I ufaj tu dziennikarzom i ich opiniom... Podobnie możemy patrzeć na ostatnią awanturę, związaną z ratyfikowaniem Funduszu Odbudowy. Platforma, wszyscy o tym piszą od paru dni, została w tej sprawie ograna, ale przecież nie z powodu nadzwyczajnej przebiegłości PiS-u i Lewicy, tylko z powodu własnych błędów. Jeszcze w grudniu 2020 Borys Budka zarzekał się, że PO poprze ratyfikację w Sejmie Funduszu Odbudowy. "Zawsze będziemy wspierać racjonalną, dobrą politykę zagraniczną rządu" - mówił w "Rzeczpospolitej". I dzisiaj, gdy słyszę głosy niektórych komentatorów, którzy mówią, że to jest szansa, żeby zagrać na nosie PiS-owi i doprowadzić do upadku rządu, dzięki głosowaniu przeciwko temu funduszowi, to burzy się we mnie krew. Są granice politycznego wyrachowania". Parę tygodni później Platforma zaczęła tak właśnie grać. W dodatku w oderwaniu od rzeczywistości. "Polityczna fatamorgana" Pierwszym znakiem odklejenia się od świata była wiara, że za chwilę koalicja rządząca się rozpadnie. Że to nie pękanie, nie gnicie, tylko lawina. Że Gowin zmieni front, że będzie "rząd techniczny", który przeprowadzi wcześniejsze wybory. "Perspektywa przyspieszonych wyborów zawisła nad Polską" - takie zapowiedzi można było przeczytać w "Gazecie Wyborczej". - "Trzaskowski premierem, Hołownia prezydentem. Opozycja musi pokazać personalia". Drugim objawem tej samej choroby, było przekonanie, że ten rozpad można przyspieszyć wetując ratyfikację Funduszu Odbudowy. Ramię w ramię ze Zbigniewem Ziobro. Że wtedy Kaczyński zostanie rzucony na kolana i sam będzie prosił PO o poparcie. To była polityczna fatamorgana. Towarzyszyło jej trzecie przekonanie - że pieniądze z Funduszu Odbudowy dadzą taką siłę PiS-owi, że zarzuci Polskę kasą, i wygra kolejne wybory. Nagle więc pojawili się w gronie PO zwolennicy koncepcji, by FO wetować, bo inaczej będą rządy PiS-u przez kolejne 6 lat. Więc im gorzej, tym lepiej! A tym wszystkim złudzeniom sekundowała wiara, że Platforma to absolutny lider i busola opozycji, i inne partie, Lewica, PSL, Polska 2050, muszą postępować wedle jej życzeń. W ten sposób w sprawie Funduszu Odbudowy opozycja nie miała wspólnego stanowiska. PO nawet o to nie zabiegała. Tego stanowiska opozycja nie miała też w sprawie Rzecznika Praw Obywatelskich, bo gdy Lewica wysunęła Piotra Ikonowicza, to PO czym prędzej zrewanżowała się mało znanym, choć zacnym profesorem z Lublina. "Politycy PO krzyczą na siebie" W kilka miesięcy Borys Budka popełnił całą paletę politycznych błędów. Źle oceniał sytuację, dał się ponieść złudzeniom, nie pracował z potencjalnymi sojusznikami, ba, ostentacyjnie ich lekceważył. Raz mówił to, raz tamto. Nie pracował też ze swoim klubem, bo jak się okazało, posłów PO w ogóle nie było przy konsultacjach w sprawie Krajowego Planu Odbudowy. Koniec, kropka - jeśli politycy PO krzyczą dziś o wiarołomności Lewicy, bo ta dogadała się w sprawie poparcia Funduszu Odbudowy, to krzyczą na siebie. Zresztą, te krzyki, te poszukiwania słów jak najbardziej obelżywych, żeby dopiec Zandbergowi i Czarzastemu, to wszystko jest żałosne. Bo przecież inwektywami mandatów poselskich Platforma ich nie pozbawi. A za chwilę będzie chciała znów budować "jedność opozycji", i do nich przyjdzie. I jak to sobie wyobraża? Grono kibicujących publicystów Mam własną teorię na temat postępującego upadku PO i Borysa Budki. Otóż partia ta otoczona jest szerokim gronem kibicujących jej publicystów. Oni co chwila pokrzykują, jak Budka powinien postępować, ustawiają go raz tak, raz siak. A on im ulega. A ponieważ są to przeważnie głupie podpowiedzi, więc on co chwila wpada na minę. A oni, ci komentatorzy, bez litości go za to szargają, bo już nie pamiętają co mu wcześniej radzili, oni już są na innym etapie. Tak właśnie wygląda ogon, który kręci psem.