Jak ten wyścig będzie wyglądał? Oczywiście, podczas kampanii zdarzy się sporo zaskakujących rzeczy, których nawet się nie domyślamy. Ale jeszcze więcej działań będzie toczyć się według wcześniej ustalonych planów. Według wcześniej założonych wielkich strategii. O ich sile świadczy przypadek Marka Kuchcińskiego i afery z jego udziałem. Tej lotniczej. W normalnym kraju taki stosunek do dobra wspólnego, te oszustwa, że to lot służbowy, a to przelot z żoną na trasie Warszawa-Rzeszów, byłby dyskwalifikujący dla polityka, a jego partie kosztowałby wiele procent spadku poparcia. Tymczasem PiS-owi nic z powodu Kuchcińskiego nie spadło. OK - wystarczająco szybko zmuszono go do dymisji, przecięto wrzód. Ale jeszcze jeden element na to wpłynął, bardziej istotny - otóż sympatycy PiS związani są z tą partią innymi więzami. Mocniejszymi, i takimi, które pozwalają myśleć tak - OK, z tego Kuchcińskiego to łobuz, ale przecież z jego powodu nie obrażę się na PiS. Bo o ważniejsze rzeczy toczy się gra. No właśnie, o tych ważniejszych rzeczach porozmawiajmy. Cztery lata temu, w roku 2015, kampania PiS odwoływała się do trzech grup wyborców, czasami zresztą się pokrywających, do trzech rodzajów wrażliwości. Po pierwsze, do wyborców związanych z Kościołem. PiS był dla nich, także za sprawą propagandy mediów księdza Rydzyka, obrońcą wiary i Kościoła. Po drugie, PiS grał na nucie klasowych podziałów. To była ta cała wielka narracja my-uczciwy lud kontra oni-wysferzone elity. My-prowincja, oni-wielkie miasta. My-ludzie ciężko pracujący, oni-mający pieniądze nie wiadomo skąd. A może nawet ukradzione... No i trzecia grupa - to odwołanie się do marzeń republikańskich - PiS obiecywał budowę silnego państwa, uczciwego, ze sprawnymi służbami i politykami, których nie kuszą ośmiorniczki. Taką wizją przyciągnął pewną część wyborców. A co z tego wszystkiego zostało dziś, po czterech latach? Na pewno nic nie zostało z trzeciej grupy - państwo PiS-u nie jest ani silne, ani sprawne, ani uczciwe. Polska w coraz mniejszym stopniu jest państwem, w coraz większym - partyjną własnością. I to w zasadzie widać na każdym kroku. Począwszy od słabości polskiej dyplomacji, słabości armii, która jeździ i lata na sprzęcie albo z czasów PRL, albo z czasów rządów SLD, a skończywszy na tak kuriozalnych sprawach jak funkcjonowanie prokuratury czy policji. Towarzyszy temu rekonstrukcja najgorszych cech Polski Ludowej - prawo służy partii, a nie obywatelom. Z kolei funkcjonariusze partii mają coraz większe przywileje, i coraz bardziej ostentacyjnie z nich korzystają. Dla wyborców ceniących wartości republikańskie PiS oferty już nie ma. Ale raczej się tym nie przejmuje, bo zdecydowane postępy poczynił w dwóch pierwszych grupach, i na tym zamierza opierać swą kampanię. W porównaniu z rokiem 2015, PiS jeszcze mocniej związany jest z Kościołem, prezes Kaczyński, ksiądz Rydzyk, abp Jędraszewski, ten tercet nadaje tempa kampanii. Kaczyński woła, że trzeba bronić polską rodzinę przed LGBT, Jędraszewski straszy "tęczową zarazą", oni wszyscy chcą bronić Boga, no i polskie dzieci przed rozpustą, i tę wojnę nakręcają. Kościół nie jest już powszechny, on jest wojujący. I wyklucza wszystkich innych ze wspólnoty. Druga grupa - to wyborcy podatni na hasła klasowe. O nich Jarosław Kaczyński nie zapomniał, a oni nie zapomnieli o nim. Jeżeli dokonamy analiz elektoratu PiS to zauważymy, że jest coraz bardziej plebejski. W sposób naturalny można go więc przeciwstawiać "zepsutym elitom". No i są to wyborcy, którzy wysoko cenią sobie 500 plus, i chętnie słuchają, że są solą tej ziemi. W tych hasłach pobrzmiewają nuty rodem z Polski Ludowej, że władza wsłuchana jest w głos klasy robotniczej, że gonimy kraje Zachodu, że Polak potrafi itd. Na ile jest to świadome nawiązanie do czasów Gierka i Gomułki, na ile melodie te po prostu grają w duszach pisowskich strategów - tego nie wiem. Ale słychać to znakomicie. Choćby w zapowiedziach, że 500 plus nie oddamy, że za chwilę będą jeździć polskie samochody elektryczne, i w polskich stoczniach będą budowane polskie promy. PRL-owska jest też forma uprawiania polityki - defilady, święta narodowe, kolejne pikniki, na których pojawiają się politycy. To wszystko w czasach PiS rozkwitło, i kwitnąć będzie. Tak jak festyny po pochodach pierwszomajowych, czy święto "Trybuny Ludu". Czyli smażenie kiełbasek, muzyka, tańce, piwo i inne przyjemności... I tylko do tego można dodać, że Gierek jednak coś wybudował i oprócz obietnic coś robił, a Morawiecki... Nikt nawet nie próbuje brać poważnie jego obietnic o elektrycznych samochodach... Choć, jeśli chodzi o zadłużanie, to obecna ekipa już dawno przebiła gierkowską, bo dług publiczny w czasach rządów PiS wzrósł o ponad 110 mld zł. No dobrze, jeżeli mamy zarysowane (przez PiS) pola politycznej bitwy, to jak ona się zakończy? Na razie tego nie wiemy. Poczekajmy parę dni, jak odpalą swoje kampanie bloki opozycji, jak będą działać, do jakich haseł (i podziałów) będą się odwoływać. Jak organizować będą spotkania z wyborcami. Na razie, w tym wyścigu, PiS jest daleko z przodu, dystansuje opozycję jeśli chodzi o pomysł na wybory, strategię kampanii, no i te wszystkie eventy... Oczywiście, nie jest to żadna gwarancja na wielką wygraną, łaska ludu na pstrym koniu jeździ, to że ktoś weźmie na festynie długopis z nazwiskiem kandydata, nie oznacza, że na niego zagłosuje. Różnie bywa. Choć najważniejsze jest, by związać wyborcę emocjonalnie, bo on gdy pokocha, to potem znajdzie dziesiątki racjonalnych uzasadnień swojego wyboru. Czyli o serca ludzi toczy się gra.