Dość dobrze oddaje to - moim zdaniem - nastawienie bardzo bardzo wielu obrońców starej dobrej III RP do nowej rzeczywistości po roku 2015. Najnowszy przykład to kłótnia o stłumienie górniczych protestów pod siedzibą Jastrzębskiej Spółki Węglowej, które mały miejsce równo osiem lat temu - to znaczy na przełomie stycznia i lutego 2015 roku. Przypomnijmy fakty. Na początku 2015 roku górnicy z JSW podjęli protest w obronie swoich praw. A przeciw wyrysowanemu przez zarząd spółki - kolejnemu - planowi oszczędnościowemu. Podczas protestów doszło do zamieszek. Broniąca siedziby władz formy polska policja odpaliła armatki wodne. Padły też strzały z tzw. broni gładkolufowej. Są nagrania, na których to słychać i widać. Widać też konsekwencje. Kilkunastu protestujacych z ciężkimi obrażeniami trafiło do szpitala. Jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, obie strony mają własne interpretacje wydarzenia. Policja na całym świecie trzyma się w takich wypadkach swojego skryptu. Padliśmy ofiarą niebezpiecznych chuliganów i musieliśmy działać. Nie doszło jednak do przekroczenia uprawnień. Kropka. Prokuratura - która zazwyczaj bierze stronę organów władzy - umorzyła śledztwo z taką właśnie interpretacją. Górnicy i związkowcy widzą to inaczej. Zwracają uwagę na nieadekwatność policyjnej reakcji. Która wynikała z obowiązującego wtedy kontekstu. A czasy były takie, że górnicy i w ogóle związkowcy nie byli ulubieńcami władzy. Ani też reprezentujących raczej wielkomiejski i inteligencki punkt widzenia mediów. Dominowało przekonanie, że górnictwo to branża schyłkowa, niepotrzebna i brzydko pachnąca. Wstyd na całą Europę. Przyzwolenie na to, by w takich wypadkach się nie patyczkować było duże. I szło z samej góry. Wspominki PiS-u Minęło osiem lat. I właśnie PiS postanowił przypomnieć Platformie o tamtych wydarzeniach. Strzał jest oczywiście nieprzypadkowy i dotyczy Donalda Tuska. Wtedy już wprawdzie nie premiera. Ale jednak długoletniego przywódcy tamtej formacji. I - co chyba jeszcze ważniejsze - zwolennika stawiania górników, związkowców i innych wichrzycieli w jednym szeregu z "kibolstwem" i "chuliganerią". Platforma się na takie wspominki oburzyła. Łapiąc w ten sposób przynętę i wywołując debatę o przeszłości (na co oczywiście liczył PiS). Przynajmniej dwoje polityków PO (Izabela Leszczyna i Borys Budka) powtórzyło tezę o "chuliganach", którzy atakowali policję. A z chuliganami patyczkować się - ich zdaniem - nie wolno. Ok - jak dotąd wszystko w porządku - PiS atakuje Tuska, Platforma go broni. Normalne. Ale... Ale jednocześnie jest to ta sama Platforma, która od 2015 nieustannie pompuje opowieść o "PiSowskim państwie policyjnym" oraz o "policyjnej brutalności" wymierzonej w inaczej myślących. To politycy Platformy byli zawsze w pierwszym szeregu tych, którzy zarzucali policji przekroczenie uprawnień w czasie różnych protestów antyrządowych w czasie minionych ośmiu lat. Choćby po wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. Albo wcześniej gdy choćby w grudniu 2016 doszło pod Sejmem do czegoś w rodzaju zamieszek. Ileż to mieliśmy na ten temat skarg w Parlamencie Europejskim czy przed innymi europejskimi instytucjami? Jednocześnie - bądźmy elementarnie uczciwi - nigdy obrazki z jakiegokolwiek "tłumienia antyPiSowskich demonstracji" nawet trochę nie przypominały tamtych z 2015 roku spod siedziby JSW. Wszystko odbywało się zawsze jakby o kilka tonów niżej. Owszem, były zatrzymania. Ale nie strzelanie. Owszem, byli poturbowani. Ale nie tak ciężko, jak wtedy. Poprawcie mnie, jeśli się mylę. Te zjawiska nie zaczęły się w 2015 Przez tych parę lat to się już zdążyło ułożyć w pewien mechanizm. Działa on mniej więcej tak: opozycja bije na alarm, że PiS robi coś strasznego. Dławi demokrację, bije ludzi, kradnie publiczne pieniądze. Po czym zazwyczaj przy bliższym oglądzie okazuje się, że jest to w gruncie rzeczy rząd robi to samo (co najwyżej to samo), co robili poprzednicy. Nie tylko z resztą z PO. Tak jest z zarzutami o brutalność policji, albo o inny popularny teraz temat wspierania bliskich ideowo organizacji pozarządowych. Czy wcześniej pomagania (reklamy spółek skarbu) "swoim mediom". Żadne z tych zjawisk nie zaczęło się w roku 2015. Proszę tego nie zrozumieć jako próbę usprawiedliwiania patologii. Nic z tych rzeczy. Problem jest bardziej złożony. I polega na tym, że większość z tych "patologii" stało się "patologiami" dopiero wtedy, gdy po te narzędzia rządzenia i administrowania sięgnął PiS. W wcześniej uchodziły one za coś zupełnie zwyczajnego. Patrz: policja na antyrządowych demonstracjach. Patrz: wspieranie bliskich organizacji trzeciego sektora. Patrz: reklamy w zaprzyjaźnionych mediach. To ten mechanizm. Jak tamci, to "korupcja". Jak my, to "networking". A jak ktoś ośmieli się na to zwrócić uwagę, to oczywiście "powtarza PiSowską propagandę". O czym dowiedział się niedawno redaktor Bogdan Rymanowski od posłanki Leszczyny I dowie się jeszcze wielu innych.