"Mieli stracić swoje imiona, swoje nazwiska, stracić swoje życie, nadawali im numery obozowe" - mówił premier o więźniach Auschwitz. Dodał, że mieli być też pozbawieni człowieczeństwa. "Człowieczeństwa miało tutaj nie być i w jakimś sensie nie było, ale nie ci ludzie byli pozbawieni tego człowieczeństwa, nie Żydzi, nie Polacy, nie Romowie, nie Rosjanie, tylko ci, którzy tej potwornej zbrodni się dopuszczali. To oni sami się pozbawili tego człowieczeństwa" - powiedział Morawiecki. "Jest około 20 tysięcy Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata, wśród nich blisko 7 tysięcy dla Polaków, ale to nie oddaje prawdy, to nie oddaje rzeczywistości, która wtedy panowała. Bo w okupowanej Polsce za pomoc naszym braciom żydowskim groziła natychmiastowa kara śmierci i dlatego w Yad Vashem brakuje jednego drzewa, jednego najważniejszego drzewa - drzewa dla Polski, drzewa Polski" - powiedział podczas uroczystości premier. Jak dodał, "w Auschwitz, w takim miejscu jak to, zło ukazało swoje najgorsze oblicze, było w największym natężeniu". Morawiecki przypomniał postacie Jana Karskiego i rotmistrza Witolda Pileckiego, którzy napisali sprawozdania na temat Auschwitz przekazane do "świata zachodniego". "Ta straszna zbrodnia, która wtedy miała miejsce jednocześnie oprócz oddzielenia od świata zewnętrznego drutem kolczastym i wysokim murem, była też oddzielona ideologią - groźną, ciemną, straszną, hitlerowską, nazistowską ideologią" - powiedział premier. Dlatego - jak dodał - "nie ma najmniejszego przyzwolenia na żadne ideologie zbrodnicze takie jak niemiecki nazizm, jak komunizm, nie ma żadnego przyzwolenia na rasizm, antysemityzm, na żadne takie zachowania". "Mam trzy imiona, cztery nazwiska" Przed premierem przemawiała była więźniarka obozu Maria Hoerl. "Kim jestem? Posiadam trzy różne imiona i cztery nazwiska. Dokładnej daty urodzenia nie znam. Prawdopodobnie latem, bo inaczej bym nie przeżyła" - mówiła. Kobieta pochodzi z Białorusi. Urodziła się w 1942 r. "Matka z pięciorgiem dzieci. Ojciec w partyzantce. Niemcy - według relacji matki - chcieli ją zmusić do kontaktu z ojcem. Ponieważ tego nie uczyniła, kazali jej wykopać grób dla niej i dzieci. Nie doszło do tego. Musiała z dziećmi żyć w ziemiance w lesie. Opowiadała, że na własnym ciele suszyła pieluchy. W zimie ją złapali i dostaliśmy się do obozu w Witebsku" - wspominała w sobotę. Latem 1943 r. matkę z dziećmi Niemcy deportowali do obozu na Majdanku. Tu zostali rozdzieleni. Siostrę Walentynę i brata Kolę przewieziono do Łodzi. "Matka z Rają, Wołodią i mną - Galiną Bałuchową, pozostałyśmy w obozie do wiosny 1944 r. 15 kwietnia wysłano nas transportem do Oświęcimia. Brat dostał się do Monowitz. Matka, siostra i ja dostałyśmy numery wytatuowane na ręce" - mówiła Maria Hoerl. Matkę widziała jeszcze 19 stycznia 1945 r. "Mogła nas widzieć tylko raz w tygodniu przez pół godziny. Potem została wysłana do Ravensbrueck. Stamtąd wróciła na Białoruś." "Wystarczyło 15 minut, by pójść z dymem" Wystarczyło 15 minut pobytu w obozie, by pójść z dymem - powiedziała w sobotę w Oświęcimiu Bronisława Horowitz-Karakulska, była więźniarka obozu Auschwitz. "W trakcie swojego pobytu w Auschwitz dwa razy zostałam w czasie selekcji odstawiona do krematorium" - powiedziała. Za pierwszym razem udało się jej uniknąć śmierci dzięki temu, że przed pójściem do obozu połknęła brylant. I tym właśnie brylantem udało się potem przekupić nadzorczynię. "Za drugim razem uratowała mnie ciocia. Dzięki niej ukryto mnie w miedzianym węglowym piecu, gdzie siedziałam prawie dwie godziny" - powiedziała. Dodała, ze przeżyła pobyt w obozie dzięki Oskarowi Schindlerowi, któremu udało się przekonać hitlerowców o konieczności pracy kobiet i dzieci w kierowanej przez niego fabryce amunicji. Przemówienie ambasadora Rosji "Obóz śmierci Auschwitz-Birkenau stał się mrocznym symbolem wrogiej ludzkości natury reżimu hitlerowskiego, wariackich teorii o wyższości czy niepełnowartościowości rasowej, które faszyści niemieccy oraz ich kolaboranci próbowali stosować w praktyce wobec Żydów (...), Słowian i innych narodów (...)" - mówił. Ambasador Rosji zaznaczył, że byli więźniowie niemieckich obozów - ocaleni, którzy przetrwali, "są żywymi świadkami i kustoszami pamięci o tym, co nigdy nie powinno się powtórzyć". Andriejew przypomniał, że 27 stycznia jest też dniem rocznicy wyzwolenia Auschwitz przez Armię Czerwoną, której żołnierze "zatrzymali tę maszynę śmierci". Wspomniał miliony Rosjan, Ukraińców, Białorusinów, Tatarów, Żydów, Kazachów, Gruzinów, Uzbeków, Azerów, Mołdawian i przedstawicieli innych narodowości, którzy walczyli wspólnie w wojnie. "W naszej wdzięcznej pamięci na zawsze pozostaną towarzysze broni - Polacy, którzy walczyli w Ludowym Wojsku Polskim wraz z Armią Czerwoną i w szeregach naszych sojuszników na Zachodzie. Pamiętamy i wysoko cenimy wkład aliantów w zwycięstwo nad wspólnym wrogiem" - dodał. 73. rocznica Ceremonia odbyła się w budynku centralnej sauny na terenie byłego obozu Auschwitz II-Birkenau, gdzie od grudnia 1943 r. Niemcy prowadzili procedurę przyjęcia nowo przywiezionych więźniów do obozu. Tutaj pozbawiano ich tożsamości; ludzie stawali się numerami. W sali, w której odbyła się ceremonia, umieszczony został obraz byłego więźnia Sonderkommando Davida Olere. To wizualny symbol tegorocznych uroczystości. Olere w swych powojennych pracach ukazał tragedię zgładzonych w komorach gazowych. Nawiązuje do przypadającej w br. 75. rocznicy uruchomienia przez Niemców czterech ogromnych krematoriów w Birkenau. Niemcy założyli obóz Auschwitz w 1940 r., aby więzić w nim Polaków. Auschwitz II-Birkenau powstał dwa lata później. Stał się miejscem zagłady Żydów. W kompleksie obozowym funkcjonowała także sieć podobozów. W Auschwitz Niemcy zgładzili co najmniej 1,1 mln ludzi, głównie Żydów, a także Polaków, Romów, jeńców sowieckich i osób innej narodowości. Obóz wyzwolili 27 stycznia 1945 r. żołnierze Armii Czerwonej. 27 stycznia obchodzony jest na świecie jako Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu.