Skupiłbym się na sprawie szerszej - otóż na naszych oczach następuje przemiana PiS-u bojowego, który zamierzał wywracać III RP, w PiS nieagresywny, prawie taki jak ciepła woda w kranie. Owszem, ta partia pokrzykuje, wymyśla przeciwnikom, ale to są słowa. Zaczepia polityków opozycji, ale już nie duże grupy społeczne. Mamy więc czas odwrotu, zamykania frontów. I tylko pozostaje pytanie, czy to efekt zbliżających się wyborów, kiedy trzeba schować Antka Macierewicza, żeby nie straszył wyborców, czy to to wynik oporu, z którym PiS się zderzył. I się od tej ściany odbił. Myślę, że obie odpowiedzi są prawdziwe. Jeśli chodzi Macierewicza, to sprawa jest chyba oczywista, jest on w PiS chowany. Najbardziej dobitnym tego przykładem była prezentacja tzw. raportu technicznego podkomisji smoleńskiej, kiedy TVP Info zupełnie ją pominęła, transmitując przesłuchanie komisji ds. Amber Gold. No, gdzie jak gdzie, ale w telewizji Jacka Kurskiego wiedzą, kto w PiS-ie jest dobrze notowany, a kto dołuje. Nie wiemy tylko, jakie są powody, że Macierewicz popadł w "wewnętrzną zsyłkę". Czy dlatego, że prace jego podkomisji dotyczące katastrofy smoleńskiej kończą się kompromitacją? A może dlatego, że chciał w PiS rozdawać karty, a to przywilej zastrzeżony dla jednej osoby? A może po prostu z powodów wyborczych? W każdym razie, były szef MON jest na aucie, może jedynie liczyć na kluby "Gazety Polskiej", na nic więcej. A jego niełaska jest na pewno sygnałem, że PiS się zmienia. No, z drugiej strony, owa zmiana to nic dziwnego, wielkiego wyboru partia rządząca tu nie ma. Bo w ostatnich miesiącach zainkasowała tyle ciosów, że chyba rozumie, że musi się cofnąć. Te ciosy były wyliczane, opisywane, więc tylko parę słów przypomnienia. Jeśli chodzi o kraj, to na pewno zmusił PiS do cofnięcia się kolejny Czarny Marsz, oczywiście bombą była sprawa premii dla ministrów, no i pewnie wiele do myślenia szefom PiS dał odpływ grupy wyborców, zniesmaczonych pomysłem degradacji generała Jaruzelskiego. Teraz dochodzi do tego protest opiekunów osób niepełnosprawnych - PiS jest tu na przegranej pozycji, bo nie można opowiadać, że na wszystko będą pieniądze, a na pomoc nieuleczalnie chorym, sparaliżowanym - nie ma. Jeśli chodzi o zagranicę - to także było wszystko wałkowane. Zmiana ustawy o IPN zrzuciła Polskę do grona krajów trzeciorzędnych, rodzimi narodowcy, antysemici itd. mogą napinać się ile chcą, lata trzeba będzie tę niemądrość naprawiać. Za chwilę rachunek może wystawić Unia Europejska. Art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej został uruchomiony. A realną konsekwencją tego kroku może być pominięcie polskiego głosu przy układaniu unijnego budżetu i rozdziale unijnych funduszy. Czyli kilka miliardów euro w plecy. Więc tu również PiS trąbi do odwrotu, Frans Timmermans nie jest już wrogiem, już jest zapraszany do Polski, już się z nim rozmawia, przymila. Jeszcze mocniej o tym odwrocie świadczą inne ruchy. Spójrzmy na zmianę, która ma miejsce w MSZ. Tam nie tylko doszło do wymiany Witolda Waszczykowskiego na Jacka Czaputowicza, ale do zmiany koncepcji polityki zagranicznej. Jeszcze nie tak dawno Witold Waszczykowski grzmiał w Sejmie, że będzie walczył z "pedagogiką wstydu". A priorytetem polityki zagranicznej miała być "dyplomacja historyczna". W realu to wyglądało tak, że ambasady były kolanem zmuszane do propisowskiej propagandy. Ówczesny wiceminister Jan Dziedziczak w piśmie wysłanym do placówek rozwodził się o konieczności "promowania myśli politycznej śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego", polecał m.in. pokazywanie filmu "Smoleńsk" oraz dokumentu Anity Gargas "W imię honoru". Polskie przedstawicielstwa miały też promować wiedzę o żołnierzach wyklętych oraz współorganizować uroczystości religijne. To było na poważnie, placówki były z takich działań rozliczane. A jak szefowa Instytutu Polskiego w Berlinie (już z rozdania "dobrej zmiany") napomknęła, że "Smoleńsk" to słabizna, że Niemców to nie weźmie, została natychmiast odwołana ze stanowiska. Teraz jest inaczej, zdymisjonowany został wiceminister Jan Dziedziczak, a jego następca Andrzej Papierz oświadczył, że Instytuty Polskie mają się zająć prezentowaniem polskiej kultury a nie polityką historyczną. Wielka zmiana! Przykładów zamykania frontów, kursu na łagodzenie reżimu, niedrażnienia, jest więcej. W PiS już wiedzą, że okrzyki ani kroku wstecz, nie oddamy ani guzika, owszem, mogą budzić entuzjazm twardego elektoratu, ale u innych budzą raczej ironiczne uśmieszki. Porażki na arenie międzynarodowej, kompromitujące wpadki w kraju - ta seria odarła PiS z nimbu partii, która wygrywa. Z opinii niezwyciężonej. Ludzie się śmieją, że to nieudacznicy. A to jest równie bolesne, jak niedawna utrata opinii partii uczciwej, niepazernej na pieniądze. Gdy zaś nie ma się opinii uczciwych i niezłomnych, to trzeba się układać. Poza tym, PiS też jest inny niż dwa lata temu. Jego kadry chciałyby wreszcie spokojnie konsumować owoce władzy. A jak mówić o spokoju i konsumpcji, kiedy prezes wciąż nawołuje do walki? Więc jeszcze Macierewicz będzie pokrzykiwał, a Ziobro zamknie jednego lub drugiego. Ale o atmosferę grozy będzie coraz trudniej. Jak mawiał Wieszcz: "Wszystko przejdzie. Po huku, po szumie, po trudzie Wezmą dziedzictwo cisi, ciemni, mali ludzie."