Raz na sto swoich wpisów na twitterze, które produkuje gorączkowo były minister Radosław Sikorski, zaskakuje niekonwencjonalną refleksją, wykraczającą poza ramy politycznej poprawności. Ba, czasem przypomina dawnego Radka, który się przeciw tej poprawności kiedyś buntował. Po czym następuje kolejne 99 postów skoncentrowanych wyłącznie na walce z polską prawicą. Wtedy od kolegów z "Anty-PiS-u" nie odróżnia go nic, poza może większą toksycznością i skłonnością do konfabulacji. Oto trafiłem na ten jeden wpis na 100. Tak pisze europoseł Sikorski: "Sukcesy populistów wynikają w dużej mierze z tego, że lewica określa każdą dyskusję o migracji jako ksenofobię. Tymczasem mamy prawo do nierasistowskiej dyskusji o tym ilu migrantów Polska i Europa mogą przyjąć, jakich potrzebujemy i co zrobić aby stali się dobrymi obywatelami". Falowanie Platformy Sikorski popełnił ten tekścik podczas przepychanki w sprawie Paktu Imigracyjnego. Linia jego Platformy Obywatelskiej uległa w tym względzie pewnym modyfikacjom. Na początku politycy głównej partii opozycyjnej byli zakłopotani samą perspektywą relokacji. Do tego stopnia, że podczas pierwszej sejmowej debaty na jej temat kierowali do rządu Morawieckiego pretensję głównie o to, że w Brukseli nie dopilnował polskich interesów. Nie wybronił naszego państwa przed oczywistą niesprawiedliwością. Dopiero później liderzy KO-PO dowiedzieli się, że relokacja podobno nie jest wcale przymusowa. Taka jest wykładnia ważnych eurokratów, choćby komisarz do spraw wewnętrznych Ylvy Johansson, która powtórzyła kilkakrotnie tę formułkę. Ale kiedy ją rozwinęła, to wyjaśniła, że owszem imigrantów w kwocie niespełna 2 tysięcy, przewidzianej w Pakcie, można nie przyjmować. Ale wtedy trzeba za nich płacić. Nota bene w tekście unijnego rozporządzenia istnieje jeszcze inna, bardziej godziwa możliwość. Można dać pieniądze na wzmocnienie ochrony południowych, morskich granic Europy, co akurat byłoby logiczne, bo przecież wzmocnienie tej ochrony, to także część Paktu (o tym niechętnie mówi z kolei polska prawica). Tyle że o tej trzeciej ewentualności ważne persony z Komisji Europejskiej wspominają najmniej chętnie. Przyjmuj albo płać - czyżby nie było w tym elementu przymusu? Ależ jest! Zarazem opozycja dowiedziała się też i tego, że istnieje możliwość uzyskania zwolnienia ze zobowiązań wynikłych z Paktu. Wystarczy zgłosić, że jest się pod presją napływu innych imigrantów niż ci z południa i południowego wschodu, czyli z Afryki i Azji. To pasuje jak ulał do sytuacji Polski, która gości nadal co najmniej półtora miliona uchodźców wojennych z Ukrainy. A zarazem jest permanentnie zagrożona przerzutami imigracyjnych turystów sprowadzanych przez władze Białorusi. To wystarczyło, aby liderzy KO-PO, Lewicy czy Polski 2050 ogłosili, że problemu w ogóle nie ma. Jest tylko hucpa wydumana przez PiS. Problem nie jest tak naprawdę zamknięty, bo wszystko zależy od widzimisię Komisji Europejskiej. Nie ma tu żadnego automatyzmu. Dlaczego urzędnicy europejscy nie mieliby się pobawić z Polską? Wszystko jednak wróciło do normy. Skoro PiS mówi czarne (mówi skądinąd przerysowanym, bo kampanijnym językiem), te partie mogą z ulgą zacząć krzyczeć "białe". W Senacie pojawiła się nawet inicjatywa uchwały w istocie ogłaszającej, że relokacja jest niegroźna, a nawet usprawiedliwiona. Inne stanowisko zajęły PSL i Konfederacja. Ciekawa jest zwłaszcza postawa Władysława Kosiniaka-Kamysza, który inaczej niż tamte partie (w tym jego wyborczy koalicjant Szymon Hołownia) poszedł na spotkanie z premierem Morawieckim. Jeśli wierzyć jego własnym słowom, zachęcał go do wręcz bardziej twardej postawy. Polska miałaby wystawić rachunek za przyjętych Ukraińców. Czyli spróbować z dłużnika stać się beneficjentem