O co chodzi z tym sukcesem? O to, że Biden zapowiedział, że w Poznaniu zostanie utworzone dowództwo V Korpusu armii USA. I będzie tam pracować około 300 oficerów amerykańskich. Na co Tusk odpowiedział (Dudzie), że to klapa, dowód na przedmiotowe traktowanie Polski, że nasi dyplomaci powinni działać ambitnie i starać się o rozmieszczenie w Polsce dwóch amerykańskich brygad, 30 tys. żołnierzy, to byłoby osiągnięcie. Innymi słowy, chciałby, żeby w Polsce powstał Fort Biden, stała wojskowa baza USA. Czym to różni się od wcześniejszych marzeń PiS-u o Fort Trump? Przypominam, słowo Fort Trump padło podczas wizyty Andrzeja Dudy w Waszyngtonie, w roku 2018, gdy usiłował namawiać prezydenta USA, by przeniósł część amerykańskich jednostek wojskowych z Niemiec do Polski, i otworzył w Polsce bazę, na kształt bazy Rammstein. O tych zabiegach opowiadał później tak: "Uśmiechałem się do pana prezydenta, że chciałbym, aby udało nas się wspólnie utworzyć stałą bazę amerykańską w Polsce, którą nazwiemy Fort Trump". Czyli, zgodnie z logiką Tuska, w roku 2018 Duda działał ambitnie i przedmiotowo. Choć jego uśmiech na Trumpa nie zadziałał, żaden fort w Polsce nie powstał. Z kolei dwa lata później, w sierpniu 2020 roku administracja republikańska podpisała z Polską umowę o lokalizacji wysuniętego dowództwa V Korpusu. Ale to było coś innego. Coś, co rozwija madrycki szczyt. Myślę więc, że na Madryt powinniśmy spojrzeć inaczej. Po pierwsze, jakoś trudno mi pogodzić się z ideą, że im więcej obcych wojsk na polskich ziemiach, tym lepiej. Być może jestem w tym poglądzie nienowoczesny, ale tak mam. Po drugie, mam wrażenie, że Polska ma dość mało atutów, by dyktować Ameryce postępowanie, i mówić jej ilu żołnierzy ma kierować nad Wisłę. Sytuacja wygląda przecież zupełnie inaczej - gdy Ameryka uznała, że jej żołnierze powinni stacjonować w Polsce, to oni się pojawili. Wylądowali w Rzeszowie, zabezpieczają tamtejsze lotnisko i rejon tranzytu towarów z państw NATO do walczącej Ukrainy. Czyli to nie nasze uśmiechy o takich sprawach decydują, lecz interes mocarstwa. Więc, po trzecie, Polska powinna zabiegać o te sprawy, które są w jej zasięgu. Na które może mieć wpływ, i które realnie mogą wzmocnić jej pozycję. Ale zanim wyjaśnię o co mi chodzi, dwa zdania wstępu. Przetacza się oto przez polskie media lament, że Ukraina przegrywa wojnę z Rosją, że może być katastrofa. Lament jest mniej więcej taki sam, jak dwa miesiące temu głośne były okrzyki, że Ukraina wojnę wygrywa. A ja pamiętam, że już w tym czasie dowódcy ukraińscy mówili, że wojna w Donbasie ma swoją specyfikę, i że szanse na sukces są tam jak 50:50. Oni to mówili, więc te szanse pewnie oceniali na mniej. Dlatego rozwój sytuacji na wschodzie Ukrainy nie powinien być dla nikogo zaskoczeniem. A patrząc na działania Rosji można też śmiało postawić inną tezę - że owszem, Ukraina ma kłopoty, ale Rosja tej wojny też nie wygrywa. Mamy klincz. I wzajemne wykrwawianie. Sytuacja jest ilustracją tezy, że wojna to długotrwałe działanie, i że ten ją wygrywa, kto jest do niej lepiej przygotowany. Lepiej i "głębiej", to znaczy ma większe zapasy. I teraz przejdźmy do Polski. Otóż oddaliśmy już Ukrainie 200 czołgów. Przesłaliśmy jej też armatohaubice Krab. I też aż się prosi zapytać, czy te straty jakoś uzupełniamy? Czy może jest tak, że wysłaliśmy na ukraiński front znaczną część naszego uzbrojenia, i teraz jesteśmy goli i weseli? Czy państwa Zachodu, tak chętnie obiecujące różnym stronom pieniądze, są gotowe te straty finansowo nam skompensować? Co z czołgami Leopard czy też z czołgami Abrams, które miały zastąpić wysłane na wschód T-72? Kiedy one będą? Jak pracuje polska zbrojeniówka? W jakim tempie budowane są kolejne Kraby? Czy przypadkiem nie jest to tempo ślimacze, i nie ma co się dziwić, skoro polskie zakłady zbrojeniowe to bardziej warsztaty niż nowoczesne fabryki? Wojna w Ukrainie, zaangażowanie w nią Stanów Zjednoczonych, to wszystko stwarza pewne okazje, by na fali zagrożenia szaleństwem Putina, doinwestować zbrojeniówkę, związać ją z najnowszymi technologiami i produktami, unowocześnić armię, itd. Bo jeżeli ma być, to niech będzie porządna. Ale w tych wszystkich połajankach Duda-Tusk akurat tego rodzaju gospodarskiej troski nie zauważyłem. Tylko wyścig, by coś efektownie powiedzieć i nawijać nam makaron na uszy. Robert Walenciak