11 listopada to święto niepodległości, odzyskania własnego państwa. Powinno więc być państwowe, radosne, i dla wszystkich. Figa z makiem! Zabrali nam to święto różni cwaniacy, organizując swoje pochody. Przestało być ważne, co 11 listopada mieli Polakom do powiedzenia demokratycznie wybrani przywódcy państwa. Bo ważniejsze były obrazki pokazujące bijatykę w Warszawie. Fruwające kamienie, podpalane samochody. Młodzież tzw. narodowa, wzmocniona zorganizowanymi grupami kiboli, te zdrowe siły, którymi tak zachwyca się nasza prawica, pokazała się Polsce. Zbezcześcili nam święto. I wstydu nie mają. Słucham organizatorów, jak się tłumaczą, i przecieram oczy ze zdumienia. Oto pierwsi niewinni. Oni i ich koledzy szli radośnie, a bijatyka była gdzieś daleko. To inni rzucali kamieniami. Ktoś się podłączył, nie wiadomo kto... A w ogóle, to może była prowokacja? Łatwo im tak mówić, bo przecież słyszą, co opowiadają ich patroni. Lider polskiej prawicy Jarosław Kaczyński, już zdaje się doszedł do siebie po przegranych wyborach i rokoszu ziobrystów, bo znów wylewa żółć, i ogłosił, że 11 listopada Niemcy bili Polaków, a policja się przyglądała. Zadyma na Placu Konstytucji, zadyma na Placu na Rozdrożu, podpalone samochody transmisyjne - tego według prezesa PiS najwyraźniej nie było. Byli Niemcy i "Krytyka Polityczna". Takie prezes ma horyzonty. Ziobro z kolei woła, że to wina Tuska. Bardzo to logiczne - zwołać zadymiarzy z całej Polski, a potem atakować rząd, że policja ich nie spacyfikowała. A jakby spacyfikowała - to można ją oskarżyć o brutalność... Także lewica, ta bardziej lewicowa, nie może zapisać 11 listopada do swych osiągnięć. Domyślam się - chciała pokazać, że jest, chciała zderzyć się z narodowcami, więc wymyśliła kontrdemonstrację. Zupełnie niepotrzebnie. Nie warto psuć 11 listopada dla boksu, nawet z takim przeciwnikiem. Zapraszanie kolegów z Niemiec było też bez sensu. Wołają niektórzy jej przedstawiciele, że trzeba było zagrodzić pochód ekstremie, poglądom niemal faszystowskim, różnym fanom Breivika. Widzę w tym sporo przesady. Choć, oczywiście, ONR-owców czy kiboli trudno nazwać miłującymi pokój grzecznymi chłopcami. Z kolei słyszę też, mówi to minister Miller, że grzecznymi chłopcami byli policjanci, którzy delikatnie, acz stanowczo, rozdzielali demonstrantów. Są filmiki w sieci, na których możemy podziwiać tę delikatność... Ech... Ale najwięcej pretensji mam do tych, którzy pozwolenie na manifestacje wydali, czyli dla ludzi rządzących Warszawą, z ekipy Hanny Gronkiewicz-Waltz. To co, nie pamiętali co było rok temu? Nie przekonują mnie opowieści, że miasto nie mogło zabronić manifestacji, bo prawo nie pozwala. Otóż - mogło. I wiele razy w III RP tak było. Przecież zakazy spotykały organizatorów parady równości... Wtedy władze obłudnie argumentowały, że taka parada może przynieść zagrożenie dla porządku publicznego... Tym razem zagrożenie było realne. Obie strony na tygodnie przed Świętem nawoływały się w Internecie, zbierały siły. Wiadomo było, kto w Warszawie się zjawi, i po co. Jak można na coś takiego nie reagować? Dlatego uważam, że to ekipa Hanny Gronkiewicz-Waltz odpowiada za zadymy, za zagrożenie mienia i zdrowia mieszkańców miasta. I za kompromitację obchodów 11 listopada. To jest jej odpowiedzialność polityczna. Bo polityka to umiejętność przewidywania. Choć nie wykluczam jeszcze innego scenariusza, innych motywacji. Na dobrą sprawę ta bijatyka jest rządowi na rękę. Popatrzcie - może wołać zatroskanym głosem premier Donald Tusk - z kim mamy do czynienia! Tłucze się prawica z lewicą, rzucają kamieniami, nie mają szacunku do państwa, do policjantów. Na szczęście jesteśmy my, ludzie odpowiedzialni, my się nie bijemy, my gwarantujemy porządek. Tak może argumentować Donald Tusk, i będzie zyskiwał kolejne punkty, mimo że podwyżki w drodze. Będzie mówił - Polaku, zaciskam ci pasa, bo kryzys wokoło, ale musisz się na to zgodzić, chyba że wolisz tych rzucających w Warszawie kamieniami... I dziwnie jestem pewien, że zdecydowana większość Polaków wybierze Donalda. To proste. Jest wojenna zasada Clausewitza, która głosi, że to, czy jesteś słaby czy mocny, zależy od siły twojego wroga. A na język polityki tłumaczy się ona tak: nieważne czy jesteś mądry czy głupi, dobry czy zły, ważne, żeby głupszy był twój rywal i bardziej wyborcy niemiły. "Tusk matole, twój rząd obalą kibole!", krzyczały nie tak dawno piłkarskie stadiony. Każdy taki okrzyk generował kolejnych wyborców Platformy... Podobnie jak i wynurzenia Jarosława K. Oto użyteczni pomocnicy premiera... Święto 11 listopada przeszło więc fatalnie, ale to nie koniec. Politycy już zapowiadają, że będą chcieli zmienić ustawę o zgromadzeniach publicznych. Tak , żeby nie wolno było uczestnikom demonstracji zakrywać twarzy. Mój Boże, to sądy będą rozstrzygać, czy ktoś za głęboko naciągnął czapkę albo za wysoko szalik? Jeżeli już mamy gmerać przy tej ustawie, to dopiszmy jeden punkt - możliwość zakazania w święta narodowe nie-państwowych manifestacji. Zostawmy ludziom prawo do swobodnego demonstrowania, z wyjątkiem tych kilku dni w roku. To wystarczy. Robert Walenciak