Owszem, jest taka możliwość, ale przecież - póki co - rozmawiamy nie o wariantach hipotetycznych, ale o teraźniejszości, o tym, co dzieje się na granicy Polski i Białorusi. Otóż, ten stan wyjątkowy to dowód przynajmniej na dwie sprawy. Po pierwsze, to dowód na bezradność, na to, że rząd nie potrafi upilnować 200 km granicy, a 32 Afgańczyków wprowadza nasze służby graniczne, ministerstwo spraw wewnętrznych i całą partię rządzącą w spazmy. Strach pomyśleć w jakim byliby stanie, gdyby tych Afgańczyków (czy Irakijczyków, mniejsza o to) było 320. Albo trzy tysiące... Ta bezradność dotyczy także sytuacji wewnątrz kraju - władzę denerwują media, które relacjonują sprawę nie po jej myśli, denerwują organizacje pozarządowe, denerwuje opozycja. Ogłoszenie stanu wyjątkowego daje nadzieję, że to wszystko zniknie - bo wprowadza on m.in. zakaz zgromadzeń w tej strefie oraz zakaz przebywania tam osób niezameldowanych.... Tak oto władza chce z Polakami innym niż ona sobie poradzić. A teraz sprawa numer dwa. Otóż kryzys na polsko-białoruskiej granicy to także dowód na to, że propaganda jest tu najważniejsza. Że gdzieś w PiS-ie uznano, że straszenie ludzi wrogiem, to najlepsza metoda na prowadzenie polityki. Z tego punktu widzenia, im dłużej ci uchodźcy będą przy polskiej granicy, tym dla władzy lepiej. Bo zawsze może pokazywać jaka to groza, a ministrowie mogą fotografować się w otoczeniu ludzi w mundurach, jak dowódcy na wojnie. Ok, ktoś może zapytać: czy sobie nie zaprzeczam? Czy ta władza jest nieudolna, bo nie daje sobie rady z najprostszymi sprawami, czy - przeciwnie - supercyniczna, na zimno rozgrywająca sprawę uchodźców? Otóż, prawdziwe jest i jedno i drugie. W realnych działaniach - pisałem o tym zresztą tydzień temu - władza jest niesprawna, nie potrafi przeciwdziałać nadchodzącym niebezpieczeństwom. Spójrzmy choćby, jak buduje ten płot na granicy - krzywo powbijane kołki, one już się przewracają, dziadostwo to okropne. Ale, choć władza jest beznadziejna w czynach, to silna jest w gębie, i w manipulowaniu ludźmi. Napuszczaniu jednych na drugich, i straszeniu. Więc robi, to co potrafi najlepiej. Piszę te słowa, mając pełną świadomość , że mówię rzeczy oczywiste, że to nic odkrywczego. Że podobne słowa padły już z wielu ust. Ograniczę się więc tylko do Marka Sawickiego, ważnego polityka ludowców, który napisał tak: "jest to jednak w strategii i mentalności PiS, by dawać taki komunikat: mamy wielką wojnę, wielkie zagrożenie, tylko my was ochronimy przed atakiem strasznego Łukaszenki i jego hybrydowej wojny. To ma skupić Polaków wokół jednej sprawy i odwrócić uwagę od poważnych kłopotów rządu". Ekipa PiS nie odkrywa tu Ameryki. Propaganda strachu to nie jej wynalazek, inni też to robili. Także w Polsce. Jak ktoś nie wierzy, niech sobie przypomni, jak Donald Tusk straszył, po inwazji na Krym, że polskie dzieci nie pójdą do szkoły 1 września. I te strachy, przed Putinem, pomogły mu wygrać wybory. Dziś więc PiS robi mniej więcej to samo, co po inwazji na Krym robiła PO, tylko bardziej bezczelnie, z większym przytupem. Nie jest też wynalazkiem PiS-u opowiadanie, że my-władza walczymy z wrogiem, a zła opozycja temu wrogowi sprzyja. Żeby nie sięgać głęboko w historię - Władysław Gomułka oburzał się na polskich biskupów i kardynała Wyszyńskiego, gdy ci napisali list do biskupów niemieckich. Cała PRL-owska prasa biskupów potępiała. Ekipa Gierka potępiała z kolei KOR, wołając, że chodzi na pasku Wolnej Europy. O ekipie Jaruzelskiego chyba nawet nie trzeba wspominać. Za to warto przypomnieć, jak Solidarność dekorowała się we wszystkie cnoty patriotyczne, odmawiając innym tego prawa. Nie tylko SLD-owcom, ale i PSL-owi oraz Lepperowi... Wyjątkowo to było nieuczciwe i wredne. A teraz jako wzorzec patriotyzmu i mądrości przedstawia się PiS. Jak ktoś naiwny, niech w to wierzy. Jak ktoś strachliwy, niech tych zaklęć się boi.