Prokuratura zarzuciła oskarżonemu, że swoją działalnością przyczynił się do zabicia tysięcy więźniów obozu lub co najmniej to ułatwił - podała agencja dpa, przytaczając fragment aktu oskarżenia. Oskarżenie stoi na stanowisku, że esesmanowi znane były wszystkie metody mordowania więźniów. Zdawał sobie sprawę, że system, którego celem było zabicie tak wielu osób, może funkcjonować tylko dzięki takim jak on pomocnikom strzegącym ofiary - uważa prokurator. Urząd do spraw Ścigania Zbrodni Nazistowskich w Ludwigsburgu ustalił, że oskarżony został skierowany do Auschwitz w styczniu 1942 roku. Esesman pełnił służbę w obozie Auschwitz I. Był też obecny przy przyjmowaniu transportów i selekcji więźniów kierowanych do obozu zagłady Birkenau. Pochodzący z Lippe w Nadrenii Północnej-Westfalii mężczyzna przyznał się do służby w KL Auschwitz, ale zaprzeczył, by brał udział za mordowaniu więźniów. Sąd Krajowy w Detmold musi zdecydować o dopuszczeniu bądź oddaleniu aktu oskarżenia. Śledztwo przeciwko dwóm innym podejrzanym o służbę w Auschwitz zostało umorzone ze względu na brak wystarczających dowodów - pisze dpa. Niemiecki wymiar sprawiedliwości wykazuje w ostatnich latach większą niż dawniej aktywność w ściganiu zbrodniarzy hitlerowskich. W Lueneburgu rozpocznie się w kwietniu proces ochotnika formacji Waffen-SS, który w Auschwitz odpowiedzialny był za zabezpieczenie dobytku więźniów przywożonych do obozu. Prokuratura zarzuca mu współudział w zamordowaniu co najmniej 300 tys. osób. 93-letni oskarżony pełnił służbę na rampie w Birkenau od maja do lipca 1944 roku, w czasie, gdy do obozu zagłady przywożono Żydów z Węgier. W okresie od 16 maja do 11 lipca do Birkenau przyjechało 137 transportów z ponad 420 tys. deportowanych. Strażnicy obozów koncentracyjnych byli do niedawna bezkarni, ponieważ niemiecki Trybunał Federalny orzekł w 1969 roku, że warunkiem skazania za pomoc w morderstwach jest udowodnienie indywidualnej winy oskarżonego. Ze względu na brak świadków zbrodni było to w większości przypadków niemożliwe. Przełomowe znaczenie dla ścigania sprawców tej kategorii przestępstw miało skazanie na pięć lat więzienia Johna Demjaniuka, strażnika w obozie w Sobiborze. Sąd w Monachium uznał go w 2011 roku za winnego współuczestnictwa w zamordowaniu ponad 28 tys. więźniów, pomimo braku dowodów na popełnienie konkretnych czynów.