Od tej największej tragedii stanu wojennego mija 29 lat. 16 grudnia 1981 r. od milicyjnych kul zginęło dziewięciu górników z "Wujka", a kilkudziesięciu zostało rannych.- Co roku wracają te obrazy z tamtych dni. Ja to cały czas pamiętam, nie wiem, jak ci z drugiej strony mogą tego nie pamiętać. To jest coś, co trudno zrozumieć komuś, kto tego nie przeżył, ale to zostaje w człowieku na zawsze - powiedział przywódca strajku w stanie wojennym Stanisław Płatek. Rocznicowe uroczystości rozpoczną się tradycyjnie mszą św. w położonym niedaleko kopalni kościele pw. Podwyższenia Krzyża Świętego. Potem uczestnicy obchodów przejdą pod Krzyż-Pomnik przy kopalni, gdzie odbędzie się apel poległych i zostaną złożone wieńce i zapalone znicze. Przy kopalni prezydent ma odznaczyć ludzi zasłużonych dla sprawy "Wujka", m.in. lekarzy, którzy nieśli pomoc rannym górnikom. Podczas uroczystości zostanie odsłonięta tablica upamiętniająca sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzeja Przewoźnika, który zginął w katastrofie smoleńskiej. To wyraz wdzięczności górników za wieloletnią pomoc okazywaną przez Radę i jej sekretarza. Poza Komorowskim Społeczny Komitet Pamięci Górników KWK Wujek na tegoroczne obchody zaprosił też m.in. wicepremiera i ministra gospodarki Waldemara Pawlaka. Podczas pacyfikacji kopalni 16 grudnia 1981 r. ZOMO zastrzeliło dziewięciu górników protestujących przeciw wprowadzeniu stanu wojennego, kilkudziesięciu zostało rannych. Dzień wcześniej podczas pacyfikacji kopalni "Manifest lipcowy" w Jastrzębiu Zdroju postrzelonych zostało czterech górników. W czerwcu 2008 r. Sąd Apelacyjny w Katowicach prawomocnie skazał członków plutonu specjalnego ZOMO, którzy strzelali do protestujących. Protest w kopalni "Wujek" rozpoczął się po wprowadzeniu stanu wojennego, na wieść o zatrzymaniu szefa zakładowej Solidarności Jana Ludwiczaka. 14 grudnia pierwsza zmiana rozpoczęła strajk, domagając się zwolnienia z więzienia Ludwiczaka i innych działaczy Solidarności z całego kraju, respektowania Porozumienia Jastrzębskiego oraz niewyciągania konsekwencji wobec protestujących. Do strajku przyłączali się górnicy z dalszych zmian, którzy sformułowali kolejne postulaty - zniesienia stanu wojennego i przywrócenia działalności NSZZ "Solidarność". Przywódcą strajku wybrano Stanisława Płatka, sekretarza komisji rewizyjnej Solidarności w zakładzie. Negocjacje strajkujących z władzami nie przyniosły rezultatu. Zawiązał się komitet strajkowy. W pierwszych dniach stanu wojennego na Śląsku zastrajkowało w sumie ok. 50 zakładów. 15 grudnia do górników z "Wujka" zaczęły dochodzić wieści, że milicja i wojsko spacyfikowały inne protestujące zakłady, m.in. kopalnię "Manifest Lipcowy" w Jastrzębiu Zdroju. Górnicy rozpoczęli przygotowania do obrony swojego zakładu. Bronią stały się łopaty, kilofy, łańcuchy, zaostrzone pręty, cegły i śruby. Następnego dnia kopalnię, gdzie strajkowało już ok. 3 tys. górników, otoczyły oddziały milicji, czołgi i wozy pancerne. Wokół zebrał się też tłum kobiet, młodzieży i dzieci. Do strajkujących poszli przedstawiciele wojska, by nakłonić ich do poddania się. Propozycja została odrzucona. Przed godziną 11 czołgi sforsowały kopalniany mur, a oddziały ZOMO wkroczyły na teren zakładu. Górnicy byli ostrzeliwani środkami chemicznymi i polewani wodą. Gdy do akcji wprowadzony został pluton specjalny ZOMO, padły strzały. Na miejscu zginęło sześciu górników, jeden umarł kilka godzin po operacji, dwóch kolejnych na początku stycznia 1982 r. Dla Józefa Czekalskiego, Krzysztofa Gizy, Ryszarda Gzika, Bogusława Kopczaka, Zenona Zająca, Zbigniewa Wilka, Andrzeja Pełki, Jana Stawisińskiego i Joachima Gnidy była to ostatnia szychta w życiu. 22 górników zostało postrzelonych. Nie jest znana liczba tych, którzy zostali lżej ranni, m.in. zatruci gazem łzawiącym. Straty drugiej strony to 41 rannych, z których 10 wymagało leczenia w szpitalu. Po pacyfikacji służby bezpieczeństwa zatrzymały ośmiu górników; oskarżono ich o organizowanie i kierowanie strajkiem. W lutym 1982 roku czterej z nich otrzymali wyroki od 3 do 4 lat więzienia, czterej inni zostali uniewinnieni. 