Amerykanie poprosili o pomoc Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w Warszawie, która rozesłała apel o pomoc w tej sprawie do kilku polskich urzędów wojewódzkich. Jak dowiedziała się PAP od Anny Koszowy z Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa na amerykańskiej liście zaginionych żołnierzy znajduje się 120 nazwisk. Jak wynika z komunikatu przesłanego PAP przez Ambasadę Stanów Zjednoczonych w Polsce, amerykańscy żołnierze w czasie II wojny światowej mogli zaginąć w pobliżu Kędzierzyna-Koźla (opolskie), Wrocławia (dolnośląskie), Szczecina (zachodniopomorskie) i Kostrzyna nad Odrą (lubuskie). Amerykanie będą prowadzić badania terenowe w celu ustalenia losu zaginionych żołnierzy. Zespół badaczy chce "godnie sprowadzić do kraju żywych bądź poległych członków personelu wojskowego Stanów Zjednoczonych". Historycy amerykańscy mają nadzieję pozyskać m.in. informacje na temat samolotu B-17G, który - jak podają - mógł się rozbić na południe od Wrocławia. Samolot ten o numerze seryjnym 44-8191 wiózł 10-osobową załogę. Ośmiu żołnierzy nadal uznaje się za zaginionych. Pilot kpt. Crane, gdy nie był w stanie pilotować maszyny, wydał załodze rozkaz opuszczenia pokładu kilka mil przed linią sowieckiego frontu. Crane oraz drugi pilot, por. Honke, zostali schwytani przez Niemców i byli przetrzymywani jako jeńcy wojenni. Eksperci uważają, że samolot rozbił się między Strzelinem a Ziębicami i poszukują miejsca wypadku maszyny oraz miejsc pochówku załogi. Z informacji zgromadzonych przez Dolnośląski Urząd Wojewódzki wynika jednak, że na terenie województwa nie ma żadnych grobów żołnierzy amerykańskich. Podobnego zdania są pytani przez PAP historycy Uniwersytetu Wrocławskiego i Instytutu Pamięci Narodowej. Twierdzą oni, że nie słyszeli o żołnierzach amerykańskich, którzy mieliby tu zostać zestrzeleni w czasie II wojny światowej. "W archiwach nie mamy niczego na temat żołnierzy amerykańskich z czasów II wojny światowej" - powiedziała PAP Katarzyna Maziej-Choińska, rzeczniczka IPN. Przyznała, że gdyby tylko były ślady obecności amerykańskich żołnierzy w tym regionie, to zapewne jakiś historyk IPN zainteresowałby się sprawą i zbadał ją dogłębnie. Prof. Teresa Kulak z Uniwersytetu Wrocławskiego, która zajmuje się II wojną światową w rozmowie z PAP powiedziała, że nigdy nie natrafiła na informacje czy inne ślady świadczące o jakiejkolwiek obecności żołnierzy amerykańskich na Dolnym Śląsku. Prof. Kulak twierdzi też, że na Dolnym Śląsku nie ma ani jednego grobu amerykańskiego żołnierza. W Lubinie natomiast w jednym z parku, gdzie przed wojną znajdował się cmentarz, jest pomnik ku czci jeńców alianckich i tam w połowie maja amerykańscy archeolodzy szukali szczątków żołnierza Ewarta T. Sconiersa. Jedna z mieszkanek Lubina twierdziła, że został tam pochowany amerykański żołnierz. Amerykańscy badacze pobrali próbki z trzech odnalezionych szkieletów. Okazało się jednak, że żadne nie należały do amerykańskiego żołnierza. Według Jacka Mamińskiego, rzecznika prasowego Urzędu Miasta w Lubinie, podejrzewano, że ów żołnierz trafił do niewoli niemieckiej gdzieś w obecnym woj. lubuskim, ale zachorował i trafił do lubińskiego szpitala, gdzie zmarł. Dlatego został pochowany w Lubinie, na cmentarzu, który obecnie nie istnieje. Mamiński zaznaczył, że informacje te nie są potwierdzone. Jak poinformowały PAP służby prasowe Zachodniopomorskiego Urzędu Wojewódzkiego w Szczecinie do wszystkich gmin woj. zachodniopomorskiego wysłano pisma ws. pomocy przy poszukiwaniu mogił amerykańskich lotników. Z większości gmin wpłynęły odpowiedzi, z których wynika, że na ich terenie nie ma takich mogił. Jednak w kilku przypadkach przekazane zostały informacje, które mogą okazać się pomocne w poszukiwaniach. W gminie Tychowo w podczas wojny znajdował się niemiecki obóz jeniecki Stalag Luft IV Gross Tychow i właśnie na terenie tego obozu znajduje się pomnik poświęcony alianckim lotnikom. Z kolei z informacji przekazanej przez gminę Szczecinek