- W historii PRL rewolta poznańska była jedynym wystąpieniem zbrojnym społeczeństwa przeciw socjalizmowi, a ściślej stalinizmowi. Wyjście poznańskich robotników na ulicę, wielotysięczne demonstracje i walki o gmach UB przyśpieszyły zmiany w życiu społeczno - politycznym w Polsce. Skróciło wyraźnie okres stalinizmu w Polsce, wpłynęły na zmiany, jakie miały miejsce jesienią 1956 roku - uważa prof. Janusz Karwat historyk z Wyższej Szkoły Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa w Poznaniu. Powstanie rozpoczęło się od strajku dwóch największych poznańskich załóg robotniczych z Zakładów Hipolita Cegielskiego i Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego. - Robotnicy zatrudnieni w obu zakładach, zwłaszcza ci wykwalifikowani, jeszcze w latach zaboru i w okresie międzywojennym uzyskali specjalne przywileje i uznawani byli w Poznaniu za tzw. arystokrację robotniczą. Grupa ta miała wśród poznańskich robotników wyższą pozycję społeczną, wyższe dochody i prestiż społeczny - powiedział prof. Karwat. Z ustaleń historyków wynika, że w okresie realizacji planu 6-letniego warunki pracy robotników pogorszyły się, stracili przedwojenne przywileje, nawet te z czasów okupacji hitlerowskiej. Na wzrost ich rozgoryczenia wpływała coraz gorsza sytuacja przedsiębiorstw. Część robotników bezczynnie stała przy maszynach z powodu niedostarczenia im surowców i półfabrykatów. W związku z tym nie byli wykonać coraz wyższych norm pracy. Organizatorzy strajku i marszu z 28 czerwca 1956 roku liczyli na to, że ich akcja spowoduje przyjazd przedstawicieli władz centralnych z Warszawy i rozwiąże problemy robotników w ciągu jednego dnia. Powstanie poznańskiego Czerwca '56 miało trzy etapy: demonstracji odbywającej się w godzinach przedpołudniowych 28 czerwca, popołudniowych walk zbrojnych i pacyfikacji miasta zakończonej 30 czerwca. Zaczęło się o szóstej Protest rozpoczął się o godz. 6 rano w Zakładach im. Stalina. Robotnicy zdjęli z bramy zakładu szyld ze stalinowską nazwą, zawyły syreny. W stronę Rynku Wildeckiego ruszyło około 10 tys. osób. Robotnicy śpiewali hymn polski oraz pieśń "Boże, coś Polskę". Krzyczeli: "Chcemy chleba i wolności!" "Precz z bolszewikami!", "Żądamy wolnych wyborów pod kontrolą ONZ!", "Chcemy Polski katolickiej, a nie bolszewickiej!". Wszyscy spotkali się około dziewiątej rano na Placu Stalina, przed Centrum Kultury "Zamek", gdzie mieściła się wówczas siedziba Miejskiej Rady Narodowej (MRN), tam ok. 50 tys. ludzi śpiewało pieśni patriotyczne, religijne i ostentacyjnie paliło legitymacje partyjne. Domagano się przyjazdu premiera Józefa Cyrankiewicza lub I sekretarza KC PZPR Edwarda Ochaba. Po dwóch godzinach na Placu Stalina manifestowało już ponad 100 tys. osób. Doszło do spotkania delegacji robotników z sekretarzem propagandy Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Poznaniu Wincentym Kraśką. Robotnicy ponownie zażądali przyjazdu Cyrankiewicza. Brak wyraźnej reakcji władz powodował zniecierpliwienie robotników. W tym samym czasie część z nich zaatakowało gmach Komitet Miejskiego PZPR. Kiedy w tłumie rozeszła się pogłoska o aresztowaniu robotników, którzy z delegacja poszli do KM PZPR, postanowiono ich uwolnić. Demonstranci udali się w stronę Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego (WUBP) przy ul. Kochanowskiego i w stronę więzienia przy ul. Młyńskiej. Kilkanaście minut przed 11.00 kilka osób dostało się do więzienia. Uwolniono 252 więźniów. Po szturmie na więzienie demonstranci weszli do leżącego obok budynku sądu i prokuratury. Z