Kiedy obecną drogą krajową nr 40 jedziemy od strony Gliwic kierując się na Kędzierzyn-Koźle, wita nas sielski, niewinny krajobraz. Kolejne wsie i miasteczka, pola zieleniące się uprawami i gęste lasy urzekające różnorodnością drzew. Wokół mało przemysłu, tak charakterystycznego dla stereotypowego pejzażu Górnego Śląska. Podgliwickie miejscowości szybko przemijają za samochodowymi szybami, właściwie niczym się od siebie nie różniąc. Tylko na pozór, bowiem często kryją one swoje mroczne, wojenne tajemnice. Przed Kędzierzynem-Koźlem (kiedyś obydwie miejscowości były zupełnie od siebie odrębne, a ich dość sztuczne połączenie w 1975 roku, to namacalny relikt PRL-u) otaczająca zieleń może nas uśpić. Województwo opolskie często wprawia w zdumienie osoby, które kojarzą Śląsk z dymiącymi kominami hut i stale kręcącymi się kołami wyciągowymi kopalni. Opolskie wygląda zupełnie inaczej i ma swój niepowtarzalny charakter, który trzeba poznać i docenić. Zbliżając się do Kędzierzyna, mijając po drodze kolejne hektary lasu, nie dajcie się zwieść wszechobecnemu spokojowi. Wypatrujcie uważnie, choć dostrzeżenie śladów wojny nie jest takie łatwe. Dobrym punktem orientacyjnym mogą być dawno niewidziane na horyzoncie wielkie kominy. Kiedy w tym momencie zaczniecie dokładnie lustrować okolicę, w otaczającej was gęstwinie lasów zauważycie coś dziwnego. To ciemne, monumentalne, obłe formy - charakterystyczne "bunkierki" w kształcie wielkiego jajka rozsiane wśród drzew. Wtedy możecie być pewni, że jesteście w miejscu, o którym chcę wam opowiedzieć. A gdy wjedziecie do niepozornej i cichej miejscowości Sławięcice, zatrzymajcie się w tym miejscu. Zapewniam, że warto. Znajdujecie się w centrum paliwowego imperium III Rzeszy, a jednocześnie w miejscu nieopisanej wręcz ludzkiej tragedii. W tym momencie musimy zakręcić kołem czasu i cofnąć się do ostatnich dni II wojny światowej. W 1945 roku III Rzesza toczyła desperacką walkę o przetrwanie. Kolejne niemieckie jednostki wysyłane na front starały się zatrzymać rosyjską nawałnicę. Niemieccy żołnierze walczyli o przetrwanie, o swoją przyszłość, o bliskich, krwawo płacąc za popełnione wcześniej błędy. Ideologia narodowego socjalizmu, a także uwielbienie dla Adolfa Hitlera, w wielu niemieckich sercach przestała już istnieć. Wywietrzała jak otwarta butelka z winem. Ale przeszłości nie dało się wymazać. Walka trwała i od dłuższego już czasu zapowiadała nieuchronną klęskę. Zapewne trudno było walczyć z takim brzemieniem, ale nie było innego wyjścia. Hitlerowska III Rzesza musiała upaść z hukiem przypominającym wielkie trzęsienie ziemi i pociągnąć za sobą kolejne ludzkie istnienia. Wojna toczyła się swoim ślepym torem, pomału też Niemcom zaczynało coraz dotkliwiej brakować amunicji, sprzętu i broni, a także paliwa. Bez niego nie dało się skutecznie stawić czoła wrogom. Paliwo jest układem krwionośnym wojennych zmagań. Rozumiano to już o wiele wcześniej. Niemcy, a już na pewno Hitler, jeszcze przed rozpoczęciem II wojny światowej zdawali sobie sprawę z bezcennej siły paliwa. Rozpoczęli wówczas, zakrojony na szeroką skalę i kontynuowany podczas wojny, plan rozbudowy własnych zakładów produkujących paliwo syntetyczne. Jeszcze w 1933 roku dysponowali tylko jednym, dużym zakładem doświadczalnym firmy Leuna-Werke w Ludwigsburgu-Oppau. W 1939 roku takich zakładów było już dwanaście. W 1935 roku zastanawiano się nad lokalizacją tego typu zakładu w Wałbrzychu (niem. Waldenburg), ale przeciwne temu pomysłowi była Luftwaffe, bojąc się zbytniego sąsiedztwa Czech. Już