wynika, że w 1944 r. nad miejscowością Wilcze Laski został strącony amerykański samolot. Członków załogi pochowano w Wilczych Laskach, a w 1971 r. ich szczątki ekshumowano i przeniesiono na cmentarz komunalny w Szczecinku. W Policach udało się odnaleźć fragment relacji żołnierza niemieckiej artylerii przeciwlotniczej oraz informację o pomniku w Przęsocinie poświęconemu żołnierzom alianckim poległym w marcu 1945 r. Według zebranych przez urząd informacji na terenie województwa mogli zaginąć m.in.: sierżant Berton E. Briley, starszy sierżant Orlin E. Covel i starszy sierżant Melvin F. Wilhelm - trzech członków załogi bombowca B-17G o numerze 44-6085. Samolot, w którym lecieli został strącony 25 sierpnia 1944 r. przez niemiecką artylerię przeciwlotniczą i spadł w okolicach miejscowości Święta. Raporty mówią, że maszyna po eksplozji rozpadła się na trzy części, poszukiwani znajdowali się wtedy w samolocie. Pozostali członkowie załogi wyskoczyli ze spadochronami i zostali schwytani przez Niemców. Wśród poszukiwanych pilotów jest także pięciu członków załogi B-17G, który rozbił się 10 listopada 1944 r. na małej wyspie na Zalewie Szczecińskim. Z dotychczasowych informacji wynika, że członek załogi samolotu porucznik Wiliam H. Flannery pochowany jest w pobliżu miejsca katastrofy lub na cmentarzu komunalnym. O miejscach pochówku pozostałych poszukiwanych nie ma informacji. Jak wynika z informacji zgromadzonych przez urząd pod koniec maja 1944 r. Niemcy zestrzelili w okolicach Wolina bombowiec B-24J o numerze 44-40115. Z kolei niemieckie zapisy mówią, że samolot spadł na bagnistą łąkę ponad 20 km na południowy zachód od Wolina. Członek załogi samolotu twierdził, że było to 20 mil na północ od miasta. Dziewięciu członków załogi przeżyło, dostało się do niewoli niemieckiej, a następnie powróciło do służby wojskowej. Los jednego żołnierza, podporucznika Charles'a Moore'a, jest nadal nieznany. Joanna Michalak z Opolskiego Urzędu Wojewódzkiego poinformowała, że trzy wskazane przez Amerykanów gminy: Kędzierzyn-Koźle, Korfantów i Leśnica odpowiedziały, że nie dysponują dokumentami potwierdzającymi obecność grobów amerykańskich lotników na swoim terenie. Natomiast dwie inne: Kluczbork i Reńska Wieś powiadomiły, że na ich terenie takie miejsca pochówku mogą się znajdować. W Kluczborku takim miejscem może być zbiorowa mogiła lotników alianckich i sowieckich, która ma się znajdować między Bąkowem a Ligotą Górną. Gmina powołała się przy tym na publikację pt. "Szkice kluczborskie" Stanisława Senfta z 1979 r. Druga z gmin, Reńska Wieś, poinformowała natomiast, że miejsca pochówku amerykańskich lotników mogą się znajdować na cmentarzach w Reńskiej Wsi (6 grobów), Mechnicy (4 groby) i Długomiłowicach (2 groby). "Zwróciliśmy się też w tej sprawie z zapytaniem do opolskiego IPN oraz Archiwum Państwowego" - dodała Michalak. Tymczasem według prezes Historyczno-Archeologicznego Stowarzyszenia Pro Memoria z Opola Krzysztof Stecki poinformował, że od 7 lipca do 26 grudnia 1944 r. Amerykanie przeprowadzili 16 nalotów w ramach sił alianckich na ówczesne niemieckie zakłady chemiczne produkujące benzynę syntetyczną w Kędzierzynie-Koźlu i Zdzieszowicach. Amerykańscy lotnicy wylatywali z Włoch. Na tej trasie - według Steckiego - siły lotnicze USA mogły stracić ponad 200 załóg. Zdaniem Steckiego Niemcy zbierali resztki rozbitych maszyn, ciała lotników i chowali je na cmentarzach opisując mogiły tych, których dzięki nieśmiertelnikom udało się zidentyfikować. "Według moich informacji na odcinku od Kędzierzyna-Koźla do Strzelec Opolskich na 16 cmentarzach było ok. 60 grobów amerykańskich lotników" - mówił Stecki. Według Edwarda Haducha z działającego w Kędzierzynie-Koźlu Stowarzyszenia Blechhammer 1944 na terenie całego woj. opolskiego mogło zostać pochowanych ok. 130 Amerykanów biorących udział w nalotach. Większość z nich ekshumowano w latach 1947-1948. "Potem zaczęły się czasy żelaznej kurtyny i możliwości tych działań się