okien wyrzucili na ulice akta i podpalili je. Włamali się też do magazynu broni w budynku więzienia. Idący w stronę WUBP zrzucili z dachu ZUS zainstalowane tam urządzenia do zagłuszania zachodnich rozgłośni radiowych. W czasie szturmu na budynek bezpieki początkowo rzucali kamieniami, funkcjonariusze UB bronili się polewając atakujących wodą. Pierwszych rannych odwieziono do szpitali około 11.00, kiedy w stronę atakujących robotników padły pierwsze strzały. Walki o budynek WUBP trwały do godziny 17. Pacyfikacja Około 14.00 przybyli do Poznania: wiceminister Obrony Narodowej gen. Stanisław Popławski, sekretarz KC PZPR Edward Gierek i premier Józef Cyrankiewicz. Jeszcze przed wyjazdem z Warszawy członkowie Biura Politycznego partii w oficjalnym komunikacie napisali, że sprawcami zajść w Poznaniu jest "agentura imperialistyczna i reakcyjne podziemie, którym udało się sprowokować uliczne zamieszki". Po południu władze zadecydowały o skierowaniu do pacyfikacji zbuntowanych robotników 10. i 19. Dywizji Pancernej, 4. i 5. Dywizji Piechoty oraz 2. Korpusu Armijnego Wojska Polskiego. Łącznie na ulice Poznania wysłano ponad 10 tys. żołnierzy, 390 czołgów i dział pancernych oraz 30 transporterów opancerzonych. Ogłoszono też wprowadzenie od 21.00 do 4.00 godziny milicyjnej. Z szacunków historyków wynika, że walczący z wojskiem robotnicy mieli około kilkuset sztuk broni, jeden ręczny karabin maszynowy, butelki z benzyną, 18 tys. sztuk amunicji do pistoletów maszynowych i 8 tys. do karabinów. Część broni zdobyli rozbrajając żołnierzy. Wymiana ognia trwała w różnych punktach miasta do popołudnia 29 czerwca. Sporadyczne strzelaniny zdarzały się też 30 czerwca. Bilans walk był tragiczny. Śmierć poniosło co najmniej 79 osób, rannych było ponad 600. Zginęło również 5 żołnierzy WP, 1 żołnierz KBW, 3 funkcjonariuszy UB oraz 1 funkcjonariusz MO. Najmłodszą ofiarą Poznańskiego Czerwca był 13-letni Romek Strzałkowski. Według świadków szedł on razem z demonstrantami, niósł podniesiony wcześniej z ziemi biało-czerwony sztandar. Aresztowania "prowokatorów i agentów" rozpoczęły się 28 czerwca i w następnych dniach nasilały się. W czasie śledztwa prowadzonego przez funkcjonariuszy bezpieki z Warszawy zatrzymani byli bici i torturowani. Władza odrąbie rękę Przemawiając 29 czerwca w radio Cyrankiewicz ocenił, że: "znane z swej pracowitości, patriotyzmu i zamiłowania do porządku miasto stało się terenem zbrodniczej prowokacji". Wypowiedział też słowa przytaczane często, jako przykład cynizmu władzy komunistycznej: "Każdy prowokator, czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej niech będzie pewny, że mu te rękę władza ludowa odrąbie". Według prof. Karwata poznański Czerwiec 1956 miał charakter spontanicznego zrywu, nie miał ośrodka decyzyjnego, ale istniał wyraźny cel dążeń poznaniaków: zburzenie dotychczasowego porządku politycznego opartego na strukturach totalitarnych. - Ten niski poziom zorganizowania nakazuje zaliczyć Poznański Czerwiec 1956 do powstania niepełnego o charakterze rewolty. Był więc powstaniem o ograniczonym zakresie, żywiołowym, krótkotrwałym oraz ograniczonym do miasta i okolic - uważa prof. Karwat. Bezpośrednią konsekwencją poznańskiego Czerwca 1956 była coraz bardziej wzbierająca w Polsce fala odwilży politycznej, która szybko rozlała się na cały kraj. Odnotowano liczne przykłady solidaryzowania się z poznaniakami, w zasadzie we wszystkich regionach kraju. W trzy miesiące później nastroje te osiągnęły punkt kulminacyjny podczas polskiego października 1956.