Pojęcie Tragedii Górnośląskiej odnosi się do aktów terroru wobec Ślązaków - aresztowań, internowania, egzekucji oraz wywózek na Wschód, które miały miejsce w marcu i kwietniu 1945 r., po wkroczeniu Armii Czerwonej na Śląsk. Szacuje się, że wywieziono co najmniej 50 do 90 tys. osób. Ich duża część nigdy nie wróciła do domu.W ostatnich dniach września tego roku w Doniecku w rejonie Donbasu - ukraińskiego zagłębia węglowego, gdzie trafiła większość deportowanych - odsłonięto pomnik ofiar Tragedii Górnośląskiej, a w miejscowym kościele rzymskokatolickim poświęcono tablicę upamiętniającą te wydarzenia. Okazją była wizyta przedstawicieli samorządu województwa śląskiego, z marszałkiem Mirosławem Sekułą oraz metropolitą katowickim abp Wiktorem Skworcem. Usłyszeliśmy "proszę" Podczas wizyty dyrektor śląskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej oraz władze uniwersytetu w Doniecku podpisały list intencyjny w sprawie współpracy. - Biorąc pod uwagę, że przez kilkadziesiąt lat nie było kompletnie nic, ten pierwszy krok ma ogromne znaczenie. Wymaga oczywiście zrobienia kolejnych. Można powiedzieć, że zapukaliśmy do drzwi i usłyszeliśmy z drugiej strony "proszę" - powiedział dyrektor katowickiego IPN Andrzej Drogoń. Jak ocenił dr Dariusz Węgrzyn z Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN w Katowicach, choć o Tragedii Górnośląskiej w ostatnich latach mówi się więcej, to wciąż trzeba nadrabiać zaległości z dziesięcioleci, kiedy temat był zakazany, a dostęp do źródeł - bardzo utrudniony. Jedną z inicjatyw kultywujących pamięć o ofiarach Tragedii Górnośląskiej jest utworzenie Centrum Dokumentacji Deportacji Górnoślązaków do ZSRR w 1945 r. w Radzionkowie, skąd deportowano ok. 250 osób. Powstanie w remontowanym właśnie na ten cel dzięki unijnym środkom XIX-wiecznym budynku dworca. Ma gromadzić materiały oraz we współpracy z IPN prowadzić działalność edukacyjną i kulturalną. Otwarcie jest planowane w 2015 r., w 70. rocznicę dramatycznych wydarzeń. Jak przyznaje dr Węgrzyn, obszarem badawczym niespenetrowanym jeszcze przez polskich naukowców pozostają akta sowieckie. Nie wiadomo, jaka ich część z nich może się znajdować na Ukrainie. W rejonie Donbasu źródłem informacji mogą być też akta tamtejszych zakładów. - Źródłem dotąd niewykorzystanym są też kopie materiałów sowieckich w Centralnym Archiwum Wojskowym w Warszawie, pozyskane przez polskich historyków wojskowych na początku lat 90. Ich główny trzon stanowią materiały administracyjne - historia obozów, ewidencja , materiały statystyczne, rozkazy organizacyjne lokalizacja poszczególnych obozów czy nazwiska ich komendantów - powiedział dr Węgrzyn. Sprawcy nie żyją - śledztwo umorzono Trzy czwarte deportowanych znalazły się na terenie Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, przede wszystkim w rejonie Donbasu. Inni trafili na tereny dzisiejszej Białorusi, Kazachstanu, Syberii, czy w rejon Murmańska. Głód, wypadki przy pracy i będące efektem fatalnych warunków higienicznych epidemie przełożyły się na ogromną śmiertelność osadzonych w obozach. O wywiezionych upominały się rodziny, zakłady pracy, organizacje społeczne. Ich brak był dotkliwy dla śląskiej gospodarki. Ówczesne władze Polski zwróciły się do ZSRR o uwolnienie deportowanych, wskazując na to, że po wojnie stali się obywatelami polskimi, potrzebowała ich miejscowa gospodarka, a ich rodziny żyły nieraz w skrajnej biedzie. Powroty deportowanych trwały do 1954 r. Prowadzone przez IPN śledztwo w sprawie deportacji Górnoślązaków do ZSRR w 1945 r. zostało umorzone w 2006 r. m.in. z uwagi na śmierć odpowiedzialnych radzieckich przywódców z tamtego okresu. IPN uznał, że deportacje były zbrodnią komunistyczną i zbrodnią przeciw ludzkości, dokonaną na podstawie decyzji władz ZSRR przez żołnierzy NKWD, których tożsamości nie da się dziś ustalić.