podczas wojny zapadła więc decyzja o budowie tego typu zakładów na Górnym Śląsku. Zadecydowały o tym głównie rodzime, bogate złoża węgla kamiennego. Była to gigantyczna inwestycja, na której wielkie, niemieckie koncerny mogły doskonale zarobić. Trwała więc walka o to, kto ma je wybudować. Führer miał na to prosty sposób, który z żelazną konsekwencją realizował przez cały okres swojego panowania. Rywalizacja we wszelkich możliwych dziedzinach. Dlatego zadanie zlecono dwóm potężnym koncernom przemysłowym - Oberschlesische Hydriewerke AG i IG Farben Industrie AG. Historia powstania tego potężnego i niezwykle ważnego dla III Rzeszy kompleksu paliwowego jest długa i zagmatwana. W 1938 roku ustalono lokalizację zakładów w sąsiadującej ze Sławięcicami Blachowni Śląskiej (niem. Blechhammer). W sierpniu 1939 roku śląscy przemysłowcy dogadali się z Ministerstwem Finansów Rzeszy co do sposobu sfinansowania tego gigantycznego przedsięwzięcia. Zakłady w Blachowni Śląskiej budował koncern Oberschlesische Hydriewerke AG, a zakłady w Kędzierzynie (niem. Haydebreck) koncern IG Farben Industrie AG. Orędownikiem projektu ich budowy był profesor K. Krauch, generalny pełnomocnik do spraw produkcji chemicznej. Wykonania tej inwestycji podjęła się berlińska firma Mineralölbau GmbH. Wykonawcami robót inwestycyjnych oraz dostawcami potrzebnych maszyn i urządzeń były m.in. firmy Siemens, Lurgi, Humbolt i Demag. W Blachowni Śląskiej prace budowlane rozpoczęły się na przełomie 1939 i 1940 roku, natomiast w Kędzierzynie - na wiosnę 1940 roku. Berlińska firma Mineralölbau GmbH budowała w Blachowni Śląskiej zakład produkcji benzyny syntetycznej, zakład hydrogenizacji oraz wytlewnię. Koncern IG Farben Industrie AG stawiał w Kędzierzynie zakłady kwasu tłuszczowego, zakłady elektrolizy chloru, zakłady produkcji oppanolu oraz zakłady Schlesien-Tanol i Gapel-Kontakt. Później podjęto również decyzję o budowie przez gliwicką firmę Schaffgotsch-Benzin zakładów w pobliskich Zdzieszowicach (niem. Odertal). Cały śląski kompleks zakładów produkcji paliw syntetycznych miały uzupełniać pobliskie rafinerie w Boguminie (Fahrzeug-Motorenwerke GmbH, FAMO), Czechowicach (Vacuum Oil Company AG) i w Trzebini (Erdöl-Raffinerie Trzebinia GmbH), których wydajność miała być znacznie zwiększona. W późniejszym czasie, wraz z rozwojem zbrodniczego systemu obozów koncentracyjnych, do konglomeratu tych zakładów doszły podoświęcimskie Monowice. W Blachowni Śląskiej powstały w ten sposób zakłady Oberschlesische Hydriewerke Blechhammer AG, a w Kędzierzynie (dokładnie w Kędzierzynie-Bierawach) zakłady IG Farben Industrie-AG Haydebreck. W Blachowni Śląskiej produkcję rozpoczęto późno, bo dopiero w styczniu 1944 roku, natomiast w Kędzierzynie ruszyła ona już latem 1943 roku, osiągając w styczniu 1945 roku poziom 4 tys. ton paliwa miesięcznie. 14 czerwca 1944 roku w Blachowni Śląskiej, z polecenia ministra Alberta Speera, odbyło się spotkanie zainteresowanych stron, mające na celu przyspieszenie prac nad budową śląskiego kompleksu paliwowego, i jak najszybsze podjęcie w nim pełnej produkcji. Przyspieszono terminy oddania do użytku poszczególnych elementów zakładów w Blachowni Śląskiej oraz podjęto decyzje co do zakładów w Kędzierzynie. Minister Speer, który po wojnie zapierał się, iż nie zdawał sobie sprawy z wykorzystania do budowy obiektów militarnych więźniów obozów koncentracyjnych, musiał widzieć to właśnie tutaj. Nie wierzę, aby nie był świadomy, kto buduje owe zakłady... W kędzierzyńskich zakładach produkowano benzynę