zamknęły. Wrócono do nich w latach 90." - mówił Haduch. Dodał, że 25 lotników amerykańskich, którzy zginęli nad Opolszczyzną, do dziś nie udało się odnaleźć. Byli to członkowie w sumie pięciu załóg. Tymczasem członkowie DPMO w Kędzierzynie-Koźlu, będą poszukiwać miejsc pochówku zaginionych lotników z trzech nieodnalezionych dotychczas załóg. Pierwszą z nich jest załoga porucznika Dorenz'a H. Meyer'a, dowódcy samolotu B-24 Liberator z 455 Grupy Bombowej, zestrzelonego 13 października 1944 r. w pobliżu Zakładów Chemicznych Blachownia. Z załogi tego lotu nie odnaleziono do dzisiaj ciał czterech lotników. Drugą z poszukiwanych załóg kierował kapitan Cecil R. Bates, również dowódca samolotu B-24 Liberator, tyle że z 465 Grupy Bombowej. Lot ten zestrzelony został 7 sierpnia 1944 w okolicach Góry św. Anny. W tym przypadku poszukiwany jest pilot maszyny kpt. Bates. W trzecim przypadku amerykanie będą szukać całej, 9-osobowej załogi Liberatora z 485 Grupy Bombowej, którą dowodził porucznik Arthur E. Lindell. Jego samolot został zestrzelony 26 grudnia 1944 r. w pobliżu zakładów ZAK S.A. "Wiemy też, że w ostatnich dniach września przyleci do Kędzierzyna-Koźla wnuk brata porucznika Lindella, który ma przywieźć nam odnaleziony oryginalny mundur zaginionego z czasów jego szkoły lotniczej" - powiedział PAP Edward Haduch. Mundur trafi do działającej od 2006 roku w Kędzierzynie-Koźlu Izby Pamięci. W dwóch pomieszczeniach Izby jej twórcy zgromadzili pamiątki po amerykańskich nalotach 15 Armii Powietrznej na niemieckie rafinerie działające w okolicy - resztki samolotów, dokumenty, fragmenty mundurów, itp. Z informacji posiadanych przez Lubuski Urząd Wojewódzki wynika, że na ich terenie mogło zginąć 20 lotników, którzy polegli w okolicach Kostrzyna nad Odrą, Gorzowa Wlkp. oraz Świebodzina w latach 1944-1945. Urząd posiada listę tych osób. Poszukiwani to głównie sierżanci i starsi sierżanci amerykańskiej armii. "Prawdopodobnie zostali pochowani w nieoznaczonych grobach, być może w zbiorowej mogile. Mamy nadzieję, że uzyskamy od mieszkańców informacje na temat miejsca ich pochówku" - powiedział PAP dyrektor Paweł Klimczak z Lubuskiego Urzędu Wojewódzkiego w Gorzowie Wlkp. Z kolei na Podkarpaciu - wynika z ustaleń tamtejszego urzędu wojewódzkiego - 2 grudnia 1944 r. w okolicach Birczy na Podkarpaciu rozbił się należący do 15. Powietrznej Armii Stanów Zjednoczonych samolot bombowy B-24 Liberator. Wcześniej z uszkodzonego bombowca na spadochronach wyskoczyło 11 członków jego załogi. 10 żołnierzy wróciło do swoich baz w południowych Włoszech. Nieznany jest los drugiego pilota, porucznika Josepha Gorczycy. Według specjalizującego się w historii lotnictwa prof. Uniwersytetu Rzeszowskiego Andrzeja Olejko, istnieją dwie wersje możliwych zdarzeń. Zgodnie z pierwszą w Dylągowej na Pogórzu Przemyskim miał zostać przejęty przez tzw. "ludzi z lasu", nie wiadomo czy miejscowej samoobrony, czy też UPA i słuch po nim zaginął. Natomiast zgodnie z drugą wersja porucznik Gorczyca w Dąbrówce Starzeńskiej na Pogórzu Dynowskim dostał się w ręce żołnierzy Armii Czerwonej. Przebywał z nimi ok. tygodnia. Rosjanie nie mogli nawiązać z nim kontaktu. Gorczyca miał zostać zastrzelony, kiedy żołnierze sowieccy wyruszali na front. Jego zwłoki mają leżeć w parku przypałacowym w Dąbrówce Starzeńskiej. Zdaniem Olejki bardziej prawdopodobna jest druga wersja wydarzeń. Potwierdzają ją m.in. zeznania dwóch niezależnych świadków. Z kolei od 7 lipca do 26 grudnia 1944 r. Amerykanie bombardowali rafinerie paliwa syntetycznego opartego na węglu na Górnym i Dolnym Śląsku. Uszkodzone podczas akcji samoloty mogły przekraczać linie frontu i lądować na terenach zajętych przez Armię Czerwoną, m.in. na Podkarpaciu. W ocenie Olejki, na obszarze dzisiejszego Podkarpacia w lecie i jesieni 1944 r. mogło dojść do kilkunastu takich przypadków, m.in. w Rzeszowie, Zawadzie k. Dębicy, Skopaniu. "Wiemy, że ranni lotnicy amerykańscy leczyli się w szpitalu w Rzeszowie" - dodał historyk.