Ciekawy news tuż przed majówką. Cytuję: "Gdyby Polacy wybierali prezydenta w kwietniu 2022 r. spośród poniższych kandydatów, to do drugiej tury awansowaliby Marek Magierowski (27,9 proc.) i Rafał Trzaskowski (27,6 proc.)". Prezydencki sondaż przeprowadził Instytut Badań Spraw Publicznych dla serwisu stanpolityki.pl. Na kolejnych miejscach znaleźli się: Szymon Hołownia (14,3 proc.), Krzysztof Bosak (6,1 proc.), Władysław Kosiniak-Kamysz (4,1 proc.) i Adrian Zandberg (2 proc.). Nowy etap w polityce? Jak rozumiem, podstawowe założenie tego sondażu jest takie, że to Zjednoczona Prawica wystawiłaby w prezydenckim wyścigu obecnego ambasadora RP w USA, a wcześniej w Izraelu, niegdyś dziennikarza "Rzeczpospolitej, a potem "Do Rzeczy" (był moim redakcyjnym kolegą), potem przez chwilę rzecznika prasowego prezydenta Andrzeja Dudy. Dodajmy jest dyplomatą bardzo sprawnym, na gruncie izraelskim zręcznie bronił polskiej racji stanu, przemawiając do tamtego społeczeństwa. Objaśnia to Łukasz Pawłowski, prezes Ogólnopolskiej Grupy Badawczej: "W sondażu specjalnie nie pytaliśmy ani o Mateusza Morawieckiego, ani Beatę Szydło, przewidując, że wybory w 2025 roku nie będą kontynuacją obecnego sporu, ale będą początkiem nowego etapu w polskiej polityce. (...) Marek Magierowski, obecny ambasador w USA, nie będzie miał za sobą bagażu doświadczeń i obciążeń 10 lat rządów PiS" - czytamy. To ciekawy eksperyment. Przypomina mi się sytuacja, kiedy to w roku 2004 w "Newsweeeku" napisaliśmy z Michałem Karnowskim tekst o możliwym starcie w wyborach prezydenckich Tomasza Lisa, wtedy głównego prowadzącego TVN-owskie Fakty. Lis miałby być skuteczną konkurencją dla Jolanty Kwaśniewskiej, o której starcie też się mówiło. Też zostało to poparte stosownym sondażem zamówionym specjalnie przez "Newsweek". Jednak ostatecznie ani Lis (zakładaliśmy, że kandydat obozu solidarnościowego), ani Kwaśniewska nie wystartowali. Dla dziennikarza rzecz cała skończyła się zwolnieniem z TVN-u, bo nie odciął się w porę od tych spekulacji. Nota bene mieliśmy poszlaki, że zastanawia się nad karierą polityczną. Jednak w roku 2005 wystartowali sami twardzi kandydaci partyjni. W drugiej turze Lech Kaczyński pokonał Donalda Tuska, co ufundowało Polsce na lata wielki polityczny konflikt. Trwa on de facto do dziś. Co do tego sondażu, mam wątpliwości choćby takie, czy Magierowski jest tak samo rozpoznawalny, co pozostali politycy umieszczeni w sondażu, na czele z Trzaskowskim startującym w ostatnich wyborach prezydenckich. Czy odpowiadający na pytania sondażowe głosowali na niego świadomie, czy poparli jedynie zbiór informacji o nim poparty zdjęciem? Znający wiele języków dyplomata to atrakcyjna oferta, ale przecież i tak będzie poddana najróżniejszym społecznym weryfikacjom, nim stanie się politycznym faktem. Co zrobi Jarosław Kaczyński? Zastanawiające też jest to założenie nowego politycznego otwarcia. Jak rozumiem, ta hipoteza jest swoistą ofertą dla PiS. Nic jednak nie wskazuje na to, aby za trzy lata, kiedy Andrzej Duda nie będzie mógł stanąć po raz trzeci do wyborów, otworzył się jakiś "nowy etap". Decyzję o wystawieniu w roku 2015 Dudy podjął Kaczyński. Było to zaskoczenie, chociaż ja słyszałem o takiej możliwości, kiedy rok wcześniej prezes PiS skierował stosunkowo młodego i