych, także tych tragicznych? Wszakże nie od dziś wiadomo, że "historia jest nauczycielką życia". Nawet - a może zwłaszcza - ta, która się nie wydarzyła. Michał Cetnarowski POLECAMY: Garnitur z ludzkich włosów. "Nowy dowód zbrodni dotąd nieznanej" Fort Sarbinowo. Tajemnicza fabryka III Rzeszy?