Naprawdę trzeba wielkiej wyobraźni, by uwierzyć, że jesienią 2009 roku podczas remontu w Samarze zamontowano w samolocie TU 154 bomby. W skrzydłach i pod pokładem. Potem, przez prawie pół roku, choć ten samolot latał i był wielokrotnie sprawdzany, nikt tych bomb nie zauważył. Potem, akurat tym samolotem (były dwa TU 154) delegacja wybrała się do Smoleńska. I trach, wyszła mgła. A potem drugie trach, sto metrów przed brzozą nastąpił pierwszy wybuch, odpadło skrzydło. Ale piloci tego nie zauważyli, jak wynika z zapisu czarnych skrzynek, dalej zniżali samolot. A potem nastąpił drugi wybuch, samolot się rozpadł. I tylko nie wiadomo, kiedy zarejestrowane zostały krzyki pilotów, czy po tym drugim wybuchu, czy przed (którego zresztą nie słychać). Ok, nie mam zamiaru znęcać się nad Antonim Macierewiczem i jego dziełem. On swoje zrobił. Miał wystąpić, miał powiedzieć , że był zamach, i to z pełnym przekonaniem. Fakty akurat nie były tu istotne. Za to istotne było (i jest), co dalej. Jak ogłoszą to światu - Jarosław Kaczyński, pisowscy politycy i dziennikarze, telewizja Jacka Kurskiego. A oni ogłaszają to na ostro. Że nie ma żadnych wątpliwości. - To był zamach - woła Jarosław Kaczyński. A oni wszyscy, jemu podlegli, wołają: zamach, zamach, bomba, bomba! Tak oto staliśmy się uczestnikami jednej z najbardziej bezczelnych a i najciekawszych operacji socjotechnicznej w III RP. PiS będzie nam wszystkim wmawiał, że był zamach. Jednych będzie brał na huk (bo przecież wszyscy mówią, że zamach, chyba już nie ma żadnych wątpliwości...), innych na Putina (jeżeli jest zdolny do napadania na Ukrainę, do prób zamachów na Zełenskiego, to nie był zdolny do zamachu na polskiego prezydenta?), wreszcie na litość (w tak trudnych czasach powinniśmy być zjednoczeni i się nie kłócić) i wrodzone ludzkie lenistwo (po co się w takiej sprawie kłócić, milczę, choć swoje wiem). Ilu w ten sposób da się przeciągnąć na stronę zwolenników zamachu? Najbliższe sondaże pewnie to pokażą. W każdym razie nie będzie to koniec całej operacji, lecz dopiero początek. A co dalej? Odpowiedź jest prosta - skoro był zamach, to trzeba rozliczyć winnych. Mówi to zresztą Kaczyński w wywiadzie dla PAP: - W sensie faktu, że był zamach, i że to była przyczyna katastrofy i śmierci 96 osób, w tym prezydenta Polski, a dla mnie brata bliźniaka, nie mam żadnych wątpliwości. Do ustalenia na poziomie procesowym jest jeszcze tylko to, kto za to odpowiada. Tutaj jest jeszcze praca do wykonania. Nie ma ludzi niewinnych, są źle przesłuchani. Jarosław Kaczyński sobie nie folguje. W kolejnych wywiadach zdążył powiedzieć, że ci, którzy mieli inne zdanie w sprawie Smoleńska niż on sam, to lobby rosyjskiej agentury. I insynuuje prostą zależność - zamach to robota Rosjan, ale mieli tu oni swoich pomagierów. Świadomych i nieświadomych. I teraz trzeba ich wyłapać, i postawić, może nie przed sądem, bo na tyle przytomny Kaczyński jest, wie, że przed sądem trzeba mieć jakieś "materiały procesowe", ale wyrok może wydać przecież "opinia publiczna". Czyli pisowscy dziennikarze i politycy. I wskazywać, za prezesem, kto agent, kto szkodnik itd. Tak oto Kaczyński buduje nam nowy świat. Świat, w którym wersją główną będzie teza o zamachu w Smoleńsku. Na Lecha Kaczyńskiego, który przeciwstawiał się Putinowi, i był dla niego zagrożeniem. Drugim wątkiem będzie podział na patriotów i tych innych, zwykłych zdrajców, agentów Moskwy, no i też tych, którzy dali się zmanipulować. A potem będą konsekwencje tego podziału - oczywiste, przecież nikt na agenta nie zagłosuje, więc pozostają do wyboru patrioci. Ci, którzy zawsze mieli rację. Czyli PiS na najbliższe kilka kadencji. Czy taki plan ma szansę zaistnienia? A dlaczego miałby nie mieć szans? Spójrzmy na Rosjan - przecież oni naprawdę wierzą, że armia rosyjska denazyfikuje Ukrainę, i ją wyzwala, i że to jest szlachetne. 80 proc. Rosjan ufa Putinowi, mimo że ciągnie ich kraj w przepaść. Żyją więc w nierealnym świecie. Podobnych przykładów szaleństw narodów jest od groma. Polityka nie polega przecież na faktach, tylko na tym w co się wierzy. Odnoszę przy tym wrażenie, że Kaczyński jest przekonany, że ta jego operacja się powiedzie. Ewidentnie widać, że starannie się do niej przygotował, że wszystko jest rozpisane. Posłuchajmy zresztą jak mówi, jak przekonuje. Jak oskarża Tuska i innych swoich wrogów. Czuje, że ma niepowtarzalną szansę trwale ich oplakietkować - jako zdrajców, ludzi wysługujących się obcym. I o to mu chodzi.