mało znanego polityka z Krakowa do Parlamentu Europejskiego, gdzie miał się otrzaskać z polityką międzynarodową. Niemniej Duda zdążył być wiceministrem sprawiedliwości, ministrem w Kancelarii Prezydenta, posłem na Sejm i nawet kandydatem PiS w wyborach na prezydenta Krakowa. Był więc politykiem par excellance partyjnym. A i tak Kaczyński jest z niego po wyborze permanentnie niezadowolony. Nie do końca jest jasne, jakiego typu lojalności oczekuje, ale nieliczne akty sprzeciwu prezydenta na czele z wetem wobec reformy wymiaru sprawiedliwości w roku 2017 i wetem wobec lex TVN przed kilkoma miesiącami są dla niego nie tylko drażniące, ale i niezrozumiałe. Dobudowywał do tego rozmaite hipotezy, szukał w otoczeniu Dudy sprawcy tego niezależnego kursu, przez dłuższą chwilę podejrzewał o antypisowskie podszepty Adama Kwiatkowskiego, co akurat było nieprawdą, już choćby dlatego, że ten prezydencki minister ma niewielki wpływ na swego szefa. "Nieudany eksperyment" Ale to pokazuje, że nawet Dudę, w sumie częściej pisowskiego w wypowiedziach i decyzjach, traktuje jako nieudany eksperyment, choć w roku 2020 był zmuszony postawić na niego po raz drugi. Wtedy zdobył się na kilka ciepłych słów o jego niezależności w sprawie przebudowy Krajowej Rady Sądownictwa. Ale po wygranych wyborach wrócił do starych interpretacji niekorzystnych dla obecnego lokatora Prezydenckiego Pałacu. Nie spotyka się z nim, nie konsultuje niczego, nawet kiedy jest to potrzebne. Choćby teraz, kiedy niby grają do jednej bramki w sprawie likwidacji Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, od czego zależy napływ do Polski unijnych pieniędzy. Czy przy takim nastawieniu prezes będzie zdolny do postawienia na zupełnie nieznanego sobie człowieka, bardzo sprawnego, ale w wąskiej i w gruncie rzeczy nie całkiem politycznej dziedzinie? Można w to wątpić. W teorii mógłby z nim zawierać jakieś pakty, ale na prezydenta nie ma jak wpływać po wyborze. Padające w wypowiedzi Łukasza Pawłowskiego nazwiska Szydło i Morawieckiego lepiej oddają sposób myślenia Kaczyńskiego, choć niekoniecznie skończy się na nich. Jest w tym kwadratura koła, bo zarazem prezydent może się okazać ważnym kluczem do politycznej sytuacji. Jeśli PiS przegra wybory sejmowe (pewnie raczej w konstytucyjnym terminie, czyli za półtora roku) Duda może zablokować ustawy demontujące obecny system władzy, choćby przejęcie przez nową koalicję mediów publicznych. Prezydenckie starcie w roku 2025 będzie więc kluczowe. Ale czy dlatego jedyny lider, w gruncie rzeczy właściciel PiS, miałby zmienić swój sposób myślenia. To raczej wątpliwe. Nawet jeśli chęć postawienia na osobę wypróbowaną będzie oznaczało ryzyko przegranej. Zawsze może twierdzić, że nic nie wie, a wraz z nim nie wiedzą Polacy, o talentach politycznych czy choćby poglądach Marka Magierowskiego. Nie przywiązywałbym się więc do myśli o ambasadorze jako "czarnym koniu". Miałby szanse chyba tylko po jakimś politycznym trzęsieniu ziemi. Na razie 73-letni Kaczyński trzyma władzę nad swoim środowiskiem politycznym krzepko, podobnie zresztą jak 65-letni Donald Tusk nad Koalicją Obywatelską. To oni są panami wyobraźni Polaków, a w ich świecie miejsca na niezależnych technokratów jest niezbyt wiele. Jeśli już, to w rolach czysto technicznych właśnie.