A żeby nie kręcić się wokół tych kilku-kilkunastu oklepanych nazwisk, zgłaszam do ankiety polski Kościół. Gdyż mijający rok, wbrew wszelkim oczekiwaniom, był dla naszych biskupów, w sferze politycznej gry, całkiem udany. Nie żartuję. Wiem, że Kościół otrzymał potężne ciosy - to sprawa byłego Nuncjusza Apostolskiego na Dominikanie, arcybiskupa Wesołowskiego i ks. Gila. Obaj oskarżeni zostali o pedofilię, media szczegółowo relacjonowały sprawę, abp Wesołowski był nawet zatrzymany w Watykanie, skandal był potężny. I wielki wstyd. Wiele też do myślenia dały biskupom wyniki badań Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego, z których wynika, że systematycznie spada liczba uczestniczących w niedzielnych mszach świętych. Że po raz pierwszy przekroczona została granica 40 proc. , i w roku 2013 wskaźnik tzw. dominicantes wyniósł 39,1 proc. (ISKK publikuje swoje badania z paromiesięcznym poślizgiem). Czyli w ciągu ostatnich dziesięciu lat liczba Polaków uczestniczących w niedzielnych mszach świętych zmalała o 2 mln. Dodajmy, że te wskaźniki są i tak dla Kościoła zawyżone - jak wiemy z badań, część chodzących na msze to osoby niewierzące, które biorą udział w praktykach, dla świętego (nomen omen) spokoju, pod naciskiem najbliższych. Ale to wszystko nie oznacza, że Kościół się cofa. Bo spójrzmy na to, co się zdarzyło. Oto w budżecie na rok 2015 Platforma zgłosiła wniosek, by 16 milionów złotych zabrać z ministerstwa kultury i dać na budowę świątyni Opatrzności Bożej. Wcześniej minister administracji i cyfryzacji Andrzej Halicki ogłosił, że zwiększa się Fundusz Kościelny. W roku 2014 wydatki na Fundusz Kościelny wynosiły 94 mln, w roku 2015 wynosić będą ponad 118 mln zł. Przypomnę, ten fundusz miał być już dawno zlikwidowany, jeszcze w roku 2011 ogłosił to Donald Tusk. Wtedy mówiono też, że zastąpi go dobrowolny odpis podatkowy, w wysokości 0,5 proc. Guzik z pętelką! Minister Halicki właśnie to sprostował, informując, że do dyskusji o Funduszu i ewentualnym jego zastąpieniu czymś innym będzie można powrócić , ale dopiero najwcześniej w roku 2016. Bo w roku 2015 będą wybory, więc wszelkie dyskusje są takim czasie nie na miejscu. Kościół ma co chciał. Zatrzymał niemiłe sobie rozwiązanie. Do tego dorzućmy inicjatywę PSL, które chce, by rok 2015 ogłoszono rokiem Jana Pawła II, tak jakby nie czczono Polaka-papieża na co dzień. Warto też zwrócić uwagę na inne sygnały. Już w swoim expose Ewa Kopacz starannie unikała jakichkolwiek zdań, które wkraczałyby na pole sporów światopoglądowych. To nie mogło pozostać niezauważone. Parę tygodni później opublikowany został list otwarty kilkudziesięciu profesorów, przeciwko klerykalizacji państwa. List niezwykle celnie punktował te elementy życia publicznego, które wskazywały, że polskie państwo przestaje być państwem świeckim. "Władze RP są nadmiernie uległe wobec roszczeń Kościoła w sprawach finansowych, edukacyjnych, blokowania inicjatyw legislacyjnych w tzw. gorących materiach prawnych i społecznych (np. związki partnerskie, przemoc w rodzinie) czy demonstracyjnego eksponowania symboli religijnych w instytucjach publicznych - czytamy w nim. - Spotykamy się także z działaniami przedstawicieli Kościoła o charakterze bliskim kolizji z prawem lub przekraczającym tę barierę w postaci wzywania do naruszania prawa, gróźb pod adresem osób rezygnujących z katechezy w szkole, zmuszania uczniów do uczestniczenia w obrzędach religijnych, obrażania ludzi niewierzących w publicznych wypowiedziach duchownych czy nawet deprecjonowania najwyższych przedstawicieli władz państwowych". Na każdy z tych zarzutów są konkretne przykłady, niektóre drastyczne. Nie miejsce tu je przytaczać, ważniejsze jest coś innego - otóż list pozostał bez jakiejkolwiek odpowiedzi. Milczy też pełnomocnik (na stronie internetowej KPRM ta funkcja jest zapisana w rodzaju męskim) rządu ds. równego traktowania, pani Fuszara. Gdy obejmowała swój urząd, feministki, panie z Partii Kobiet aż zataczały się z zachwytu, jakie to są wpływowe i ile mogą. No to właśnie mogą napić się herbaty i pojeść ciasteczek w gabinecie pani ministerki. Ona sama - odnoszę wrażenie - zajmuje się przede wszystkim tym, żeby nikt o niej nie wiedział i nie pisał. Jakby tego było mało, główny prześladowca Kościoła ostatnich lat, poseł Janusz Palikot padł na kolana, i wyznał grzechy, gorąco przepraszając, że w ostatnich latach był wobec biskupów zbyt ostry i niesprawiedliwy. Jak więc nie zapisać roku 2014, jako dobrego dla Kościoła? Łatwiej nam też zrozumieć, dlaczego biskupi wycofali się z popierania PiS-owskiego marszu 13 grudnia. Bo jeżeli władza daje im więcej? Oczywiście, nietrudno to wszystko wytłumaczyć - rok 2015 jest rokiem wyborczym, wybierzemy w tym czasie prezydenta i parlament, zdecydujemy więc, kto będzie Polską rządził przez najbliższe lata. Władza warta jest mszy! - mogą wołać politycy, korząc się przed biskupami. I kalkulując sobie, że warto. Niewątpliwie - kalkulują. Tylko efekt tej kalkulacji jest taki, że to państwo się cofa, a biskupi, krok za krokiem, idą do przodu. Tak oto na naszych oczach Platforma ściga się z PiS-em o miano partii bardziej przychylnej Kościołowi. Katolik Komorowski, katolik Kamiński, katolik Giertych - to dziś jej twarze. Biskupi mogą wybierać. I - znając ich, będzie tak: niektórzy pójdą za głosem serca, a inni - za głosem rozumu, bo co władza to władza. Ale nie skłóci to ich. A po tym wszystkim, jedni i drudzy, wystawią sowity rachunek. Robert Walenciak