To w stylu Tuska - przyjechać, pokazać się, powiedzieć parę trafiających w sedno zdań, raczej gładkich niż ostrych, i wyjechać. Tak, żeby płomień płonął, żeby ludzie go pamiętali. Ale tym razem i jemu się nie udało, bo on z kolei został "przykryty" przez swój suport, czyli przemawiającego przed nim redaktora "Liberte" Leszka Jażdżewskiego. Który w swoim wystąpieniu, poświęcił kilka zdań Kościołowi. One były w weekend szeroko cytowane, ale je przypomnę: "Ten kto szuka transcendencji i absolutu w Kościele będzie zawiedziony. Ten kto szuka moralności w Kościele nie znajdzie jej. Ten kto szuka strawy duchowej w Kościele wyjdzie głodny. Kościół katolicki w Polsce, obciążony niewyjaśnionymi skandalami pedofilskimi, opętany walką o pieniądze i o wpływy stracił moralny mandat do tego, żeby sprawować funkcję sumienia narodu." Po tych słowach ruszyła fala. "To przejaw nienawiści i piętnowania ludzi wierzących" - ocenił ks. Paweł Rytel-Andrianik. A Jarosław Kaczyński oświadczył, że kto podnosi rękę na Kościół, ten podnosi rękę na Polskę. Potem ruszyli prawicowi dziennikarze i blogerzy, a słowo hejt było najłagodniejsze w ocenie słów szefa "Liberte". Pytano się też, dlaczego nikt z obecnych na wykładzie na jego słowa nie zareagował? Wywoływani do tablicy Grzegorz Schetyna i Władysław Kosiniak-Kamysz położyli uszy po sobie, i skwapliwie - jak to się mówi w polityce - odcięli się od Jażdżewskiego. Że on to nie my. Że źle zrobił itd. "Uważam, że forma i to, co mówił Jażdżewski przed wykładem Donalda Tuska, było trudne do zaakceptowania" - to Schetyna. "Nie zgadzamy się na politykę w Kościele. Ale też na tych, którzy mówią i obrażają w jakikolwiek sposób całą wspólnotę Kościoła" - to słowa szefa ludowców. W ten sposób zostawili krytyków Kościoła na lodzie. Chaos? A broń Boże! Każdy zachował się w sposób charakterystyczny dla siebie, i zgodnie ze swoim interesem. Charakterystyczny dla siebie był prezydent Duda - wygłosił przemówienie, którego już nikt nie pamięta. Czy kogoś to dziwi? Tusk wygłosił porządne przemówienie, utkane złośliwymi (i celnymi) aluzjami pod adresem PiS. A potem sobie poszedł. Czy kogoś to dziwi? Leszek Jażdżewski, w roli przedstawiciela liberalnej inteligencji twardo skrytykował naszych purpuratów. Owszem, być może to zdziwiło Tuska, bo mieszka w Brukseli, ale przecież dla kogoś kto przebywa w Polsce, i widzi jak wiele się zmienia, słowa redaktora też nie mogły dziwić. Ostatnie dni, jeśli chodzi o relacje z życia Kościoła, przyniosły takie m.in. relacje. Gdy strajkowali nauczyciele, księża aktywnie ze strajkiem walczyli. "Swołocz", "obiboki i nieroby" - takie określenia padały z ambon. "Młodzież szkolną potraktowano jak zakładników. Skrzywdzono wrażliwość, idealizm, zaufanie ludzi młodych, dzieci i młodzieży" - to biskup Głódź. Jeżeli wobec nauczycieli przedstawiciele Kościoła byli surowi, to nie wobec władzy. Biskup włocławski Wiesław Mering tak zwracał się do Jarosława Kaczyńskiego: - "Bardzo bym chciał, panie premierze, żeby czuł się pan tu, między nami, człowiekiem nie tylko akceptowanym, ale podziwianym. Jesteśmy wdzięczni za wszystko, co pan robi i robił dla Polski. Pańskie sukcesy są naszymi sukcesami". Biskup Józef Zawitkowski apelował z kolei o nawrócenie się ludu stolicy i prosi o pomoc Chrystusa: "Chryste królujący krzyżem nad Warszawą z Zygmuntowej kolumny. Królu z mieczem, co broni Warszawy i dobro od zła oddziela, komuś Ty dał władzę nad Warszawą? Roztrzaskaj glinianych idoli LGBT, co po ludzku grzeszyć nie potrafią. Nie