Po pierwsze dlatego, że mam zakodowaną nieufność do odgórnie zamawianych materiałów (artykułów, programów, filmów itd.), zwłaszcza na tematy tzw. patriotyczne. Przeważnie wychodzi z tego - z jednej strony - dydaktyczna nuda, a z drugiej - jest to wspaniały sposób dla różnych trzeciorzędnych "twórców" i cwanych producentów, by zarobić kupę kasy za byle co. Państwo w roli patrona państwowotwórczych dzieł wypada słabo i rzadko kiedy dzieło jest warte wpompowanych weń pieniędzy. To nie jest dobra droga. Po drugie, nawet jeżeli założymy, że patronat państwa i instytucji z państwem związanych nad produkcją dotyczącą tzw. dumy narodowej będzie powściągliwy, to i tak to wszystko będzie jak grochem o ścianę. Sęk bowiem w tym, że dzisiejsza polska prawica nie tylko odbiega od europejskich standardów, jeśli chodzi o państwo prawa itd., ale także jeśli chodzi o tak wydawałoby się proste sprawy, jak pojmowanie tego, jakie czyny są sukcesem narodu, a o jakich lepiej zapomnieć - kogo warto wspominać, a kogo nie. Nie tak dawno dość dużą popularnością w sieci cieszył się filmik, na którym pewien młody Polak tłumaczy w londyńskim metrze (zdaje się, jakiemuś Hindusowi), że Polacy to wielki naród, że mieliśmy Dywizjon 303 i w ogóle, i co prawda o tym inni nie pamiętają, to znaczy Anglicy, ale... To były żałosne piski jakiegoś outsidera, pokazujące, jaki bałagan w głowie mają współcześni Polacy. Lotnisko Northolt, na którym stacjonował Dywizjon 303, jest wciąż czynne. Obecnie lądują na nim małe samoloty prywatne, a obok niego przebiega autostrada A40, łącząca Londyn z Birmingham. Gdy dojeżdżamy do lotniska, wita nas wielki drogowskaz Polish Military, a także model Hurricane’a - takiego, na jakich latali polscy lotnicy w roku 1940. Hurricane jest w barwach z tamtego czasu, brytyjskich, ale z szachownicą na silniku. Widać ją z autostrady doskonale. Innymi słowy: każdy jadący autostradą A40 kierowca dowiaduje się, że w czasie II wojny światowej w Northolt stacjonowali polscy lotnicy, i że musieli być dobrzy, skoro się ich honoruje. Ha! Trudno mi sobie wyobrazić lepsze uhonorowanie i polskich lotników, i ich ojczyzny. Anglicy mają to do siebie, że potrafią docenić wybitne postaci i potrafią oddać im hołd. Centrum Londynu to Trafalgar Square (od bitwy pod Trafalgarem) - zdobi go kolumna Nelsona i tak dalej. Chodząc po Londynie co rusz natykamy się na wspomnienia zwycięskich wodzów albo mądrych administratorów. Wszystko to jest hołdem dla brytyjskiej dumy narodowej. Każdy młody Anglik, chcąc nie chcąc, chłonie to przesłanie - że Wielka Brytania jest wielka, że trzeba być z niej dumnym. A my? Jaka jest, według PiS-u, polska duma narodowa? To nie ma nic wspólnego z brytyjskim Trafalgar Square, to jest sławienie klęsk, przegranych wodzów i wszelkich nieszczęść. Jarosław Marek Rynkiewicz w pigułce. Kogo chce upamiętniać i jakie pomniki stawiać polska prawica? Nieszczęsnym wodzom Powstania Warszawskiego, mimo że gen. Anders chciał ich stawiać (i słusznie) pod sądem wojennym. Nieszczęsnym "żołnierzom wyklętym", skazanym na klęskę, a pod koniec ich zmagań, na odrzucenie. No, ale PiS uważa się za ich kontynuatorów, dopisuje do tego katastrofę w Smoleńsku, czyli symbol bałaganu, kłótni, niekompetencji... Zdradzeni o świcie - to porusza polską duszę. To znaczy - PiS-owską. Więc będziemy mieli ulice nazwane nazwiskami kolejnych żołnierzy Powstania Warszawskiego, kolejnych "wyklętych", teraz do tego dojdzie upamiętnianie smoleńskiego lotu... I jakimi wartościami młody Polak będzie nasiąkał? Że zawsze przegrywamy, że zawsze inni nas ogrywają, że nie potrafimy... A przecież to bzdura! PiS-ie obudź się! Swego czasu mieliście ministra kultury, który próbował wepchnąć do narodowego kanonu polskich zwycięzców. Przypominał hetmana Żółkiewskiego i króla Stefana Batorego. Tych wybitnych wodzów, o których z szacunkiem mówiła cała Europa, i znakomitych administratorów, mamy więcej. Zamiast nazywać ulice nazwiskami kolejnych "żołnierzy wyklętych", nazwijmy je nazwiskami polskich zwycięzców. Czekam na ulice i pomniki hetmanów Koniecpolskiego, Gosiewskiego, Chodkiewicza, Żółkiewskiego, Sobieskiego, Czarnieckiego... Hipolit Cegielski i Stanisław Staszic są na szczęście upamiętnieni, ale wciąż za mało mówi się o takich wielkich Polakach, jak Władysław Grabski, Eugeniusz Kwiatkowski, a także tych, którzy po II wojnie światowej budowali polski przemysł - Polską Miedź, Petrochemię, elektronikę (któż o niej pamięta?) siarkę, Port Północny... To się samo nie zrobiło, te inwestycje budowały siłę naszego kraju, a nie biegający, do połowy lat sześćdziesiątych, gdzieś po lasach Lubelszczyzny, partyzant. Pomniki, nazwy ulic - to pierwsza lekcja wychowania obywatelskiego, to kamienne tablice, pokazujące kolejnym pokoleniom tych, których trzeba szanować i naśladować. To jest jak wypalone żelazem znamię na duszy. Dlatego tak ważne jest, jaki rodzaj patriotyzmu i dumy narodowej obecna władza wybierze - czy ten łzawy, że nas ogrywają, promujący outsiderów i pomagający im wytłumaczyć porażki, czy patriotyzm ludzi czynu, zwycięzców.