Bruksela i Waszyngton. Tam powinniśmy spoglądać. Oraz na Berlin, z tej przyczyny, że nasza gospodarka powiązana jest z niemiecką, 25 procent naszego eksportu trafia za Odrę, i te więzy są coraz mocniejsze. Ale polskie media, i w ogóle nasza opinia publiczna, Zachód traktują jako dość odległą galaktykę. Jak obce ciało. Rosja! To jest to! O Rosji mówi się najchętniej i z pasją. To wygląda tak, jakby czas się zatrzymał, jakbyśmy wciąż tkwili naszymi umysłami na wschodzie, żyli w epoce Układu Warszawskiego i RWPG. Że gdzieś daleko jest ten Zachód, skłócony, kolejne szczyty Unii wiszą na włosku i tak dalej, a my jesteśmy w tych swojskich klimatach, ze Związkiem Radzieckim na czele. Różnica tylko w tym, że wówczas korespondencje z Moskwy były miłe i pełne uznania, a teraz... A teraz są dwojakiego rodzaju. Pierwszy nurt jest prześmiewczy, typu "tylko w Rosji" albo "rosyjskie drogi". Składają się nań internetowe filmiki pokazujące tych Ruskich jako skończonych głupków i pijaków, którzy wczoraj wsiedli za kierownicę i cisną do dechy, którym znów coś się nie udaje, oczywiście z powodu wrodzonych ograniczeń umysłowych. Oto Rosja - zapita i śmieszna. Drugi nurt jest diametralnie inny. Tu korespondenci drżącym głosem informują, że Putin zwodował kolejny atomowy okręt podwodny. Że oto naciska Ukrainę i zaraz ją przejmie. Bo o Białorusi nie ma co mówić - wiadomo, Łukaszenka już dawno chodzi na kremlowskiej smyczy. Ale to dopiero początek, bo rosyjskie samoloty już dolatują do naszej granicy, a w Kaliningradzie ustawiono rakiety wycelowane w Polskę. Aha, poza tym szerzy się rosyjska agentura, znakomicie prowadzona. No i Rosja łamie świat (a Polskę w szczególności) polityką gazową. To są dwa wzajemnie wykluczające się obrazy Rosji, ale - jak widać - polski umysł jest w stanie coś takiego pogodzić. Szkoda, gdyż opowiadając takie rzeczy, tak wyobrażając sobie Rosję, błąkamy się w nierzeczywistości. To jest nierzeczywistość zbudowana przez polską prawicę, tę posolidarnościową, która patriotycznego natchnienia szuka w antyrosyjskości. Więc opowiada o rosyjskim zagrożeniu, i tak dalej, patriotycznym szantażem paraliżując polityczną konkurencję. PO w sprawie Rosji nawet nie zakwili. Lewica też siedzi cicho, szczęśliwa, gdy nie wypomina się jej czasów Polski Ludowej i zależności od Kremla. Uważam taki stan za ciężką chorobę. Psychiczną, oczywiście. Bo czymże jest przekonanie, że świat wyobrażeń to świat prawdziwy? Rosjanie nie są tacy głupi, jak ci pokazywani w prześmiewczych filmikach, bo podobne można skompilować i o Polakach, i o każdej innej nacji. Kreml nie czyha też na to, by podbić Polskę, bo, po pierwsze, nie za bardzo ma taki interes, a po drugie, nie ma na to szans. Rosja nie jest już supermocarstwem, jakim była jeszcze 25 lat temu, jednym z dwóch. Spadła piętro niżej, ale tam trzyma się mocno. Jak mocno? Moskwa ma pieniądze, jej deficyt budżetowy oscyluje blisko zera, a dług publiczny wynosi około 12 proc. PKB. Dla porównania - Polska regularnie notuje paroprocentowy deficyt budżetowy, a nasz dług publiczny wynosi ponad 55 proc. PKB. Rządzący na Kremlu wiedzą więc, że Rosja ma przestrzeń, by się zadłużać, ale przecież też wiedzą, że za chwilę mogą przyjść dla niej trudniejsze czasy. 80 proc. eksportu Rosji to ropa, gaz, metale i drewno. Rewolucja łupkowa w Stanach Zjednoczonych i gwałtowny spadek cen gazu naruszyły potęgę Gazpromu. Taniejąca ropa każe rewidować rosyjskie rachuby w dół. Tym bardziej, że Chiny już załatwiły sobie dostawy taniego gazu i ropy z innych państw. Prezydent Putin cieszył się niedawno z coraz lepszych wyników eksportu rosyjskiej broni. W roku 2012 osiągnął rekordową on sumę 15,2 mld dolarów, a w roku 2013 będzie jeszcze większy. No dobrze, ale w tymże roku 2012 Polska wyeksportowała żywność na sumę 17,9 mld euro. A w roku 2013 eksport naszej żywności dobije 19 mld euro. Rosja w ostatnich dniach poczyniła kroki, by mocniej związać ze sobą Ukrainę i Białoruś, jednej oferując pożyczkę w wysokości 5 mld dol, drugiej w wysokości 2 mld dolarów. Ale przecież ta dolarowa dyplomacja ma też swoją drugą stronę - Rosja płaci i traci pieniądze zamiast inwestować je u siebie, a niewiele za to dostaje. Pozory wierności. Bo przecież w sukces Unii Euroazjatyckiej, czyli unii celnej Rosji, Kazachstanu, Białorusi i Ukrainy, nie wierzą nawet najwięksi jej zwolennicy. Zwłaszcza że prognozy dotyczące wzrostu gospodarczego w Rosji trzeba korygować w dół - nie będzie taki, jak planowano - 3,4 proc. PKB, ale prawie trzykrotnie niższy. Ten kraj potrzebuje inwestycji, technologii i współpracy z Zachodem. Bo choć do Moskwy zjeżdżają przywódcy z całego świata, to bogaci moskwiczanie kupują domy w Londynie, a swoje dzieci wysyłają na studia nie do Pekinu czy Caracas, ale do Wielkiej Brytanii i USA. Tak więc zamiast się na Rosję indyczyć, warto popatrzeć na nią zimnym okiem, żeby na zimno robić z nią interesy. Proste otwarcie granicy z Kaliningradem przyniosło naszym kupcom około 200 mln zł rocznie. Spróbujcie teraz te przejścia zamknąć, a zobaczycie, jakie będą protesty. Po obu stronach granicy. W sprawach gazu też nie ma co się handryczyć - tylko trzeba skończyć budowę gazoportu w Świnoujściu (potwornie się opóźnia). Po Porcie Północnym (dziękujemy ci, Edwardzie Gierku) będzie to drugie okno na świat. I tak dalej. W sumie - ta gra z Rosją nie na okrzykach polega. Niby to banał, więc może ktoś mi wytłumaczy, dlaczego wciąż tu tyle hałasu?