Sędzia Igor Tuleya został po dwóch latach zawieszenia przywrócony do orzekania. Był zawieszany, przywracany i zawieszany ponownie, co samo w sobie jest historią ilustrującą zamęt w polskim sądownictwie. Orzeczenie zapadło niejako przy okazji sprawy karnej przeciw Tulei - prokuratura nadal zarzuca mu ujawnienie materiałów ze śledztwa dotyczącego sławnych obrad Sejmu w sali kolumnowej. Teraz zajmowała się nim nowa Izba Odpowiedzialności Zawodowej Sądu Najwyższego. "Odwiesiła" Tuleję, odmawiając równocześnie jego zatrzymania, co było następstwem sprawy karnej. Stwierdziła też "przy okazji", że nie złamał prawa, udostępniając publiczności, w tym dziennikarzom, swoje uzasadnienie wyroku. Wydaje się, że to słuszna decyzja. Media przeciwne rządowi triumfują. To porażka Ziobry, emocjonują się opozycyjne portale. Tuleya się nie cieszy Trudno nie odebrać tego jako drobny kroczek w kierunku spełnienia oczekiwań Komisji Europejskiej wobec polskiego wymiaru sprawiedliwości. Tyle że to akurat jest zbieg okoliczności. Sprawa przeciw Tulei toczyła się całkiem obok zmian ustawowych w sądownictwie wychodzących naprzeciw żądaniom Brukseli. Zresztą literalnie rzecz biorąc, sprawa Tulei się wcale nie zakończyła. Ma on nadal uchylony immunitet. Prokuratura może próbować go wciąż ścigać. I możliwe, że będzie. Wszak rząd Morawieckiego może i szuka porozumienia z Brukselą. Ale Ziobro z pewnością nie. Ale jest i druga strona medalu. Tuleya nie odwoływał się od swojego zawieszenia, choć prezydencka ustawa likwidująca Izbę Dyscyplinarną Sądu Najwyższego dawała mu taka możliwość. Nowa Izba Odpowiedzialności Zawodowej zajmowała się nim z urzędu, powtórzmy: "przy okazji". Sędzia nawet nie pojawił się na sali, gdzie go odwieszano. Bo nie uznaje legalności nowej Izby, tak jak nie uznawał prawomocności starej. W tej sytuacji radość mediów kibicujących Tulei brzmi cokolwiek fałszywie. Tuleya wyrok bowiem przyjął, ale "się nie cieszy". Nadal też odgrywa rolę sędziego-polityka pozdrawiającego na sądowych korytarzach swoich wyznawców. Radykalizmy Ziobry i jego się nawzajem napędzają. Pogonić "neosędziów"? Dlaczego Tuleya nie uznaje Izby Odpowiedzialności Zawodowej? W przypadku poprzedniej Izby Dyscyplinarnej powoływał się na orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, która twierdziła, że tamta izba "nie jest sądem". Ale nową Izbą TSUE nawet nie miał czasu się zająć. Czy Tuleya wraz z opozycją w parlamencie uważa, że procedury dyscyplinarne są nadal sprzeczne z prawem europejskim? Możliwe. Zdaje się jednak, że głównym powodem tego nieuznawania jest obecność w tej Izbie tak zwanych neosędziów. Czyli ludzi, którzy zdążyli wcześniej przyjąć awans do Sądu Najwyższego od Krajowej Rady Sądownictwa. Tuleya, znów wraz z opozycją, uznaje ją za powołaną bezprawnie i upolitycznioną. Skomplikowane to wszystko, prawda? Pojawia się tu problem istnej kwadratury koła. Komisja Europejska żąda od Polski gwarancji dla sędziów, którzy tak jak Tuleya będą podważali prawo innych sędziów do orzekania. Ale równocześnie warto przypomnieć i to, że TSUE kilka razy odpowiadał na pytania prejudycjalne "starych sędziów", także rzecznika praw obywatelskich, czy wszyscy awansowani przez nową KRS są "nielegalni". I odmówił zajęcia takiego stanowiska. W pokrętnym prawniczym języku, trudnym, jak myślę, nawet dla wielu polityków, zalecił, aby za każdym razem to, czy są zawiśli od polityków, było badane oddzielnie. Można by rzec, że Bruksela zafundowała nam zmianę polskiego sądownictwa w permanentne pole bitwy. Sędziowie