wstydzisz się, Warszawko? Nie! To Ty już wstydu nie masz! (...)Warszawa nierządem stoi. Pogruchoce Was Pan Bóg, jako ten garniec gliniany!" Swoje grzechy z kolei Kościół w wyjątkowy łatwy sposób relatywizuje i pomniejsza. Raport w sprawie pedofilii w Kościele (625 ofiar, 382 duchownych), opracowany na polecenie papieża Franciszka, obudowano takimi określeniami, jak potrzeba "okazania miłosierdzia sprawcom", "to jest problem całego świata", "tworzy się programy seksualizacji dzieci", itd. Nie ma siły, dla młodej, wielkomiejskiej inteligencji, a Jażdżewski mówi językiem znacznej jej części, to są słowa i zachowania gorszące. Biskup, który płaszczy się przed politykiem - to nie jest polski zwyczaj. To w Rosji. Księża, którzy wchodzą w buty partyjnych agitatorów - to wygląda z kolei jak jakiś powrót instytucji księży-patriotów. Stąd też słowa krytyki, które nie dotyczą wiary, Pana Boga, wiernych, tylko zachowań niektórych purpuratów. Bo jeżeli wchodzą oni na polityczny ring, to muszą się liczyć, że będą tam traktowani jak wszyscy inni... Ale - jeżeli kościoły im pustoszeją - czy można dziwić się, że uciekają pod osłonę państwa? Licząc, że znajdą pomoc, i zrozumienie...Przecież słusznie na to liczą! Jarosław Kaczyński stanął w ich obronie. Tylko, że to jest jego sukces, a nie ich. Bo któż jest teraz obrońcą hierarchów? Prymas? Jaki prymas? Ich obrońcą, gwarantem ich pozycji, jest Jarosław Kaczyński. A że wystawi za chwilę rachunek? Dziwi to kogoś? A Schetyna i Kosiniak-Kamysz? Oni też postąpili zgodnie z własnym interesem, i całkowicie słusznie. Bo Platforma, a PSL w jeszcze większym stopniu, nie jest partią hipsterów z Placu Zbawiciela w Warszawie, lecz partią lokalnych notabli. rozsianych po Polsce. Oni nie chcą walczyć z biskupami, z parafiami. Owszem, Kościół traci w wielkich miastach, ale, po pierwsze, mimo strat to wciąż wielka siła, a po drugie, oprócz wielkich miast są w Polsce miasta średnie, małe, i jest wieś. A tam proporcje są inne. Platforma może więc puszczać oko do grupy Polaków nastawionych antyklerykalnie, ale jest to tylko puszczanie oka. Nic z tego nie będzie. Tak jak wcześniej nic z tego nie było. Przypomnę, jak za czasów pierwszego PiS-u była wielka awantura o Kartę Praw Podstawowych (Polska jej nie podpisała). Bardzo wtedy pieklił się na to ówczesny lider opozycji Donald Tusk. I co się dalej zdarzyło? Platforma w roku 2007 wygrała wybory, a Donald Tusk, już premier, w swoim pierwszym przemówieniu ogłosił że Karty nie podpisze. Pochwalili go za to biskupi. Więc dlaczego dziś mamy dziwić się Schetynie i Kosiniak-Kamyszowi? W ich interesie (i ich partii) leży dogadywanie się z biskupami, a nie boksowanie. I tak będą działać. Czy więc jest ktoś, kto zachował się w ubiegły weekend inaczej niż powinien? Myślę, że tak. Jest w Polsce może kilkudziesięcioosobowa (a może kilkuset?) grupa dziennikarzy i publicystów, ludzi kultury, dopingująca PO. Ale oni widzą PO na swoje podobieństwo, więc naginają ją do siebie. To się sprowadza do wmawiania nam wszystkim, że PO jest liberalna, czy nawet liberalno-lewicowa, i oczywiście odważna wobec biskupów. W związku z tym, w dużym stopniu z powodu tej ślepoty i tych przekonań, taką właśnie Platformę przedstawiali, gromiąc wszystko co na lewo od niej. A Biedronia w szczególności. Charakterystyczne - po wystąpieniu Jażdżewskiego klaskali, podobał im się tak samo jak Tusk. A potem, jak Schetyna skrytykował Jażdżewskiego - zamilkli. Cisza. Tak człowiek się zachowuje, jak się budzi z ręką w nocniku.