całego mechanizmu. Ludowcy czasem nie w pełni pasują do euroentuzjastycznego schematu. Ratowanie Tuska Gdzie tu jednak miejsce na trzeźwy osąd Sikorskiego? To proste, były minister reaguje w ten sposób na kontrowersje wokół wielokrotnie powtarzanych wystąpień Donalda Tuska. Zdążył on oskarżyć pisowski rząd o wpuszczenie w 2022 roku ponad 130 tysięcy ludzi szukających w Polsce zarobku. Także z Afryki i Azji, w tym z krajów muzułmańskich. Początkowo było to przedstawiane jako wykazywanie PiS-owi obłudy. Ale Tusk z taką satysfakcją wymawiał obecnej władzy sprowadzanie muzułmanów, że Lewica oskarżyła go o rasizm, a PiS przedstawił jako człowieka zmieniającego z dnia na dzień poglądy. Wszystko podlega osądowi opinii publicznej, także polityka imigracyjna PiS. Nie sądzę aby Tusk dopuszczał się rasizmu. Podawał jednak skądinąd bałamutne informacje. Liczba realnie wpuszczonych do pracy jest pięciokrotnie mniejsza. Pozwolenie na pracę nie oznacza jeszcze otrzymania wizy. Na dokładkę czym innym jest sprowadzanie do Polski ludzi kilkakrotnie weryfikowanych - i przez polskie państwo, i przez firmy, które ich sprowadzają, a czym innym zgoda na podsyłanie nam pośpiesznie autoryzowanych nielegalnych imigrantów, którzy na własną rękę sforsowali, powiedzmy, Morze Śródziemne. No ale dbający z reguły z dużym puryzmem o zgodność z normami politycznej poprawności, Tusk raz użył argumentu wątpliwego z punktu widzenia lewicowej ortodoksji. Więc Sikorski śpieszy z pomocą. Cała tajemnica. Reakcja na Pakt Imigracyjny pokazuje, że tam, gdzie w grę wchodzą racje i oczekiwania eurokratów, tam na najmniejszą niepoprawność partii Tuska nie ma co liczyć. A szkoda. Bo Sikorski miał wiele lat na to, żeby zainicjować "nierasistowską dyskusję" nad zjawiskiem imigracji - i w Polsce i na forach europejskich, do których ma przecież dostęp. Nigdy tego jednak uczynił. Płynął zawsze z prądem. Jak w tylu innych sprawach. Populiści u bram! I tu nieoczekiwane skojarzenie. "Gazeta Wyborcza" bije na alarm z powodu sondażowych sukcesów Alternatywy dla Niemiec. AfD dogania już, a nawet przegania, rządzących w Republice Federalnej socjaldemokratów kanclerza Scholtza. Zgodnie z uwagą Sikorskiego między innymi z powodu nierozumianej przez wielu Niemców polityki imigracyjnej. Choć także europejskiej polityki klimatycznej i kilku innych. Podobno ta partia, traktowana jako antysystemowa, weźmie niedługo władzę w kilku landach. Nie mam krztyny sympatii do prorosyjskiej i antyukraińskiej AfD, która posuwała się nawet do delikatnych rewizji ocen III Rzeszy. Ale istotnie, jeśli imigracyjną problematykę mainstream w ogóle doceniał, to tylko w kontekście lęków, najchętniej opisywanych jako "nieuzasadnione". Dziś Pakt jest jakąś próbą rozwiązania tego tematu, bo powtórzmy, mówi się w nim również o wzmocnieniu ochrony kontynentu przed zalewem ludzi uważających, że cały świat ma prawo przenieść się do Europy, jeśli tylko chce. Ale akurat narzucanie czegokolwiek krajom zbyt rasowo i etnicznie "jednorodnych" jest metodą z tego dawnego porządku. Skoro my sobie nie radzimy z imigracją, dlaczego nie wrzucić przynajmniej jakiejś części problemu na barki innych. O tym warto by podyskutować z Tuskiem i Sikorskim. Ale nie ma jak. Oni, owszem, gotowi są nawet odwołać się do lęków przed "obcymi", bo nadrzędne jest pokonanie PiS. Ale potem z łatwością wyrzekną się własnego poglądu, samodzielnego zdania. Europoseł Sikorski przestanie cokolwiek tłumaczyć lewicy, tej polskiej, i tej europejskiej. Czy to doprowadzi w efekcie do jakiejś wielkiej eksplozji prawicowego populizmu i eurosceptycyzmu? Może tak, może nie. Ale na pewno na pójście europejskich elit po rozum do głowy w pełnym wymiarze, będziemy jeszcze musieli zaczekać. Piotr Zaremba