Polacy okupowali twierdzę Wilhelmshaven. "Słuszne zadośćuczynienie"
"Sytuacja, jakiej nigdy żaden z wrześniowych agresorów nie przewidział ani nawet nie dopuścił myśli o jej możliwości" - tak o zajęciu Wilhelmshaven pisał dziennikarz i marynista Jerzy Pertek. Niemiecki port i miasto zajęli Polacy. Nasi żołnierze pod koniec wojny przejęli twierdzę, której załoga mogła przedłużyć konflikt o trzy miesiące.

Był czerwiec 1945 roku, niemal dokładnie 80 lat temu. Wojna w Europie dobiegła końca, ale marynarze funkcjonowali w warunkach niemal bojowych. Wciąż zagrażały im pozostawione w morzu miny.
Polski krążownik ORP Conrad kierował się do portu w osławionej, niemieckiej twierdzy Wilhelmshaven. Owiana legendą baza skupiała tradycje niemieckiej marynarki. Od cesarskiej Hochseeflotte, przez odrodzoną po I wojnie światowej Reichsmarine, po właśnie pokonaną Kriegsmarine.
W Wilhelmshaven zbudowano potężne okręty "Admiral Scheer", "Graf Spee", "Scharnhorst" i "Tirpitz". Siały postrach na morskich frontach II wojny światowej, która rozpoczęła się od niemieckiego ataku na polską bazę na Westerplatte. Role się odwróciły. Teraz do niemieckiego portu wchodził polski okręt.
Mieli zająć port Wilhelmshaven. Na miejscu byli już Polacy
Zadanie naszych marynarzy z pokładu "Conrada" relacjonował korespondent "Polski Walczącej" Stanisław Sikorski.
Długi na 146 metrów krążownik zbliżał się do portu eskortowany przez trałowce, których załogi bez przerwy wypatrywały min. "W pewnej chwili oficer łącznikowy podaje mi lornetkę i wskazuje coś ręką" - opowiada Sikorski, którego relację w książce "Wielkie dni małej floty" przytacza Jerzy Pertek.
"Przykładam lornetkę i na dominującej nad miastem wieży spostrzegam polską flagę. Pokazuję ją innym. Radość na pomoście wyrażona została kolejno przekazywanymi sobie spojrzeniami. Polska flaga nad Wilhelmshaven!" - kontynuuje Sikorski.
Marynarze "Conrada" pełnili dyżur nadzorujący w porcie od 7 do 14 czerwca. Biało-czerwona nad miastem był dla nich zaskoczeniem, bo jeszcze nie wiedzieli o wydarzeniach, których Wilhelmshaven było świadkiem miesiąc wcześniej.
"Diabelska" dywizja w Niemczech
Na początku maja kluczowe wydarzenia rozegrały się na lądzie. Polscy żołnierze z 1 Dywizji Pancernej generała Stanisława Maczka, wspólnie z Kanadyjczykami, zajęli pozycje przy pierścieniu umocnień niemieckiej twierdzy.
Żołnierze Maczka przeszli długi szlak bojowy, od Normandii, przez Belgię i Holandię, po Niemcy. Ich jednostka była nazywana "czarną" lub "diabelską" dywizją. Niemcy mieli swój udział w tworzeniu tych określeń. Propaganda rozpowszechniała fałszywe informacje o "mściwych Polakach", co silnie oddziaływało na ludność cywilną.
"Wszystko uciekało. Tam, gdzie myśmy przejeżdżali przez wioski, to puste były. Nigdzie nie było żadnego cywila. (…) Tak się nas bali, że chowali się po kątach, po lasach, w bunkrach przez siebie wykopanych" - wspominał w książce "Żołnierze generała Maczka" Roman Lipiński.
Do Wilhelmshaven Polacy zbliżali się w trudnym terenie, przez rzeki, kanały i zalewy. Mimo poświęcenia, pierwsza próba szturmu na miasto nie powiodła się. 2 maja skapitulował Berlin. Niemcy upadały, przegrywały na wszystkich frontach, ale nadmorska twierdza wciąż się broniła.
Niemcy się poddają. Kapitulacja przed polskim oficerem
4 maja nadeszła informacja o kapitulacji wojsk niemieckich w tym rejonie działań. Wojska oblegające Wilhelmshaven miały przerwać ogień następnego dnia o godzinie 8:00. Jak wiemy z relacji polskich żołnierzy, walki trwały praktycznie do końca. Ostrzał twierdzy zakończył się na 10 minut przed planowanym przerwaniem walk.
5 maja Wilhelmshaven oficjalnie skapitulowało. Niemieccy dowódcy musieli poddać się bez żadnych warunków. Składali broń przed alianckimi oficerami, wśród których nasze siły zbrojne reprezentował pułkownik Antoni Grudziński.
Muzeum Historii Polski przytacza również relację generała Maczka, który niedługo później otrzymał zadanie specjalne. W czasie walk o Wilhelmshaven polska dywizja wchodziła w skład II Korpusu Kanadyjskiego. Jego dowódca - Guy Simmonds, zdecydował, że kontrolą zdobytej twierdzy zajmą się Polacy.

6 maja niemieccy obrońcy Wilhelmshaven oddali się do niewoli. W sumie prawie 34 tysiące szeregowców, podoficerów i oficerów. Do niewoli trafiło dwóch admirałów i generał. Alianci przejęli miliony sztuk amunicji, a w porcie ponad dwieście mniejszych okrętów, kilkanaście okrętów podwodnych oraz krążownik. Szacuje się, że zgromadzone w twierdzy zapasy wystarczyłyby Niemcom na jeszcze trzy miesiące walk.
Tego samego dnia w mieście zawieszono polskie flagi, w tym tę dostrzeżoną przez załogę "Conrada". 1 Dywizja Pancerna rozpoczęła okupację Wilhelmshaven. Polscy żołnierze pełnili zadania okupacyjne na terenie północno-zachodnich Niemiec przez następne dwa lata.
Wkrótce do marynarzy z ORP Conrad dołączyły załogi naszych okrętów "Ślązak" i "Krakowiak".
"Nad niemieckim portem wojennym Wilhelmshaven, jako dowód sprawiedliwości dziejowej, załopotał biało-czerwony sztandar. Było to słuszne zadośćuczynienie moralne dla żołnierzy i marynarzy polskich za Westerplatte, za Oksywie i za Hel (...). Była to z całą pewnością sytuacja, jakiej nigdy żaden z wrześniowych agresorów nie przewidział ani nawet nie dopuścił myśli o jej możliwości" - podsumowywał Jerzy Pertek.