Długo powstrzymywano to głosowanie, powołując się na względy proceduralne (prokuratura miała dostarczyć wniosek niekompletny i wadliwy). Teraz znaleziono inne objaśnienie. Donald Tusk ogłosił, że skoro prokuratura nie jest niezależna od rządu, a na jej czele stoi Zbigniew Ziobro, nie ma mowy o uczciwym postępowaniu. Będzie ono możliwe, kiedy to się zmieni. Czyli, jak należy rozumieć, kiedy wybory wygra obecna opozycja. Czy to spisek polityczny? Prokuratura podaje, że mniej więcej 20 świadków stwierdziło, że dawało łapówki Grodzkiemu jako lekarzowi i ordynatorowi. Telewizja rządowa pokazuje niektórych z tych świadków, mówią pod nazwiskiem. Czy jest możliwe, że zmontowano taki spektakl - przez zastraszenie lub pozyskanie ludzi, którzy zetknęli się z doktorem Grodzkim lata temu? Odpowiem ostrożnie: jest to wątpliwe. Owszem, prokuratura podległa Ziobrze była w stanie schować coś pod dywan, czegoś nie uruchomić, coś zablokować, przedwcześnie umorzyć. Ale czy coś spreparowano, zmontowano? Przy jawności spraw, mediach w sporej części zjadliwie opozycyjnych? I przy sądach, które coraz częściej odmawiają racji pisowskiej stronie, nawet kiedy wydaje się to co najmniej dyskusyjne. W Polsce można dziś - przykładowo - w zasadzie bezkarnie lżyć czy szarpać policjanta, licząc na sądowe oczyszczenie. Grodzki mógł więc skądinąd liczyć na sędziów. Wolał jednak nie ryzykować nawet początku, czyli aktu oskarżenia, pokazania świadków, którzy go obciążają. Twierdzi, że to sprawa polityczna, bo przecież zarzuty zaczęto stawiać dopiero wtedy, kiedy wyszedł z cienia i został marszałkiem. Czy to jednak dziwne, że ludzie "przypomnieli sobie" dopiero wtedy, kiedy on stał się sławny? To chyba psychologicznie i społecznie normalny mechanizm. "Nasi" i "nie nasi" Oczywiście sprawę uruchomiły media publiczne sympatyzujące z obecnym rządem. Także prokuraturę można tu podejrzewać o polityczną gorliwość. To rzuca cień na tę historię. Tylko, że... pamiętam, że w czasach PRL-u szukałem dowodów na to, że demokracja jest lepsza i sprawiedliwsza niż system dyktatury. I wtedy przekonywano mnie, że owszem rządzący w demokracji mogą wiele ukryć czy zamieść pod dywan. Ale przecież potem władza się zmieni, po wyborach, które wygra opozycja, sprawki rządzących wyjdą na wierzch. Tu mamy w teorii historię, która mogła ujrzeć światło dziennie dlatego, że rządzi PiS. Piszę "w teorii", bo oczywiście nadal znamy tylko jej fragmenty. Wrażenie, że prokuratura słucha rządzących powstawała podczas tych rządów kilka razy. Pojawia się jednak pytanie, jak będzie wyglądał stan obiecywany przez Tuska? Czy PO skasuje podległość prokuratury od rządu? Czy wyprowadzi prokuratora generalnego z Rady Ministrów? Uczyni niezależnym podmiotem, tak jak to było w latach 2010-2015. Nadal jednak ktoś będzie musiał go powołać lub wybrać. Jeśli pod rządami innej koalicji, wróci się do modelu z końcowych lat Platformy, kiedy to zgłaszało kandydatów na prokuratora generalnego zgromadzenie prokuratorów, od razu pojawi się podejrzenie, że sprzyja ono tej władzy, która obdarza je takimi uprawnieniami. Choć z kolei pojawi się też pytanie, a co z prokuratorami, którzy pracowali dla Ziobry? Ich się wyłączy z wyłaniania "niezależnego" szefa? Obecna opozycja nie mówi, co z tym zrobi. Ale z pewnością Zjednoczona Prawica będzie ten nowy system krytykować, przedstawiać jako fasadowy i obsługujący nową władzę. Powiedzmy taką z Tuskiem jako premierem. Wygląda na to, że sam model polskiej polityki wyklucza wiarygodne osądzenie polityka, takie czytelne dla wszystkich stron. I wyklucza coraz bardziej, w miarę postępów polaryzacji. Nawet Sławomir Nowak jest przedstawiany jako więzień polityczny, chociaż w jego zdemaskowaniu go brały udział służby ukraińskie. Nawet senator Stanisław Gawłowski przedstawia się jako męczennik, choć śledztwo przeciw niemu uruchamiała jeszcze "niezależna" prokuratura Andrzeja Seremeta w czasach rządów Platformy. Jego wybór na senatora pokazuje zresztą, że ciążące na kimś zarzuty nie uniemożliwiają wyboru. Elektoraty zawsze gotowe są zawierzyć "swoim". To "tamci" są aferzystami, nie "nasi". Tak jest i będzie z marszałkiem Grodzkim. Jeśli jest czemuś winien, to ma zagwarantowaną bezkarność - o ile nie zdarzy się jakiś cud. Czy go to nie będzie uwierało? Czy nie lepiej byłoby dla niego zaryzykować proces? Bo przecież pomimo zamykania się elektoratów, kiedyś trzeba będzie wrócić do normalnego życia. A tam ktoś może mieć jednak wrażenie, całkiem ponad partyjnymi podziałami, że wiarygodnego wyjaśnienia sprawy nie było.