syntetyczną, metanol, formalinę, kleje syntetyczne, izoalkohole, izoparafiny, glicerynę, kwasy tłuszczowe, chlor, ług sodowy, amoniak i kwas azotowy. W tym czasie budowa zakładu w Zdzieszowicach była realizowana w znacznie skromniejszym zakresie. Pierwszy etap budowy zakładów w Monowicach koło Oświęcimia planowano zakończyć w połowie 1943 roku. Ostatecznie jednak zamknięto ją pod koniec 1943 roku. W listopadzie 1943 roku uruchomiono tam zakład produkcji metanolu. W Blachowni Śląskiej, dodatkowo, wybudowano obiekty dla produkcji paliw z gazów pohydrogenizacyjnych (niem. AT-Anlage), czy też do wzbogacenia rumuńskiej ropy naftowej (niem. DHD-Anlage). Z kolei w Zdzieszowicach powstały zakłady koksochemiczne Schaffgotschsche Benzin GmbH - Kokerei Odertal, a w Oświęcimiu-Dworach zakłady IG Farben Industrie AG Auschwitz. Przy wznoszeniu wszystkich tych zakładów zatrudniono ogromne ilości pracowników, mimo tego zapotrzebowanie na siłę roboczą stale rosło. Dlatego też, na samym początku w Blachowni Śląskiej, w sąsiedztwie budowanych zakładów, ulokowano sądowy obóz karny, który dostarczał więźniów do budowy. W 1942 roku wstrzymano wszelkie prace przy budowie autostrady biegnącej przez Śląsk, a pozyskanych w ten sposób cywilnych robotników skierowano do budowy śląskich zakładów paliw syntetycznych. Do Kędzierzyna próbowano także wysłać robotników pracujących przy budowie zakładów chemicznych w Brzegu Dolnym (niem. Dyhernfurth), czemu osobiście sprzeciwił się gauleiter Dolnego Śląska Karl Hanke. W lipcu 1942 roku teren budowy wizytowali minister uzbrojenia Albert Speer oraz gen. Georg Thomas z Urzędu do Spraw Uzbrojenia Wehrmachtu. Musieli uznać wznoszenie tego kompleksu za sprawę priorytetową, gdyż wkrótce na plac budowy obydwu zakładów skierowano sowieckich jeńców wojennych, robotników przymusowych oraz jeńców wojennych ze stalagu w Łambinowicach (niem. Lamsdorf). Byli to Brytyjczycy, Francuzi, Czesi, Włosi oraz więźniowie z obozów opolskiego i katowickiego Gestapo, którzy zazwyczaj zostali uwięzieni za sabotowanie systemu przymusowego zatrudnienia. W ten sposób stworzono gigantyczny kompleks obozowy. Wkrótce w okolicach Blachowni Śląskiej i Sławięcic zaroiło się od obozów. Przybywało ich jak grzybów po deszczu. W 1940 roku w Sławięcicach powstał obóz ciężkiej pracy, w którym znaleźli się Polacy z Generalnego Gubernatorstwa i mieszkańcy Protektoratu Czech i Moraw złapani w ulicznych łapankach, dłużnicy podatków gruntowych i wysiedleńcy. Pracowali oni przy oczyszczaniu terenu leśnego koło Blachowni Śląskiej, na którym Niemcy rozpoczęli budowę kompleksu paliwowego. Niektórzy z więźniów tego obozu tworzyli także nieliczny zespół inżynieryjno-techniczny. Obóz istniał do 1942 roku, kiedy to w jego miejscu utworzono dwa kolejne. Ulokowano je w pobliżu sławięcickiego dworca kolejowego i przemysłowej bocznicy kolejowej zakładów w Blachowni Śląskiej. Z czasem, od niemieckiej nazwy tej miejscowości, cały powstający gigantyczny kompleks obozowy zaczęto określać mianem Blechhammer. Pierwszy z obozów przeznaczono dla Żydów pochodzących z Polski, Grecji, Węgier, Czech, Słowacji, Niemiec, Rumunii, Belgii, Francji i wielu innych krajów (niem. Juden Zwangsarbeitslager). Drugi obóz zorganizowano dla różnej narodowości więźniów politycznych (niem. Bahnhofslager). Powstały w czerwcu 1942 roku Juden Zwangsarbeitslager od początku podlegał SS i działał w ramach dziwnego tworu, jakim była Organizacja Schmelt. W Sławięcicach znajdował się również duży obóz dla jeńców wojennych, w którym przebywali