W czasie protestu przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie przeciw lex TVN głos zabrał Donald Tusk. Przewodniczący PO zacytował fragment wiersza Czesława Miłosza "Który skrzywdziłeś człowieka prostego. Śmiechem nad jego krzywdą wybuchając..." Kluczowy fragment tego utworu brzmiał: "Nie bądź bezpieczny, poeta pamięta. Możesz go zabić, urodzi się nowy. Spisane będą czyny i rozmowy. Lepszy dla Ciebie byłby świt zimowy i sznur, i gałąź pod ciężarem zgięta". Zadedykował go "mieszkańcowi tego pałacu i jego mocodawcy", czyli Andrzejowi Dudzie i Jarosławowi Kaczyńskiemu. Kto jest człowiekiem prostym? Demonstranci powitali tę grę cytatami owacją. Wywołała ona jednak ostre krytyki jako kolejny przejaw barbaryzacji języka polityki. Wątpliwości mieli nawet niektórzy politycy Lewicy. Oczywiście znaleźli się też usłużni interpretatorzy. Znawca życia i twórczości Miłosza Andrzej Franaszek wygłosił uczony wywód o tym, jak bardzo poeta był obcy "nacjonalistycznej prawicy". I może to prawda, tylko pytanie, czy to usprawiedliwia użycie cytatu w tej konkretnej sytuacji. Znaleźli się też subtelni komentatorzy niejako z boku. Jeden z weteranów prawicy Marek Jurek tłumaczył, że kiedy Jarosław Kaczyński oznajmił, słowami poety Kornela Ujejskiego, że "inni szatani byli tu czynni", nie oznaczało to, że kojarzył kogokolwiek z diabłem, a tak mu wtedy zarzucano. To język literatury i literackiej metafory. Tak samo Tusk nie chce wieszać prezesa PiS ani prezydenta. I pewnie jest w tym jakaś racja. W tym zgiełku bardzo twardych określeń odrębne miejsce zajmuje kultura oburzenia, przewrażliwienia. Powiązana na ogół z ignorancją. Tym niemniej objaśnienia Marka Jurka także do końca mi nie wystarczą. Bo nie chodzi tu tylko o ustalenie, czy w tym wierszu kryje się zapowiedź zabójstwa. Miłosz pisał o przywódcach komunistycznej Polski. Napisał wiersz w roku 1950 na emigracji w Waszyngtonie. Potem chętnie odnoszono te cytaty do masakry robotników na wybrzeżu w roku 1970, albo przywoływano w stanie wojennym. Używanie go w normalnym sporze politycznym wydaje mi się nadużyciem. Przebieraniem się w stare moralistyczne kostiumy z czasów walki z totalitaryzmem. Którego dziś nie ma, nawet jeśli PiS miewa kłopoty z demokracją czy praworządnością. Przywołanie postaci "człowieka prostego" w odniesieniu do amerykańskiego inwestora czy polskiej, mainstreamowej redakcji trąci cierpiętnictwem i kiczem. Nawet jeśli lex TVN to prawo instrumentalne, wydobyte po to, aby coś przyćmić czy zademonstrować swoją władzę. Tusk stosuje notabene typowy zabieg, dobrze charakteryzujący obecną debatę polityczną. W teorii chce przekonać Dudę aby zawetował lex TVN. W praktyce obraźliwie zrównując go z dawnymi dyktatorami, zniechęca go do takiej decyzji. Nie chodzi mu tak naprawdę o przekonanie kogokolwiek, o osiągnięcie celu. Celem jest sama tępa polaryzacja. Z tym przesłaniem wrócił do Polski, i to konsekwentnie realizuje. Czy wszystko jest dozwolone? Oczywiście można tłumaczyć, że on sam ma swoje rachunki krzywd, jest na przykład cały czas celem jątrzącej propagandy TVP Jacka Kurskiego. Prawda, na tym ta polaryzacja polega: na obopólności ataków i odruchów. Na nakręcaniu nienawiści. Obóz PiS ma w tym względzie bogaty dorobek, że przypomnę nagrodzenie Krystyny Pawłowicz posadą w Trybunale Konstytucyjnym właśnie za nieustanne lżenie ludzi myślących inaczej niż rządzący. Tylko co z tego? Ktoś powinien to przerwać, a to liderzy powinni ustanawiać standardy. Pojawia się interpretacja obecnej opozycji, że wszystkie słowa i gesty, najbardziej obraźliwe, są dozwolone, bo walczymy przecież z władzą autorytarną. Ale nawet jeśli w ten autorytaryzm wierzycie, przypomnijcie sobie czas stanu wojennego i lata zaraz po nim. Owszem postawały złośliwe wierszyki o WRON, owszem aktor Emilian Kamiński zbluzgał generała Jaruzelskiego, niejako w imieniu solidarnościowego ludu. Ale język solidarnościowych liderów, naprawdę zamykanych w celach, czasem bitych, był inny. Oni unikali obrażania kogokolwiek, bo wiedzieli, że z Jaruzelskim i jego ludźmi, z ekipą naprawdę autorytarną, a w swoich tradycjach totalitarną, trzeba będzie kiedyś pertraktować. No i ci liderzy nie byli ofiarami kultury mediów społeczościowych, gdzie brawa fanów nakręcają do mnożenia obelg. Może choć podczas świąt? Język obecnej polskiej polityki stał się straszny. Pojawiają się takie kuriosa jak użycie formułki napisu z bramy obozu koncentracyjnego w Auschwitz przez narodowców do agitacji przed Sejmem przeciw szczepieniom. Godzien najostrzejszego napiętnowania. Ale jak to się stało, że, prawda anonimowi, demonstranci przeciw prawicy chcą wysyłać - wynika to ze stosownego plakatu - do Auschwitz narodowców? Zdziczenie połączone z kompletnym brakiem wyobraźni triumfuje. Najgorsze są nawet nie te największe przegięcia, a można by rzecz szary dzień powszedni twittera czy Facebooka. Oto polityk PO, ongiś ważny minister i doradca Tuska, nazywa prawicowego dziennikarza "trollem". Dziennikarz natychmiast się odwija: "Nie będzie pan kierował mediami spod śmietnika", to nawiązanie do dawnej przygody polityka. Obaj ludzie o pewnym statusie społecznym uważają karczemną awanturę za jedyny znany im sposób komunikacji. To nie ma końca. Jakieś dwa lata temu rozmawiałem z pewnym mądrym politykiem prawicy. Twierdził, że następuje przesyt agresją i inwektywą. Że to "musi się zatrzymać". Nie ma przesytu. Nic się nie zatrzymało. Nawet jeśli jesteśmy w stanie wskazać nadużycia, niegodziwe czyny tego czy tamtego obozu, on przecież reprezentuje tych czy innych Polaków. Te wszystkie słowne wojny psują Polską, czynią ją krajem trudnym, coraz trudniejszym do normalnego życia. Kiedy jest pora na refleksję nad tym fenomenem niż w czasie Bożego Narodzenia? Czego życzę wszystkim Państwu, bo często to Wy wręcz nakręcacie swoich przedstawicieli agresją w necie, a oni sądzą, że usłyszeli głos mitycznego ludu, i naśladują. Ale to w pierwszym rządzie apel do polityków i dziennikarzy. Ochłońcie! Wyciszcie się choć na kilka dni! Wróćcie zmienieni! Spróbujcie!