Rozpoczęła się ona od przyjazdu przed gmach parlamentu zabytkowych limuzyn, z których wysiedli: premier Felicjan Sławoj Składkowski oraz wicepremier, minister skarbu Eugeniusz Kwiatkowski i minister spraw zagranicznych Józef Beck. Zakończyła zaś owacjami na stojąco po wygłoszeniu przez Becka słynnych kończących przemówienie zdań: "Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną. Nasza generacja, skrwawiona w wojnach, na pewno na pokój zasługuje. Ale pokój, jak prawie wszystkie sprawy tego świata, ma swoją cenę - wysoką, ale wymierną. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest tylko jedna rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenną. Tą rzeczą jest honor". Wśród gości, widzów rekonstrukcji był m.in. ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski i członkowie rodzin przedwojennych dyplomatów. - 5 maja 1939 r. byliśmy na tydzień przed maturą (...) Byliśmy wolni i przygotowywaliśmy się do matury. Zostaliśmy ściągnięci do szkoły przez dyrekcję. Obok starszych klas gimnazjów i licealistów na dziedzińcu szkoły wysłuchaliśmy przez megafon przemówienia ministra spraw zagranicznych w Sejmie - wspominał po zakończeniu rekonstrukcji b. minister spraw zagranicznych, sekretarz stanu w kancelarii premiera, pełnomocnik ds. dialogu międzynarodowego Władysław Bartoszewski. - To co minister Beck wtedy powiedział, stało się dla nas, dla naszego pokolenia, dla ówczesnych maturzystów (...) jakby dyrektywą. Nie przypominam sobie przez następne lata mowy o takim znaczeniu. Dopiero wystąpienie Jana Pawła II z 2 czerwca 1979 r. stało się nową dyrektywą postępowania dla Polaków - powiedział Bartoszewski. Dziękując pomysłodawcom i wykonawcom rekonstrukcji marszałek Sejmu Bronisław Komorowski przypomniał, że "pamięć narodu jest rzeczą bezcenną, tak jak honor, lecz w pamięci życie ludzi, państw, narodów jest życiem na lotnych piaskach". - My dzisiaj myśląc o przyszłości i teraźniejszości państwa polskiego musimy pamiętać o przeszłości. Kto nie wie, skąd przychodzi, ten nie wie, dokąd zmierza. Dlatego ludzie współcześni, pokolenie współczesnej Polski, pokolenie ludzi "Solidarności" stara się pamiętać o wielkich wyzwaniach, zadaniach i słowach, które padały w przeszłości, także tu w tej izbie - powiedział marszałek. Mówił o tym jak ważna była pamięć historyczna w trudnych czasach dla narodu. Podkreślił, że także i obecnie "w warunkach państwa bezpiecznego, rozwijającego się, silnie zakorzenionego w systemie zachodnim, zawsze liczyć się będzie narodowy honor". - Ten honor jest bezcennym darem przekazanym Trzeciej Rzeczpospolitej przez Drugą - stwierdził Komorowski. Od soboty przez tydzień - do 6 czerwca - przed gmachem Sejmu oglądać można planszową wystawę historyczną pt. "Gdy Polska powiedziała: Nie". Jest ona częścią rekonstrukcji przygotowanej przez Urząd do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych, pod patronatem marszałka Sejmu. W przemówieniu wygłoszonym 5 maja 1939 r. na posiedzeniu plenarnym Sejmu minister Józef Beck stwierdził m.in.: "Układ polsko-niemiecki z 1934 r. był układem o wzajemnym szacunku i dobrym sąsiedztwie, i jako taki wniósł pozytywną wartość do życia naszego państwa, do życia Niemiec i do życia całej Europy. Z chwilą jednak, kiedy ujawniły się tendencje, ażeby interpretować go bądź to jako ograniczenie swobody naszej polityki, bądź to jako motyw do żądania od nas jednostronnych, a niezgodnych z naszymi żywotnymi interesami koncesji stracił swój prawdziwy charakter". Odnosząc się do faktu, że Rzesza Niemiecka uznała porozumienie zawarte przez Polskę z Wielką Brytanią za zerwanie układu z 1934 r., minister Beck powiedział: "Dla najprościej rozumującego człowieka jest jasne, że nie charakter, cel i ramy układu polsko- angielskiego decydowały, tylko sam fakt, że taki układ został zawarty. A to znów jest ważne dla oceny intencji polityki Rzeszy, bo jeśli wbrew poprzednim oświadczeniom Rząd Rzeszy interpretował deklarację o nieagresji, zawartą z Polską w 1934 r., jako chęć izolacji Polski i uniemożliwienia naszemu państwu normalnej, przyjaznej współpracy z państwami zachodnimi - to interpretację taką odrzucilibyśmy zawsze sami". Przechodząc do kwestii niemieckich żądań mówił: "Z chwilą, kiedy po tylokrotnych wypowiedzeniach się niemieckich mężów stanu, którzy respektowali nasze stanowisko i wyrażali opinie, że "to prowincjonalne miasto nie będzie przedmiotem sporu między Polską a Niemcami", słyszę żądanie aneksji Gdańska do Rzeszy, z chwilą, kiedy na naszą propozycję, złożoną dnia 26 marca, wspólnego gwarantowania istnienia i praw Wolnego Miasta nie otrzymuję odpowiedzi, a natomiast dowiaduję się następnie, że została ona uznana za odrzucenie rokowań - to muszę sobie postawić pytanie, o co właściwie chodzi? Czy o swobodę ludności niemieckiej w Gdańsku, która nie jest zagrożona, czy o sprawy prestiżowe - czy też o odepchnięcie Polski od Bałtyku, od którego Polska odepchnąć się nie da!".