Francuzi, Brytyjczycy, Polacy, Rosjanie, Holendrzy, Belgowie, Włosi i Jugosłowianie. Był on podzielony na kilka mniejszych obozów: - Kanallager dla Brytyjczyków, Nowozelandczyków i Hindusów, - Schleusenlager dla Francuzów, - Waldlager dla Włochów i jeńców innych narodowości, - Wiesenlager dla Polaków, Rosjan, Belgów, Jugosłowian, Bułgarów, Brytyjczyków i Francuzów, - karny obóz (niem. Strafgefängenenlager), - obóz dla skazanych sądownie przestępców (niem. Justizstrafgefängenenlager), - a także obóz karny dla osób uchylających się od pracy, nazywany AEL (niem. Arbeitserziehungslager). Wśród brytyjskich jeńców przebywających w obozach Blechhammer od 1942 r. trwała rekrutacja do British Free Corps (BFC), czyli do tworzonego przez Niemców Brytyjskiego Wolnego Korpusu (wspólny projekt Wehrmachtu, Abwehry i SS). Wiadomo, że z tego obozu udało się Niemcom zwerbować bombardiera Blewitta, kierowcę Newcomba, sanitariusza Gordona Bowlera i kilku innych brytyjskich żołnierzy; znaleźli się oni w obozie w Genshagen, na czele którego stał kpt. Hellmerich (oficer Abwehry pracujący dla OKH, poprzednio stacjonujący w Łambinowicach). Najdziwniejszą postacią zwerbowaną przez Niemców w Blechhammer był sierż. John Henry Owen Brown, który pełnił w obozie funkcję brygadzisty; podejrzewano go o "czarne interesy" i kolaborację z Niemcami; w 1942 roku został przewieziony do Berlina. W Blechhammer znalazł się również Brytyjczyk żydowskiego pochodzenia z Glasgow, dentysta kpt. Julius Greek, który był agentem brytyjskiego wywiadu, podobno za jego pośrednictwem Brown zaczął przekazywać raporty o BFC do Wielkiej Brytanii, a gdy sam znalazł się w Genshagen, celowo sabotował powstanie oddziału. Po zakończeniu wojny został za to odznaczony medalem Distinguished Conduct Medal; jego udział w całym przedsięwzięciu budzi jednak wiele kontrowersjiDo tego dochodziły inne obozy, jak: dwa obozy wiejskie (niem. Dorflager) dla robotników przymusowych (jeden dla Polaków, Rosjan i Czechów, drugi dla Polaków, Ukraińców i Jugosłowian); Ehrenforstlager dla polskich, czeskich i jugosłowiańskich robotników przymusowych; dwa obozy młodych pracownic przymusowych (niem. Mädchenlager) - jeden w Blachowni Śląskiej, drugi w Sławięcicach; karne obozy ciężkiej pracy dla robotników przymusowych (obóz ciężkiej pracy dla kobiet, obóz ciężkiej pracy przymusowej dla Polaków i Rosjan (niem. Blechhammerlager) w Blachowni Śląskiej; obóz ciężkiej pracy przymusowej dla Polaków, Czechów i Jugosłowian (niem. Lager Ehrenforst) w Sławięcicach; karny obóz pracy przymusowej (niem. Unruhelager); obóz majstrów (niem. Meisterlager); obóz dla Niemców i kierowników technicznych innych narodowości (niem. Firmenlager) oraz obóz dla pracowników budujących pobliski kanał Odra-Dunaj (niem. Donaulager). W obozowym kompleksie funkcjonował również dom publiczny (niem. Bordel Barake 987), w którym kilkanaście Polek i Ukrainek świadczyło swoje usługi tylko dla brytyjskich jeńców... W obozowym kompleksie Brytyjczycy byli bowiem nieco lepiej traktowani przez Niemców podobnie, jak to się działo w innych miejscach (patrz ramka obok). Ogółem było około 20 obozów. Ich nagromadzenie mówi samo za siebie. Podobno na terenie całego kompleksu obozowego można było usłyszeć 19 języków. Na przestrzeni lat, gdy budowano owe zakłady, liczba przebywających tam więźniów i pracowników przymusowych wzrosła od 8 do 40-50 tysięcy, niektórzy podają nawet liczbę 70 tysięcy ludzi. Jakby nie liczyć, był to największy tego typu kompleks obozowy w rejonie opolskim i katowickim.