To nie jest jednorazowy wyskok. Czarzasty od jakiegoś czasu chodzi po mediach z tą deklaracją - PiS łamie prawo, i pójdzie za to siedzieć. Wcześniej lub później, bo przecież nie będzie rządził do końca świata. Mówi to, i patrzy PiS-owcom w oczy. Można na te słowa wzruszyć ramionami, wyśmiać je, uznać, że to tylko bezsilne groźby szefa partii, która jest poza parlamentem, wobec partii, która ma 30-40 proc. poparcia, i wszystkie instrumenty władzy w swoich rękach. Ale ja tak wesoły bym nie był. Z kilku powodów. Czarzasty powtarza swoje słowa od jakiegoś czasu, widać więc, że spotykają się one z dobrym odzewem, podobają się wyborcom. Dają mu popularność. Poza tym, są one dla niego bardzo wygodne. Po pierwsze, budują jego pozycję jako tego twardego antypisowca, coś co go wyróżnia na tle miękkiej PO. A że twardość w polityce lepiej się sprzedaje, niż miękkość i niezdecydowanie, to dodatkowy w tej sytuacji bonus. Po drugie, oddalają wszelkie wrzutki ludzi PO, że SLD to jest partia, która za stołki pójdzie i z PiS-em, więc prawdziwy antypisowy wyborca musi głosować na Platformę. Więc Czarzasty, który ogłasza, że będzie wsadzać łamiących prawo PiS-owców do więzienia, ucieka od tych "oskarżeń". To on jawi się jako ten, kto przypilnuje Platformę, by wobec PiS była zdecydowana, i nie kluczyła. Tak to wygląda z poziomu bieżącej polityki. Ale rzecz jest bardziej poważna. Otóż, mówiąc w sposób otwarty o wsadzaniu do więzienia, Czarzasty wprowadza do języka obecnej opozycji szczególny rodzaj ludzkich emocji - chęć odwetu i poniżenia przeciwników. Tymi emocjami grał przez lata PiS, obiecując rozprawę z elitami, wyrzucanie ludzi PO ze stanowisk, i stawianie ich przed sądem. Myślę, że wizja tego wielkiego rewanżu i wielkiej zemsty, czym karmiono elektorat, pomogła PiS-owi uzyskać dobry wyborczy wynik, i władzę. A jeszcze wcześniej, pomogła przetrwać trudne lata w opozycji, i seryjnie przegrywane wybory. Teraz rozprawą à rebours kusi szef SLD. Jest w Polsce klimat na tego rodzaju retorykę. Na spotkania z liderami PIS przychodzą ludzie z opozycji i krzyczą "będziesz siedział!". Zresztą, po ostatnich wydarzeniach przed Sejmem, ten klimat jeszcze narasta. Powód jest. Bo niewątpliwie przyjęcie ustaw, które podporządkowują PiS-owi Sąd Najwyższy to przekroczenie Rubikonu. To zmiana ustroju. Forma, w jakiej to uczyniono, pogarda wobec opozycji, której ograniczano do 30 sekund możliwość wypowiedzi, nazywanie jej "bydłem" itp., też swoje robi. Nastroje wśród twardych antypisowców są gorące, więc zapowiedź, że nadejdzie czas odwetu, jest tam dobrze przyjmowana. I nieważne, że mówi o tym głośno szef partii, której nie ma nawet w Sejmie. Bo on zmusza tych innych, bardziej umiarkowanych, do zaostrzenia retoryki. Oni już od tego nie uciekną. Więzienie dla PiS-owców - to już jest jak program wyborczy. Ale kij ma dwa końce. No bo jak na te słowa mogą reagować liderzy PiS, czy też pisowscy urzędnicy? Oni już wiedzą, że jest na poważnie, że rzeczywiście, przy zmianie władzy, mogą stracić wszystko. Więc oczywiste jest, że zrobią wszystko, by tej władzy nie oddać. A mają w swych rękach potężne instytucje. Ministerstwo Finansów, które sypnie tam gdzie będzie musiało, albo wyśle kontrolę, policję, tajne służby, prokuratorów, a za chwilę będą też mieli Sąd Najwyższy, który zatwierdza wyniki wyborów. Nie mam wątpliwości - oni tych narzędzi użyją... Wystarczy zresztą wsłuchać się, w to co mówią liderzy PiS - z ich słów łatwo wywnioskować, że warianty oskarżenia opozycjonistów i powsadzania ich do więzień już przedyskutowali. "Proszę zwrócić uwagę: w Hiszpanii ludzie, którzy wzywali do buntu przeciw demokratycznemu rządowi, siedzą w więzieniach z perspektywą kilkunastoletnich wyroków. A jak nazwać to, co robi Schetyna, jeśli nie wzywaniem do buntu, łamania prawa?" - mówił w ostatnim swoim wywiadzie Jarosław Kaczyński. Wicepremier Gliński z kolei dokonał takiej analizy - "Zapełnienie więzień opozycją, nawet jeśli jest to uzasadnione, jest bardzo niebezpieczne politycznie. Zrobią z siebie ofiary prześladowań pisowskich". Czyli, z tych słów wynika, że nie wsadzają, ale tylko dlatego, bo uznali, że to im się nie opłaca. Jeszcze. Mamy więc taką sytuację, w której PiS i anty-PiS rywalizują nie tylko o władzę, ale o to, kto kogo wsadzi do więzienia. Kto kogo wyeliminuje. Fizycznie. To jest oczywiście sytuacja paskudna, i wielkim trzeba być optymistą, by sądzić, że wyjdziemy z niej bez szwanku, przy tym poziomie napięcia i wzajemnej wrogości. Co tu się rozwodzić - gdyby takie nastroje były w Polsce w roku 1989, to PZPR nie oddałaby władzy. Przynajmniej dobrowolnie. Ci z MSW i MON broniliby jej do upadłego. I Jaruzelski z Kiszczakiem i Rakowskim, nie narzuciliby aparatowi swojego zdania. To jest kłopot każdej autorytarnej ekipy - strach przed ewentualnym oddaniem władzy. Bo boi się rewanżu, wyciągania na światło dzienne brudnych spraw, ciągania po sądach, ewentualnych wyroków. Zwłaszcza, że pod ręką ma tajne służby, prokuraturę, własne media... A jak pokazują ostatnie lata państw o "trochę innej" demokracji, takie jak Turcja, Białoruś czy Węgry, to są skuteczne narzędzia. Życie publiczne w III RP wyglądało zawsze tak, że nie brakowało tu oskarżeń, wielkich słów, ciskanych gróźb. Ale mało kto tym się przejmował. Oni sobie gadali, a życie toczyło się swoją drogą. Taki folklor, dość w sumie zabawny. Teraz ta granica została przekroczona. I to już nie jest śmieszne.