Inny mamy świat. Biden z Putinem nie mogli go dzielić, bo już nie mają takiej siły. Świat jest wielobiegunowy, z wielkimi Chinami, rosnącymi w siłę Indiami, cóż może narzucić im Waszyngton czy Moskwa? A Europa? Z kolei Polska, bo o nią się martwimy, jest już poza zasięgiem takich ustaleń. Jesteśmy częścią Zachodu, częścią Unii Europejskiej, tworzymy ją, a nasza gospodarka jest coraz mocniej sklejona z gospodarką niemiecką. Wyrwać Polskę z takiego klastra - to najpierw trzeba byłoby rozwalić Europę. Owszem, ciągle słyszymy, że Rosja chce właśnie tego, że kolejnymi zagraniami, a to finansując różne partie i ruchy, a to puszczając armie hakerów i trolli, destabilizuje Unię. Ale przecież nie robi tego po to, by wrócić czołgami nad Wisłę. Tylko by w tych zapasach z Zachodem mieć więcej pola. A Zachód? Zachód patrzy na Rosję przez własne okulary, z ciągłą nadzieją, że zarobi... I wciąż nie zarabia, choć dla Niemców ten Nord Stream 2 może być odwróceniem złej tendencji, zakończeniem lat posuchy. A dla nas? Prawica, gdy widzi Putina z Bidenem woła "Jałta 2", a Platforma, jej minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, na Nord Stream 2 woła: "Pakt Ribbentrop-Mołotow!" Czyli co - czeka nas z powodu rury rozbiór Polski? Piąty z kolei? Ech... Proste skojarzenia są efektowne, ale są i niebezpieczne, bo świadczą o ubóstwie intelektualnym ich autorów. Albo o ich cynizmie - że wierzą, że takimi prymitywnymi chwytami damy się wodzić za nos... Choć zastanawia mnie, dlaczego w polskiej publicystyce o Nord Stream 2 tak wiele piszemy o rachubach Putina, a tak mało o rachubach Berlina. Bo dla Rosji to kolejna rura z gazem do Europy. A dla Niemiec? Nord Stream 2 daje im pozycję wielkiego hubu, rozsyłającego rosyjski gaz po całej Europie. Tańszego niż norweski. Wzmacnia ich pozycję wobec Rosji - bo to oni będą mieli kurek, i zawsze będą mogli go zakręcić, i wzmacnia pozycję wobec państw Unii - jako gazowego gracza. Jeżeli ktoś w przyszłości będzie opisywał, jak Niemcy, powoli, ale bardzo konsekwentnie budowały swoją pozycję lidera zjednoczonej Europy, to cały rozdział poświęcą NS2. I może dwa zdania Polsce, bez której tej rury przez Bałtyk by nie było. Bo to nasz sprzeciw wobec Jamału 2, czyli gazociągu, który miał iść przez nasz kraj, zrodził pomysł obejścia Europy Środkowej morzem... My nie chcieliśmy, inni skorzystali... Więc co dalej? Wszystko Putinowi zostanie darowane? Bo Biden potrzebuje go w rozgrywce z Chinami, a Europa, żeby robić interesy? I tak, i nie. Wielka polityka międzynarodowa nie jest dziś polityką kto-kogo. To jest oczywiste - ani Ameryka nie pokona Chin, ani Chiny Ameryki, Rosja będzie Rosją, Indie Indiami. Oczywiście, rywalizacja - o strefy wpływów, o zasoby, o technologie - będzie trwała, ale to będzie pomieszane z różnymi wspólnymi działaniami. W obronie klimatu, w imię wymiany gospodarczej itd. Wiadomo, drugiej Ziemi nie ma. Otóż, żeby w tej grze skutecznie uczestniczyć, w tym pomieszaniu pokoju i wojny, potrzebna jest obliczalność. Nic gorszego nie ma dziś na świecie, niż nieobliczalni liderzy. To zarzut największego kalibru. Sam na własne uszy słyszałem jak w Moskwie, w MGIMO, rosyjscy naukowcy, eksperci zastanawiali się po wyborze Trumpa na prezydenta, czy dla Rosji to dobrze, czy źle. I wniosek mieli taki - że na dwoje babka wróżyła. Bo owszem, on lepiej patrzy na Rosję niż Demokraci. Ale jest nieobliczalny, więc trudno w oparciu o niego cokolwiek planować... Kolejne lata te rachuby potwierdziły. Dlatego warto wsłuchać się w ton wypowiedzi obu prezydentów po genewskim spotkaniu. Że jeśli chodzi o przyszłość stosunków rosyjsko-amerykańskich, one raczej miłe nie będą, ale jedno ma być pewne: ona mają się stać obliczalne. To jest oferta Bidena. Putin ma wiedzieć czego spodziewać się ma po Ameryce, Biden - czego spodziewać się ma po Rosji. Do ambasad mają wrócić dyplomaci. Kanały komunikowania się mają być odbudowane. Więc i kanały negocjacji. To dla niektórych, spragnionych deklaracji typu "zdrada", "zwycięstwo", itp., może być rozczarowujące. Ale pocieszę ich - dobra polityka z reguły jest nudna.