W roku 2020 Polacy będą szczęśliwi - woła nowa wicepremier Elżbieta Bieńkowska, a sympatyzujące z Platformą media lansują ją na nową gwiazdę. Bo ma być wszystko nowe - nowa twarz rządu, i nowy cel, który ma ludzi mobilizować. Coś w rodzaju Euro 2012. Oto nowy plan - droga do szczęśliwości. Oczywiście, nie wiem, czy Polacy będą szczęśliwi w roku 2020, czy też nie, choć sądzę, że raczej to się nie zdarzy. Natomiast już z większą dozą pewności mogę stwierdzić, że opowiadanie o 440 miliardach, które nas odmienią, to PR-owska mgła, którą Donald Tusk nad nami zaciąga. Mgła jak mgła - w ręce jej nie złapiesz. Więc i ta wielkich sukcesów Platformie nie przyniesie. Z kilku powodów. Po pierwsze, w latach 2007-2013 także dostaliśmy z Unii furę pieniędzy. Na czysto było to około 250 miliardów złotych. I co? Owszem, zbudowano sporo dróg, odnowiono miasta i miasteczka, rolnicy powymieniali maszyny, podobnie jak i drobni przedsiębiorcy. Polska się zmienia, to widać. Ale za jaką cenę? W roku 2007, kiedy Tusk brał władzę, dług publiczny Polski wynosił 527 miliardów złotych. Pod koniec roku 2013 wynosić będzie około 900 miliardów złotych. Więc w ciągu sześciu lat wzrósł o 373 miliardy złotych, czyli o około 120 miliardów dolarów. A teraz porównajmy to z długami Gierka i z tym, co za te pieniądze w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia pobudowano. Nie będzie to dobre porównanie dla Tuska. Gierek zadłużył Polskę na 20 miliardów dolarów, czyli sześć razy mniej. Tylko że za te pieniądze coś konkretnego pobudowano - 557 fabryk, 2,5 mln mieszkań i parę innych rzeczy. Do dziś Skarb Państwa łata dziury wyprzedając resztki po Gierku - ktoś wyliczył, że zarobiliśmy już na tym ponad 40 miliardów dolarów, a przecież jest jeszcze sporo do opchnięcia... I teraz pytanie: a co zostanie po Tusku, który w ciągu sześciu lat premierowania miał 250 miliardów złotych z Unii i 527 miliardów zł tych pożyczonych? W czasie takiego zalewu pieniędzy bezrobocie wzrosło do 13 proc. (czyli zwiększyło się o 40 proc.), a byłoby jeszcze większe, tylko że 2 miliony Polaków wyjechało za granicę. Tempo wzrostu mamy śladowe. Do tego maleją inwestycje zagraniczne... To wszystko interpretować można dwojako. Że gdyby nie pieniądze z Unii, to Polska byłaby nie zieloną wyspą, a czarną dziurą. Albo inaczej: że mimo tych pieniędzy drepczemy w miejscu. I jedna i druga interpretacja chwały Tuskowi i jego ekipie nie przynosi. Śmiało można budować tezę, że ta ekipa źle wykorzystuje okienko historii. Wydajemy głupio, na przysłowiowe stadiony i aquaparki, które fajnie wyglądają, ale miliony trzeba do nich dopłacać, i tak będzie zawsze. Na szkolenia, które nic nie dają, poza tym, że można na nich dobrze zarobić. Sam widziałem szkolenie, którego tytuł brzmiał mniej więcej tak: dlaczego szkolenia są nieefektywne i niewiele z nich pożytku... Zresztą, mówiła o tym także Elżbieta Bieńkowska, nie przeznaczamy pieniędzy na badania naukowe, na edukację, na rozwój firm. Rywalizujemy w Europie niższą płacą. I tyle. O tej "rywalizacji", jak ona wygląda, można czytać w gazetach. Polska jest europejskim liderem, jeśli chodzi o śmieciówki, jest też w czołówce, jeśli chodzi o bezrobocie wśród młodzieży. Normą stały się różnego rodzaju staże czy okresy próbne polegające na tym, że młody człowiek pracuje, ale nie dostaje za to pieniędzy. Mówi mu się, że albo się nie nadaje, albo wręcz tłumaczy mu się, że powinien się cieszyć, bo fakt pracy wpisany mu będzie do CV. Oto rozbój pod gołym niebem! Z drugiej strony, wciąż czytam, że rośnie w Polsce sprzedaż artykułów luksusowych, drogich samochodów, drogich rezydencji i tak dalej. Wniosek może być tylko jeden: Polska Tuska jest niesprawiedliwa i sprawiedliwości nie broni! Więc jedni coraz bardziej bezczelnie wyzyskują drugich. Czy dlatego, że firma im padnie, jeśli nie zejdą z kosztami? Nie! Dlatego, że chcą sobie kupić jeszcze bardziej wypasioną furę. Albo wypasiony zegarek... Państwo Tuska jest tak skonstruowane, że tym na górze łatwiej, ale tym na dole trudniej. I dlatego opowieści premiera o zielonej wyspie, o wielkich pieniądzach i tak dalej, to będzie jak grochem o ścianę. To budzić może entuzjazm w grupie platformerskich działaczy, którzy już sobie liczą przyszłe konfitury, ale normalnego obywatela to wszystko mało rusza. Bo dla niego to... co najwyżej śmieciówka. Wygląda to jak fatum. Mamy źle ułożony kraj, w którym miliardy są źle wykorzystywane. Tego obecna władza nie naprawi, bo nie ma takiego interesu i koniecznej determinacji. Bo tkwi w przekonaniu, że żyjemy w najlepszym okresie w tysiącletniej historii Polski, więc po co cokolwiek zmieniać? Warto posłuchać, co piszą i mówią bliscy Platformie publicyści i platformerscy politycy. Że teraz jest najlepiej. Że Polska Ludowa to czas upadku i ruiny, potem był czas wyciągania się z biedy, a teraz ścigamy świat... Teraz żyjemy w kraju szczęśliwym... PiS mówi coś zupełnie innego, też nie zwracając uwagi na elementarne fakty: że żyjemy w kraju nieszczęśliwym, w kondominium niemiecko-rosyjskim, w którym premier z rosyjskim prezydentem zabili Lecha Kaczyńskiego. Oto emocjonalny wyraz polskiego sporu: jesteś szczęśliwy czy jesteś nieszczęśliwy? Do tego polską politykę sprowadził słynny PO-PiS. W sumie jest to pytanie, w jakiej mgle chcesz przebywać? Robert Walenciak