Wszyscy na zachód od Odry są źli
Jad sączony jest powoli. Wystarczy śledzić wypowiedzi najważniejszych postaci rządowych i ponadrządowych w Polsce, by odnieść wrażenie, że największym kłopotem naszego kraju jest Unia Europejska i jej agendy. A głównym celem polityki zagranicznej jest wyzwolenie się spod unijnej niewoli, która nas krępuje i nie pozwala rozwinąć skrzydeł.
Wszyscy na zachód od Odry są źli. Zły jest Parlament Europejski, który "czepia się" Polski, organizuje jakieś debaty. Zła jest Komisja Europejska, opanowana przez wrogów PiS-u, z jej wiceprzewodniczącym Fransem Timmermansem w szczególności.
Komisja Wenecka, ciało prawnicze, doradcze, to w ogóle jest coś okropnego. Minister Waszczykowski mówił o niej w telewizji bez jakichkolwiek zahamowań: "Komisja w tej chwili obraża polski rząd i polskie społeczeństwo, ponieważ przedstawia kłamliwe, fałszywe, jednostronne raporty na temat Polski".
Dlatego polski rząd Komisję bojkotuje. Nie zwraca uwagi na jej orzeczenia. A minister Waszczykowski komentuje zupełnie jakby zapatrzył się w ministra Ławrowa.
To fukanie na instytucje europejskie to nie są zwykłe dąsy, to coś więcej. To, po pierwsze, przekonanie, że my jesteśmy wspaniali, a oni to byle co. Pięknie ujął to wiceminister Kownacki, mówiąc, że uczyliśmy Francuzów jeść widelcem.
Więc pewnie za chwilę znajdzie się kolejny PiS-owiec, który powie, że Clausewitz to nasz poczciwy Klausiewicz i to my uczyliśmy Niemców wojowania i organizacji, a Magna Charta to jest nic, bo to nasza demokracja była pierwsza i promieniowała na cały świat. Starsi czytelnicy pewnie pamiętają, jak w szkole sobie opowiadano, że żarówkę wynalazł rosyjski uczony Żarówkow. Więc do tego ideału się zbliżamy.
Innymi słowy, uważamy zachodnich Europejczyków za ludzi gorszego sortu, mniej więcej tak, jak oni uważają nas.
Po drugie, uważamy ich (tzn. w PiS-ie uważają) za naiwniaków, od których powinniśmy ciągnąć pieniądze. Zgrabnie ujął to Jarosław Kaczyński w Krynicy, mówiąc do Viktora Orbana, że to przyjaciel, z którym można konie kraść, i że parę stajni w Europie jest jeszcze do obrobienia. Tak oto gwara (i mentalność) nadgranicznych złodziei, chadzających do Niemiec na "jumę", weszła do języka polskiej polityki...
Po trzecie, PiS widzi w Europie Zachodniej obszar zdegenerowany. Tamta Europa jest "lewacka", a nasza - to ostoja wartości. Ta "lewackość" Unii jest całkowita - tak jak dla przedwojennej KPP wszystko co nie było KPP, to był "socjalfaszyzm", tak dla naszej prawicy wszystko co nie ona, jest "lewackie". Włącznie z niemiecką chadecją i francuskimi gaullistami.
I tamta Europa, jeśli chce ocalenia, powinna przyjąć nasze zasady i standardy. Czyli - na ich standardy - ulec skrajnej (i marginalnej) prawicy. To zresztą chcą im Kaczyński z Orbanem zaaplikować, mówiąc o kontrrewolucji, którą w Europie trzeba przeprowadzić. I mówiąc o zmianie konstrukcji europejskiej. Z ust PiS-owców tchnie zresztą przekonanie, że Unia to twór tymczasowy, może nie bękart Traktatu Wersalskiego, ale bękart II wojny światowej na pewno. I że już niedługo to się rozpadnie.
Ponieważ Unia jest takim złem, PiS buduje na arenie międzynarodowej rozmaite konstrukcje. Wewnątrz Unii stawia na Grupę Wyszehradzką, sęk tylko w tym, że ani Słowacy, ani tym bardziej Czesi, nie zamierzają się w jakieś związki z Polską angażować. Wyszehrad jest więc raczej na papierze, no i w programach propagandowych PiS-u. Inną konstrukcją jest tzw. ABC, lub Międzymorze, czyli sojusz krajów położonych między Adriatykiem, Morzem Czarnym i Bałtykiem. To jest w ogóle fantasmagoria, fajny pretekst do służbowych wizyt, ale raczej tylko tyle.
Minister Macierewicz rzucił z kolei pomysł kooperacji polsko-ukraińskiej, bo podobno jest możliwość, że razem wybudujemy śmigłowiec bojowy. Nowoczesny i groźny. Trudno to komentować, bo nawet nie za bardzo wiadomo gdzie taki śmigłowiec byłby budowany - zakłady w Świdniku sprzedali Włochom Platformersi, a te w Mielcu Amerykanom PiS-owcy, więc nie mamy przemysłu lotniczego...
Wygląda więc raczej na to, że te wszystkie sojusze, które rodzą się w gabinetach PiS-u, to efekt dziecinnego wodzenia palcem po mapie, a nie jakichś politycznych analiz. Ale to wszystko jest powtarzane, komentowane...
Tak mniej więcej wygląda Unia Europejska w przekazie PiS-u. I, cokolwiek by mówić, nie jest to język tej partii, taki, który znamy sprzed lat, tylko język skrajnej, antyunijnej prawicy. Oni mogą już teraz głosić swój triumf, bo skolonizowali PiS. Mentalnie.
Macierewicz, Błaszczak, ci, którym w PiS-e jeszcze coś wolno, których nie dławi strach, że powiedzą coś, co spowoduje skrzywienie ust prezesa, właśnie tym mówią językiem. Skrajnym i oderwanym od rzeczywistości. Ale to się podoba. Czy również w Europie?
Spotkałem się z opinią, że wprawdzie język (i zachowanie) PiS-u zachodnim Europejczykom się nie podoba, ale oni są tak słabi, a my tak mocni, że nam ustępują. Czyli, że warto z tą Europą twardo rozmawiać.
Uważam to przekonanie za naiwne. Europa ma przed sobą wybory w Niemczech i we Francji, więc wielkich ruchów w najbliższych miesiącach tam nie powinniśmy się spodziewać. Ale po wyborach przyjdzie czas działania. Po pierwsze, negocjacji z Wielką Brytanią. Po drugie, porządkowania sytuacji związanej z uchodźcami. Po trzecie, porządków wewnątrz Unii. A na czym to będzie polegało? Powiedział już to Alain Juppe, były bliski współpracownik Jacquesa Chiraca, główny kandydat do prezydenckiego fotela. Gaullista z krwi i kości.
Juppe mówi wprost: musimy uratować Unię, wzmocnić ją. A osłabiły ją nie tylko ostatnie wydarzenia, ale i rozszerzenie, które było pochopne. Poza tym, Unia to konstrukcja polityczna, oparta na wspólnych wartościach. Więc jeśli te wartości nie odpowiadają Węgrom i Polsce, to au revoir. Tyle Juppe.
Nie chcę krakać, ale odnoszę wrażenie, że zegar historii ruszył do tyłu, i że potężne siły pchają go w tym kierunku.