Oczywiste jest przecież, że kontakty polsko-amerykańskie nie znikną, że będą trwać. Tylko, że ze strony Waszyngtonu będą je prowadzić Demokraci. I nieuniknione jest, że - chociażby w ramach omawiania współpracy wojskowej - pojawi się nazwa Fort Trump. Jako wspomnienie. Przypominam, słowo Fort Trump padło podczas wizyty Andrzeja Dudy w USA w roku 2018, gdy usiłował namawiać prezydenta USA, by przeniósł część amerykańskich jednostek wojskowych z Niemiec do Polski , i otworzył w Polsce bazę, na kształt bazy Rammstein. "Uśmiechałem się do pana prezydenta, że chciałbym, aby udało nas się wspólnie utworzyć stałą bazę amerykańską w Polsce, którą nazwiemy Fort Trump" - mówił Duda po spotkaniu z lokatorem Białego Domu. Miałem okazję rozmawiać na ten temat, w dobrej atmosferze, z pewnym amerykańskich dyplomatą. On nie ukrywał swego niesmaku. - Cóż oznacza, że Polska chce amerykańskich żołnierzy na swojej ziemi? - pytał mnie retorycznie. - Bo uważa, że ich obecność będzie gwarancją, że nikt Polski nie zaatakuje, bo będzie się bał przelewać amerykańską krew. Więc oznacza to, że Polska traktuje amerykańskich żołnierzy jako żywe tarcze, zabezpieczające ją przed Rosją. Zresztą, przedstawiciele polskiej władzy głośno mówią, że ta obecność to będzie rodzaj parasola, który pozwoli Polsce rozwinąć jej politykę regionalną. Więc cóż wy chcecie - żeby nasi żołnierze nadstawiali głowę za realizację waszych pomysłów? Ale jeszcze gorsze rzeczy usłyszałem, gdy rozmawialiśmy o Forcie Trump. O, mój rozmówca był wyraźnie zirytowany: "To wyraz lekceważenia prezydenta. Takie przekonanie, że złapie się na pochlebstwo, i podejmie decyzję. Proszę pana, amerykański prezydent podejmuje decyzje nie na podstawie pochlebstw, tylko amerykańskich interesów". Przypomnę, że komentarze związanych z PiS-e mediów brzmiały wówczas tak, że oto Duda sprytnie zagrał na ego Trumpa. No i były zachwyty, jak to Amerykę złapaliśmy... Jakim to cwanym chwytem... Dziś jeszcze bardziej dosadnie widać, że to była głupota. Administracja Trumpa tematu nie podjęła, na bazę w Polsce się nie zdecydowała. Bo umowa z sierpnia 2020, o lokalizacji wysuniętego dowództwa V Korpusu, to coś innego. Dziś też dosadnie widać, że te "cwane chwyty" Dudy miały bardzo krótki termin przydatności. I więcej z nich kłopotów niż pożytku. Bo teraz w USA rządzą Demokraci, którym nazwisko Trumpa jak najgorzej się kojarzy. Więc cóż będzie mówił Duda, jeżeli przyjdzie mu z nową administracją rozmawiać? Że chce rozwijać Fort Trump? A może będzie wołał, że chce rozwijać Fort Biden? Widzę zresztą jak polska dyplomacja staje na głowie, żeby ten nieszczęśliwy zwrot, symbol prymitywnego cwaniactwa, lizusostwa i uległości, wymazać z pamięci. "Nazwa »Fort Trump« była retorycznym zabiegiem mającym na celu zwięzłe opisanie tego, co Polska zamierzała osiągnąć w sferze bezpieczeństwa narodowego - stałej obecności wojsk amerykańskich w Polsce i większej obecności w regionie" - to fragment oświadczenia ambasady RP w Waszyngtonie. - "Nazwa ta nie pojawiła się w żadnych oficjalnych dokumentach czy umowach podpisanych między Polską a Stanami Zjednoczonymi, takich jak [EDCA] podpisana 15 sierpnia 2020 r." Tak oto niemądrymi hasłami, nieprzemyślanymi, polski prezydent i polska dyplomacja strzelili sobie w stopę. Podobnie jak i wtedy, kiedy wołaliśmy, ze jesteśmy liderem Trójmorza, po czym kolejne głosowania pokazywały, że to Trójmorze gremialnie głosuje inaczej niż Polska (i Węgry). A już nie wspomnę o fantazjach, że możemy być jednym z regionalnych sojuszników USA, tak jak Izrael czy Japonia. Bo Niemcy z tej roli się wycofały i my ich zastąpimy. Mój Boże, jakim trzeba być dyletantem, by tak bajdurzyć... I niech to będzie morał wynikający z tego nieszczęsnego "skrótu" Fort Trump. Że w polityce warto myśleć parę kroków do przodu, zachowywać się godnie, i trzymać się faktów a nie fantazji, nie bujać w obłokach. Bo lądowanie może być bolesne.