20 stycznia 1982 roku sterowane przez władze śledztwo w sprawie odpowiedzialności milicjantów za użycie broni palnej umorzono. Prokuratura Garnizonowa w Gliwicach uznała, że milicjanci działali w obronie koniecznej. Według ustaleń specjalnej komisji sejmowej, powołanej w 1990 r. do badania zbrodni okresu PRL - tzw. komisji Rokity - tamto śledztwo prowadzone było z naruszeniem prawa. W 2004 roku sprawą zajął się Instytut Pamięci Narodowej, który uznał, że trzej prokuratorzy wojskowi celowo nie dopełnili obowiązków po to, żeby zacierać ślady. Ustalenia komisji Rokity stały się także podstawą do wznowienia śledztwa w sprawie samej masakry w "Wujku". Pierwszy proces rozpoczął się przed katowickim sądem w 1993 r. Prawomocny wyrok, skazujący byłych milicjantów za strzelanie do górników na karę od 3,5 do 6 lat więzienia, zapadł dopiero po blisko 15 latach rozpatrywania tej sprawy, w czerwcu 2008 roku. W kwietniu ubiegłego roku wyrok ostatecznie utrzymał Sąd Najwyższy. Skazanych zostało 14 b. zomowców z plutonu specjalnego, którzy brali udział w pacyfikacji kopalń "Wujek" i "Manifest Lipcowy". Sprawa jednego oskarżonego została umorzona, kolejny - b. wiceszef Komendy Wojewódzkiej MO w Katowicach - został uniewinniony, a w sprawie innego oskarżonego sąd nakazał przeprowadzenie nowego procesu. Środowisko związane z kopalnią "Wujek" i rodzinami ofiar tragedii sprzed 29 lat chce doprowadzić do skazania także generała Czesława Kiszczaka, którego szyfrogram z 1981 r. - zdaniem prokuratury - otworzył drogę do użycia broni w kopalni. Sprawa jest - już po raz czwarty - rozpatrywana przez sąd w Warszawie. Proces 85-letniego Kiszczaka trwa od 1994 r. W 2004 r. katowicki IPN oskarżył trzech byłych prokuratorów wojskowych o tuszowanie sprawy wydarzeń w "Wujku". Proces byłych prokuratorów wojskowych ruszył w kwietniu 2006 r. Sprawę jednego z nich sąd wyłączył do oddzielnego postępowania z powodu choroby oskarżonego. W listopadzie tego roku Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie umorzył tę sprawę z powodu przedawnienia. Wniosek o umorzenie postępowania z uwagi na przedawnienie złożyła prokuratura. Powodem była uchwała Sądu Najwyższego, który w maju orzekł, iż sprawy o zbrodnie komunistyczne zagrożone karą do pięciu lat więzienia są przedawnione od 1995 r. W kwietniu 2007 roku katowicki IPN w stan oskarżenia postawił także dziewięciu twórców stanu wojennego. Wśród nich znaleźli się generałowie Wojciech Jaruzelski i Czesław Kiszczak oraz były I sekretarz PZPR Stanisław Kania. Śledztwo w tej sprawie trwało 2,5 roku. Akt oskarżenia prokurator odczytał przed warszawskim sądem we wrześniu 2008 roku. Aby oddać hołd poległym w "Wujku", w 2008 r. w budynku dawnego magazynu odzieżowego kopalni otwarto Izbę Pamięci. Jednym z eksponatów jest makieta przedstawiająca pacyfikację zakładu, w skali 1:100. - My tu w Katowicach o tych wydarzeniach pamiętamy, na Śląsku pamiętamy, ale trzeba przypominać innym - podkreśla przewodniczący Społecznego Komitetu Pamięci Górników Kopalni "Wujek", Krzysztof Pluszczyk. Ubiegły rok przyniósł długo oczekiwane rozstrzygnięcie kwestii odszkodowań dla rodzin zastrzelonych górników. Pieniądze zostały im wypłacone przez Katowicki Holding Węglowy, do którego należy "Wujek". Rodzin dziewięciu ofiar otrzymały w sumie 1,8 mln zł. Uczestnicy strajków w śląskich kopalniach w 1981 r. zwracają jednak uwagę, że pomocy nie otrzymały dotychczas osoby, które zostały wówczas ranne lub poszkodowane w inny sposób. Także one - zdaniem górnika rannego w "Manifeście Lipcowym", Czesława Kłoska - powinny otrzymać świadczenia od państwa, pozwalające im na godne życie. Zdaniem Płatka odszkodowania powinno wypłacić państwo. - A stało się tak, że to górnicy złożyli się na górnikó" - ocenił. Rodziny ofiar z "Wujka" zostały też objęte regulacjami ustawy o zadośćuczynieniu rodzinom ofiar zbiorowych wystąpień wolnościowych w latach 1956-1989, którą uchwalił parlament, podpisał zaś prezydent Lech Kaczyński 26 maja 2009 r.