mają ze sobą walczyć, podważać wzajemnie swoje wyroki, ale nic nie jest z góry przesądzone. Pytanie tylko, jak ma na taki system patrzeć zwykły Kowalski szukający w sądach sprawiedliwości. Co jeśli jego sprawa, jego poszukiwanie sprawiedliwości, rozbije się tylko o to, że orzekał "niewłaściwy" sędzia. Przy koszmarnym tempie rozpatrywania spraw w normalnych warunkach to dodatkowa rosyjska ruletka. Można o to zgłaszać pretensję do obecnego obozu rządowego. Po co zabierał się za zmiany prawnie wątpliwe i łatwe do podważenia? Ale można się też zastanawiać, co z tym zrobić w przyszłości. Tusk zapowiada czystkę Bo, powtórzmy, Bruksela nie uznaje wszystkich sędziów awansowanych przez kolejne "nowe" Krajowe Rady Sądownictwa" za "nielegalnych". Natomiast takie wydaje się być stanowisko opozycji. Przede wszystkim Donalda Tuska, który kiedyś zapowiedział ich gremialne usunięcie z sądownictwa. Dodajmy, że jest to już około 1000 osób. Zapewne każdy czy niemal każdy ma już za sobą jakieś wyroki. Do podważenia, jeśli ci, co je wydawali, stracą swój status. Można oczywiście traktować wszystko to, co mówi Tusk, jedynie jako ciąg memów. Jest on gotów użyć dowolnej zapowiedzi i dowolnego argumentu, byle tylko brzmiał on dostatecznie groźnie. Niedawno obiecał politykom obozu rządzącego, że będą siedzieć za to, że Polska nie dostaje pieniędzy od Brukseli w ramach Krajowego Planu Odbudowy. Nie ma takich przepisów kodeksu, które pozwalałyby kogokolwiek za to posadzić. Ale cóż szkodzi coś takiego powiedzieć, wbijając w euforię najbardziej rozgrzany antypisowski elektorat? Tak można by podsumować także zapowiedź eliminację z sądownictwa takiej masy osób. Tyle że... przykład Tulei pokazuje, że to nie jest tylko kwestia retoryki Tuska czy kogokolwiek z polityków opozycji. Którzy mogą nawet nie rozumieć do końca konsekwencji swoich zapowiedzi. Sam wymiar sprawiedliwości, świat sądownictwa został gruntownie podzielony. Dotyczy to nawet świata tak zwanych starych sędziów, skoro jeden z nich, Wiesław Kozielewicz, przyjął teraz nominację prezydenta Dudy na prezesa Izby Odpowiedzialności Zawodowej. Uczestniczył on zresztą w odwieszaniu Igora Tulei. Ale wcześniej Tuleya żądał jego wyłączenia. Bo Kozielewicz nie uznaje procedury nieuznawania sędziów przez innych sędziów. Podejrzewam, że opozycja postawi na odchylenie wahadła w drugą stronę. Dlatego przejęte przez nią Ministerstwo Sprawiedliwości oprze się na takich ludziach jak Tuleya. Będą oni szukać odwetu - za swoje osobiste niewygody, ale i za poczucie porażki. Dziś Komisja Europejska zaleca Polskę zafundowanie sobie w sądownictwie anarchii pełzającej. Oni mogą postawić - w postaci czystki - na anarchię galopującą. W tym sensie Tuleya jest heroldem czegoś groźnego. Niezależnie od tego, komu przypisać więcej winy za początek tej wojny. Oczywiście można sobie wyobrazić inny scenariusz. Powołując w skład Izby Odpowiedzialności Zawodowej połowę sędziów "starych" i połowę "nowych", prezydent Duda liczył na personalny kompromis. W teorii mogłaby nań postawić i nowa władza. Zmieniając skład i procedurę wyboru Krajowej Rady Sądownictwa. Ale nie podważając awansów z lat 2018-2023. Przecież TSUE orzekła, że orzekać mogą w Polsce nawet sędziowie mianowani w PRL. Tyle że po stronie obecnej opozycji pełno jest ludzi, którzy uważają reżym pisowski za straszniejszy od reżymu Jaruzelskiego. Warto już dziś pytać opozycyjnych polityków, jak zamierzają tę sprawę załatwić. Bo jak na razie podsuwają nam jedynie memy produkowane przez Tuska. I przez Tuleyę.