Dlaczego może się nie wgryźć? Ano dlatego, że nasz system partyjny jest zabetonowany. Po pierwsze, mamy 5-procentowy próg wyborczy, który przekroczyć nie jest łatwo. Po drugie, partie są finansowane z budżetu państwa, a na dodatek prawo zabrania przyjmowania przez partie pieniędzy z innych źródeł. Blokuje to skutecznie wejście na scenę innych podmiotów politycznych, bo nie mają za co. Jest jeszcze trzeci element: głosy wyborców zdobywa się w 44 okręgach. Żeby mieć sukces, Palikot musiałby mieć 43 "lokomotywy wyborcze" (sam jest czterdziestą czwartą), które przyciągałyby wyborców. Nie widać ich w otoczeniu posła z Lublina. Bez struktur i bez liderów jakakolwiek organizacja nie może istnieć - to mogą być tylko happeningi Janusza P., ale nic więcej. Partia Kobiet, Zieloni, Polska Partia Pracy, "Racja" - jest dość przykładów na potwierdzenie tezy, że budowa partii takiej, która liczyłaby się przy rozdawaniu kart, to dzieło, które zazwyczaj się nie udaje. A ograniczam się przecież tylko do niektórych przykładów z lewej strony sceny politycznej. Rzecz jednak w tym, że Palikot nie mieści się w tej wyliczance. Jego inność polega na umiejętności przebicia się do mediów i przyciągnięcia uwagi. On potrafi narzucić im temat dnia, zmusić media, by mówiły o nim, o jego ostatnim pomyśle. Ba, o wpisie na blogu. Palikot przez ostatnie lata te umiejętności wykorzystywał i rozwijał, pełniąc rolę dyżurnego zagończyka PO. To wyglądało mniej więcej tak, że jak Platforma miała jakieś kłopoty, wtedy wkraczał do akcji, mówił coś "mocnego" na temat Kaczyńskich, wybuchała awantura, a przy okazji reflektory schodziły z PO i koncentrowały się na PiS. Tymi wycieczkami zapracował na nienawiść PiS-u i Kaczyńskich, no i prawicowych dziennikarzy, którzy - z ich punktu widzenia to przytomny ruch - zaczęli nawoływać do jego bojkotu. Na zasadzie takiej, że niszczy demokrację. To było śmieszne, bo w porównaniu z Kaczyńskim, z jego językiem i etykietowaniem przeciwników, Palikot to jest makowa panienka. Tyle że w Polsce jest tak, że widzimy źdźbło w oku innych, a belki w swoim to już nie. Więc wyszło na to, że Palikot był niedobry, bo poniżał nie tych co trzeba. Zastanówmy się, cóż się stanie, kiedy Platforma straci takiego żołnierza? Ba! Na prostej stracie się nie kończy, bo - to nieuchronne - Palikot będzie przygryzał swym niedawnym kolegom. Zresztą już to czyni, głosząc, że PO nie jest już liberalna tylko konserwatywna, że chce tylko być u żłobu i nic poza tym jej nie interesuje. "Platforma straciła powab uroczej panny i stała się dupowatą, starą, zgryźliwą i zgnuśniałą ciotką" - pisze. A ja bym dodał: ciotką Radziszewską. Możemy więc stwierdzić, że 3 października PO straciła obrońcę, a zyskała krytyka. Pamiętajmy też, że Palikot skupił wokół siebie specyficzne grono ludzi najbardziej w anty-kaczyźmie nieubłaganych, a w związku z tym najbardziej oddanych Platformie i chętnych do różnych anty-PiS-owskich działań. Teraz tego nie będzie. To grono będzie pracować na swoim. Czyli nie będzie oglądać się na to, czy dany temat pomaga Tuskowi czy nie, ale czy pomaga partii Palikota. W co będzie grał Palikot? To wiemy, bo przedstawił w Sali Kongresowej swoich 15 punktów. Majątek Kościoła, religia w szkole, in vitro, prawo do przerywania ciąży, wpływ biskupów na życie publiczne, parytety - to są elementy, które mają przynieść mu sukces. Do tej pory Platformie udawało się te tematy zamiatać pod dywan. Powtarzała, że to sprawy nieistotne, że nie warto o tym mówić, bo po co dzielić Polaków, bo przecież jest "kompromis". No więc czas tego chowania się skończył, a to oznacza, że debata publiczna może skręcić w kierunku tematów niewygodnych dla Platformy, dzielących tę partię. PO teraz, gdy odskoczy jej lewe skrzydło, będzie miała dwa wyjścia. Może nie robić nic, więc - siłą rzeczy - będzie bardziej prawicowa i tu szukać swych wyborców. Coraz mniej będzie różnić się od PiS-u, ale w ten sposób na lewicy rzeczywiście otworzy się spora przestrzeń polityczna. Palikot to czuje i wyraźnie ma ochotę na tych terenach pohulać. PO może też próbować walczyć o tych wyborców. Odbudować utracone skrzydło. Czyli będzie musiała przejąć przynajmniej część haseł Palikota. Zacząć mówić to, o czym mówić nie chciała. Tak czy inaczej ruch Palikota odblokowuje publiczną debatę. Wchodzą na nią postulaty liberalno-lewicowe. A mają sporą przestrzeń polityczną, bo jeżeli SLD dostaje w ostatnim sondażu 15 proc., a partia Palikota - 4 proc., to razem jest 19 proc. Elektorat lewicowy, te 20-25 proc. społeczeństwa, najwyraźniej zaczyna czuć, że może znów wejść do gry. I to - niezależnie od intencji Palikota i jego przyszłych losów - właśnie się stało. Robert Walenciak Forum: Czy ewentualna partia Palikota ma szansę na sukces?