Osobiście nie sądzę, by z takim przydomkiem przeszedł do historii. Raczej uznany zostanie za szaleńca-mordercę, motywowanego skrajnie prawicowymi hasłami. Specjaliści od terroryzmu zakwalifikują go najpewniej jako kolejnego "samotnego wilka". To termin użyty przez Amerykanina Josepha Tommasi w roku 1974, założyciela Narodowo-Socjalistycznego Frontu Wyzwolenia, organizacji, zdaje się, jednoosobowej. Tommasi rok później zginął, ale jego pomysł na prawicowy terroryzm żyje. Zakłada, że każda organizacja jest infiltrowana przez rząd, przez policję. Bo jak jest dwóch - to jeden może być agentem. A poza tym, rozmawiają, telefonują, zostawiają ślady... A "samotnego wilka" nie wykryje nikt. Więc będzie skuteczny. Co potwierdziło się w roku 1995, podczas zamachu w Oklahoma City, gdzie zginęło 168 osób... Tak więc Breivik "największym potworem" nie będzie, ale i tak przejdzie do historii. Po pierwsze, jako ten, który rzucił spokojną Norwegię na kolana, który zabił prawie sto (wciąż nie jest znana liczba jego ofiar) niewinnych osób. Świadomie nie piszę "przypadkowych", bo przecież dokładnie wybrał swoje ofiary - pracowników instytucji rządowych oraz młodych działaczy i sympatyków Partii Pracy. Osiemnastolatków, dwudziestolatków... Można w ciemno zakładać, że wśród ofiar na wyspie Utoya są niedoszli norwescy parlamentarzyści, ministrowie, a może i szefowie rządu... Reprezentujący znienawidzoną przez Breivika lewicę. Po drugie, jako ten, którego szaleństwo jest odbiciem strachów społeczeństw zachodniej Europy. Przed emigrantami, przed wielokulturowością, nowym światem, który nieubłaganie nadszedł. Zachód już wie, że nie wyrzuci emigrantów, że będzie kolorowy. Ale też i wie, że nie uniknie takich "obrońców cywilizacji białego człowieka" jak Breivik. To jest wyzwanie, jak przez to wszystko przejść suchą nogą! Jak to ułożyć... Na marginesie, nie spodziewam się, by do tej najważniejszej dla Europy debaty mogli coś wnieść Polacy. W tych sprawach cierpimy na rozdwojenie jaźni. Polak w ojczystym kraju jest ksenofobem, będzie opowiadał, że asfalt powinien leżeć na ulicy, że chrześcijańska Europa musi się bronić itd. Ale jak pojedzie na Zachód, to sam występuje w roli "asfaltu"... To Polacy wzbudzają w Holandii czy Irlandii coraz większą agresję, to nas zachęcają do powrotu do domu i opisują jako pijaków, brudasów, zanieczyszczających piękną Europę. Na niderlandzkich forach internetowych zluzowaliśmy już muzułmanów jako ci, którzy wzbudzają największą niechęć... Jest też trzeci powód tego, że o Breiviku jeszcze przez długi czas będzie głośno. Dla politologów jego atak jest kolejnym faktem potwierdzającym tezę, że mapa terroryzmu ewoluuje. Że ekstremiści lewicowi są w odwrocie, że skrajna prawica skuteczniej mobilizuje do szaleństwa, do odmawiania innym nie tylko prawa do posiadania własnych wierzeń, przekonań, ale i do życia. Po czwarte, zatrzymałbym się przy portrecie psychologicznym norweskiego zamachowca. Czy fakt, że nie potrafił ułożyć sobie życia, nie miał rodziny, żony, dzieci (to wersja dla konserwatystów), grupy przyjaciół (to wersja dla lewicowców), nie miał wpływu na jego szaleństwo? A czy w związku z tym nie powinien był przechodzić szczegółowych testów psychologicznych zanim otrzymał pozwolenie na broń? Jako ten, który znajduje się w grupie podwyższonego ryzyka? Piszę o tym w trybie przypuszczającym, bowiem zmroziła mnie wypowiedź byłego szefa UOP gen. Czempińskiego, który stwierdził, że przyczyną tragedii w Norwegii jest nadmiar tolerancji i demokracji. Cóż, generał zachował się jak typowy przedstawiciel resortu siłowego, który będzie twierdził, że najlepszym lekarstwem na wszystko jest więcej policji i więcej władzy dla policjantów. A takie tragedie, jak masakra na wyspie Utoya takie żądania legitymizują. Nie byłoby roztropne pochopnie im ulegać. Państwa policyjne nie są wolne od przestępstw czy terroryzmu. Za to wszelkiej maści służby mundurowe zbyt swobodnie w nim się czują. Tworzą państwo w państwie. Kastę nietykalnych. Byle sąsiad byle stójkowego o tym wie... Państwo policyjne jest poza tym bardzo drogie, bo trzeba z budżetu płacić na całą masę wypasionych facetów pilnujących porządku. Policjantów, bezpieczniaków służb wszelakich, tajniaków, agentów, służbę więzienną i tak dalej... Ale faktem jest, że w ostatnim dziesięcioleciu, po 11 września, w imię ułudy bezpieczeństwa na fali histerii społeczeństwa zachodnie nie tylko pozwoliły zabrać sobie wiele obywatelskich praw, to jeszcze dały sobie wmówić, że tylko wojna uwolni je od wszelkich zmor. Osama bin Laden nie żyje, jego egzekucję oglądał na żywo prezydent USA - ale czy w związku z tym strach przed atakami terrorystów islamskich zmalał? Myślę, że w niewielkim stopniu. Za to dziesięć lat pogoni za cieniem i strzelanie do wszystkiego co się rusza kosztowało Amerykę więcej ofiar niż zginęło w World Trade Center (nie mówiąc o dziesiątkach tysięcy zabitych Irakijczyków i Afgańczyków), utratę autorytetu w świecie, no i gigantyczne kłopoty finansowe. Ekspedycje wojskowe Ameryki pochłonęły nie miliardy, a biliony dolarów. I dziś Ameryce bardziej zagraża nie Al-Kaida, tylko widmo bankructwa. A Europie, jak widać, "samotny wilk", który postanawia zaprowadzić porządek. Tak oto ze strachu przed Al-Kaidą, islamem, emigrantami, Zachód rozwala się sam. Robert Walenciak